Tematy, które najczęściej kończą się awanturą? Polityka i pieniądze. Wystarczy, że na spotkaniu rodzinnym lub w gronie przyjaciół zostanie poruszona któraś z tych kwestii i spór jest niemal gwarantowany. Boleśnie przekonała się o tym kilka tygodni temu Marta (imię zmienione przez redakcję), która mimo młodego wieku świetnie radzi sobie na rynku pracy. Mając 26 lat, zdążyła już awansować w jednej firmie i dostać pracę w kolejnym, bardzo prestiżowym miejscu. Reakcja jej bliskich na ten fakt okazała się – delikatnie mówiąc – nieprzyjemna.
Zobacz także: LIST: „Rodzice spłacają mój kredyt mieszkaniowy. Sami to zaproponowali, więc żal nie skorzystać”
„Czy naprawdę zarabiam aż tak dużo, żeby wzbudzać tak niezdrowe emocje?” – zastanawia się w swoim liście Marta.
Publikujemy go w całości.
Już na początku chciałam zaznaczyć, że nie piszę tego listu, aby kogokolwiek sprowokować. Ograniczmy hejt w komentarzach i skupmy się na konstruktywnej krytyce. Potrzebuję opinii osób z boku, bo od jakiegoś czasu mam wrażenie, że albo ze mną jest coś nie tak, albo bliscy mi ludzie stali się wilkami. A sama już nie wiem, jak mówić o tej sytuacji, gdy w rozmowach
wybrzmiewa ten temat.
Ale po kolei - mam 26 lat, mieszkam w dużym mieście, skończyłam ciekawe ekonomiczne studia, w trakcie których bardzo się angażowałam i wykorzystywałam możliwości: koła naukowe, konferencje, wyjazdy zagraniczne itd. Znam też 3 języki obce, co zawsze jest dużym plusem na rynku pracy. Już od 2 roku zaczęłam pracować, początkowo były to dorywcze prace, ale zdobywałam pierwsze doświadczenie, a później stopniowo odbywałam różne staże. Na 5 roku dostałam pracę na część etatu w świetnej korporacji i na ostatnim semestrze podpisałam umowę na pełen etat i czas nieokreślony.
Cały czas obserwowałam moich znajomych, ludzi którzy mieli 23-24 lata i żadnego doświadczenia, ale żyli z wyobrażeniem, że po ukończeniu magisterki ze średnią 5.0 firmy będą się o nich bić i dawać 5.000 na rękę oraz oczywiście wszystkie benefity. Ups, ja już wcześniej wiedziałam, że tak nie jest, oni obudzili się z ręką w nocniku. Część z nich wróciła do rodzinnych domów, część obniżyła wymagania i zaczęła od zera z najniższą krajową lub umową-zleceniem.
Dzisiaj, 2 lata później mówię, że mi się udało. We wspomnianej pracy szybko doceniono moje zaangażowanie, pracowitość, po roku dostałam awans i…odeszłam. Nadarzyła się świetna oferta i bez wahania złożyłam wypowiedzenie. Od tego czasu minęło kilka miesięcy i teraz wiem, że była to najlepsza decyzja w mojej karierze. Szybko dostałam kredyt na mieszkanie, miałam odłożone na wkład własny i wyposażenie i już myślę o kolejnej inwestycji. Jednak nie wszyscy cieszą się moim szczęściem….
Polska jest krajem, gdzie mówienie o zarobkach sprawia duży problem. To temat tabu… Od jakiegoś czasu zauważam to bardzo często. Przy okazji wizyty u rodziny pochwaliłam się zmianą pracy i przypadkowo padła kwota jaką zarabiałam na start w poprzedniej firmie. Było to 5.000 brutto, wywołałam burzę… Ciocie i wujkowie szybko przeliczyli, że teraz muszę zarabiać tak dużo, że za moimi plecami ciągle mnie obgadują. Zaczęły się uszczypliwości w stylu „taka gówniara a już nie wie, co z pieniędzmi zrobić”, „biznesmenka od siedmiu boleści”, „ja po 30 latach pracy nie zarabiam nawet połowy z tego”.
Podobnie ze znajomymi. Zaprosiłam kilkanaście osób na domówkę i przy okazji chciałam poinformować o zmianie. Poprzednia firma ma na rynku bardzo dobrą opinię, więc najpierw byli w szoku i pierwsze reakcje nie były przyjemne. „Wrócisz z podkulonym ogonem, bo nigdzie Ci nie będzie tak dobrze jak tam” to słyszałam najczęściej. Tylko najlepsza przyjaciółka mi szczerze pogratulowała…. Potem padła nazwa nowej firmy i wtedy stało się coś, w co do dzisiaj nie dowierzam… Chcę wyjaśnić, że firma, w której teraz pracuję jest pewnego rodzaju wisienką na torcie na rynku pracy. Wysokie zarobki, nowoczesne biuro, ogromny pakiet benefitów i mnóstwo podróży służbowych po całym świecie.
Kiedy znajomi usłyszeli nazwę firmy myśleli, że żartuję, mówili, że to niemożliwe, bo (podobno wg nich) tam trzeba mieć co najmniej 4 lata doświadczenia. Potem zaczął się temat finansów i to był mój gwóźdź do trumny, bo każdy wie, że już na samym początku zarobki są wysokie w porównaniu z innymi korporacjami na rynku.
Do teraz codziennością są komentarze, że Marta sponsoruje imprezę, bo przecież zarabia miliony w XYZ. Zarabiam ok 7.500 – 8.000 brutto z nadgodzinami. Czy to naprawdę tak dużo i może wzbudzać takie kontrowersje w każdym towarzystwie do jakiego trafiam? Stałam się na tym punkcie bardzo czuła, bo ja nigdy nikomu nie liczyłam ile zarabia, wydaje, na co go stać. Nikomu nic nie ukradłam, jestem tą samą dziewczyną, którą poznali lata temu i zawsze szczerze gratuluje innym sukcesów. Zawsze staram się dopasować do otoczenia w którym przebywam. Podróżuję jak każdy człowiek, latam zwykłymi liniami lotniczymi, bukujemy normalne hotele, ale sensację wzbudza lot służbowy w 1 pierwszej klasie czy nocleg w 5 gwiazdkowym hotelu za pieniądze firmy….
Rodzice wychowywali mnie dość surowo, ale dzisiaj jestem im za to wdzięczna, bo dzięki nim jestem w tym miejscu. Kocham swoje życie, pracę, ciągle się rozwijam, ale nie wiem dlaczego nagle wszyscy wmawiają mi „sodówkę”, bo zmieniłam pracę, gdzie dobrze mnie traktują, spełniam się i rozwijam, a do tego stać mnie na wiele fajnych rzeczy i teraz ja mogę pomagać rodzicom. Od managera wiem, że niedługo chce mnie awansować i dać własny zespół. Bardzo mnie cieszy że tak się odnalazłam w tej firmie, ale już dzisiaj odczuwam ucisk w żołądku, bo chyba nie powiem o tym nikomu, tylko najbliższym przyjaciołom.
Boli mnie to, ale z drugiej strony, wiem, że zasłużyłam na wszystko ciężką pracą przez ostatnie lata. Cieszę się ze swoich zarobków, ale ci, którzy „zazdroszczą”, nie widzą jakie ponoszę koszta: ciężko mi kogoś poznać (jestem singielką), duża liczba nadgodzin, częsta praca w weekendy, wielodniowe delegacje. Jest mi przykro, że komuś z zazdrości może przeszkadzać mój status materialny oraz to, że nie narzekam, jak to w Polsce powszechne.
Musiałam się wygadać komuś obcemu i usłyszeć opinie na ten temat, czy naprawdę zarabiam aż tak dużo, żeby wzbudzać tak niezdrowe emocje?
Pozdrawiam
Marta
Zobacz także: LIST: „Mam 30 lat i kupiłam już 2 mieszkania. Jak się chce, to naprawdę można