Chyba jestem jakaś dziwna. Gdyby nie pewne okoliczności, to nigdy nie wyjechałabym z kraju. Wolałabym żyć skromnie, ale u siebie, niż miotać się gdzieś po świecie. Zrobiłam to wyłącznie dla pieniędzy i mojego męża. Plan od początku był taki, że wyjedziemy, nauczymy się języka, trochę zarobimy i czym prędzej wracamy.
Zobacz również: LIST: „Wróciłam z emigracji, ale nie potrafię żyć w Polsce. Kupiłam bilet powrotny”
Od 3 lat żyjemy w Niemczech. Szczerze? Fajnie zorganizowany kraj, godziwe warunki do życia, w większości mili ludzie i ogólnie nie ma się do czego przyczepić. Porozumiewamy się też bez trudu, więc równie dobrze moglibyśmy zostać na zawsze. Założyć tu rodzinę, a do Polski przyjeżdżać tylko na święta.
Z jego strony pojawiła się nawet taka propozycja, ale ja na pewno się na to nie zdecyduję.
Nie jestem typem uciekiniera, który rzuca wszystko i próbuje szczęścia gdzie indziej. Od początku było to rozwiązanie tymczasowe. Zawsze wiedziałam, że wrócę do ojczyzny, gdzie po prostu czuję się najlepiej. W Polsce jestem u siebie, mam bliskich i plany na przyszłość. Jeśli mam urodzić dziecko, to w żadnym innym miejscu na świecie.
Może nad Wisłą są niższe zarobki, kolejki do lekarzy, zagmatwane prawo, niezbyt czyste powietrze i mogłabym tak jeszcze chwilę wymieniać. Ale na Boga - to cały czas jest mój dom. Od momentu wyjazdu odliczam dni do powrotu. Już kilka razy zmienialiśmy termin, ale na pewno się nie rozmyślimy.
Najgorsze jest to, że nie wszyscy nas w tym wspierają.
Zobacz również: LIST: „Zaprosiłam koleżankę z Francji na święta do Polski. Nic jej się tu nie podoba”
Czasami nawet od rodziców słyszę: nie wracajcie, tam wam będzie lepiej. Ciągle muszę tłumaczyć, że w życiu nie chodzi o pieniądze, ale poczucie bycia u siebie. W żadnym innym miejscu nie będę bardziej sobą. Tu są moje korzenie, mowa ojczysta, historia, zwyczaje. Może górnolotnie to brzmi, ale taka jest prawda.
Moi znajomi z emigracji mają zupełnie inne podejście. Niektórzy już po kilku miesiącach na obczyźnie całkowicie zapominają o prawdziwym domu. Im jest dobrze tam, gdzie mają pracę i stać ich na wszystko. Dla mnie naprawdę liczy się coś więcej. Nie zasnęłabym z myślą, że mam tu zostać na zawsze.
Aktualny plan zakłada powrót pod koniec roku i tak już chyba zostanie.
Święta 2020 roku chcemy spędzić w Polsce. Już nie jako goście, ale u siebie. Do tego czasu jeszcze odłożymy trochę pieniędzy, pozamykamy kilka spraw i może postaramy się o dziecko. Nie twierdzę, że na emigracji jest nam tak strasznie źle, bo to kompletna bzdura. Czujemy się szanowani i doceniani, ale jednak wolimy myśleć, mówić, czuć i żyć po polsku.
Nie chcę oceniać innych ludzi, ale powiem tylko, że czasami ich nie rozumiem. Mam wielu znajomych, którzy rozjechali się po świecie i taki scenariusz nawet im przez myśl nie przeszedł. Od czasu do czasu mówią, że tęsknią, ale nie aż tak, aby wracać. Postanowili spędzić całe życie z dala od kraju i tego się trzymają.
Tylko co to za życie?
Emilia
Zobacz również: EXCLUSIVE: „Po 10 latach wracam z emigracji. W Polsce nareszcie da się żyć”