Niektórzy uwielbiają się przechwalać, jacy to są samodzielni. Nikt im nie pomógł i wszystko osiągnęli własną pracą. No i super, ale nie można inaczej? Jak ktoś oferuje pomoc, to nie widzę powodu, żeby z niej nie skorzystać. Życie trzeba sobie ułatwiać. Ja nie mam nikomu nic do udowodnienia.
Zobacz również: LIST: „Mój narzeczony nie dostał kredytu na mieszkanie. Podejrzewam, że coś przede mną ukrywa”
Zabrzmiałam trochę zadziornie, ale wcale nie jestem taka pewna siebie. Gdzieś z tyłu głowy czai się myśl, że jednak nie mam się czym chwalić. Być może nawet poczucie winy. Wstyd? Inni się zarzynają, żeby coś mieć, a ja przychodzę na gotowe i niczym nie muszę się martwić. Ale z drugiej strony - przecież każdy by tak chciał.
Najbardziej krytykować będą mnie osoby, które same nie dają sobie rady i zazdroszczą.
Doskonale zdaję sobie sprawę, że jestem w wyjątkowo komfortowej sytuacji. Mało kto ma takie szczęście. Widzę to po znajomych, którzy użerają się z bankami, a później biorą kredyty na kilkadziesiąt lat z ogromną ratą. Przez większą część życia będą musieli oddawać przynajmniej połowę pensji. Ze mną miało być tak samo.
Oficjalnie zresztą wszystko jest na mnie i przynajmniej mam jeden powód do dumy - zdolność kredytową, a z tym różnie bywa. Spłatą na razie nie muszę się martwić, bo rodzice zaoferowali mi wsparcie. Dopóki mogą, dopóty będą wpłacać. Przyznam, że nawet dla mnie było to zaskoczenie, ale grzech nie skorzystać.
Kto na moim miejscu odrzuciłby taką propozycję?
Okazuje się, że prawie wszyscy, bo już słyszałam różne komentarze na ten temat. Jeden z nich brzmiał: nie będziesz samodzielna do czasu, kiedy nie zaczniesz sama za siebie płacić. Zupełnie tak, jak gdyby tylko kasa o tym świadczyła. Jestem trochę innego zdania. Mam kochających rodziców, których na to stać, więc biorę co dają i doceniam.
Dzięki nim nie chodzę spłukana, bo moja rata wynosi ponad 1000 zł miesięcznie, a przecież jeszcze trzeba za coś żyć. Byłoby mnie na to stać, bo w końcu dostałam ten kredyt, ale musiałabym zupełnie zmienić swoje życie. Dzięki tej pomocy mam gdzie mieszkać i nie musiałam niczego za bardzo zmieniać.
Zdaniem niektórych to zbrodnia, że wyciągam ręce do rodziców, którzy tak ciężko całe życie pracowali.
Zobacz również: Mam 30 lat, mieszkam z rodzicami: Czy da się kupić mieszkanie bez kredytu hipotecznego?
Chyba na tym to polega? W rodzinie trzeba się wspierać. Ja od nikogo niczego takiego nie oczekiwałam. Sami poruszyli ten temat, poprosili o dane do przelewu, a zadłużenie spada bez mojego udziału. Przynajmniej mogę sobie coś odłożyć i nie chodzę sfrustrowana jak moje niektóre koleżanki. One zachowują się jak niewolnice banków.
Niedawno usłyszałam, że jestem cwaniarą i nieźle się ustawiłam. Własne mieszkanko jest, a żadnych zobowiązań nie ma. Po pierwsze - to ja jestem oficjalnie dłużnikiem i rodzice w każdej chwili mogą przestać mi pomagać, a wtedy spłata spadnie na mnie. Po drugie - nie uzyskałam tego groźbą czy szantażem. Dzielą się co mają, a ja potrafię to docenić.
Zastanówcie się tylko. Co byście zrobili, gdyby padła taka propozycja? Możecie z czystym sumieniem powiedzieć, że nie przyjęlibyście jej? Jakoś wątpię.
Patrycja
Zobacz również: LIST: „Mam 30 lat i kupiłam już 2 mieszkania. Jak się chce, to naprawdę można”