Nie musiałam jeszcze posyłać syna do przedszkola, ale wszyscy mnie namawiali. Z każdej strony słyszałam, że dziecko potrzebuje kontaktu z rówieśnikami. Ja też sobie przy okazji odpocznę. Zgodziłam się i jestem raczej zadowolona. Nie musi tam siedzieć od 6 do 18, ale przynajmniej na kilka godzin dziennie go posyłam.
Zobacz również: LIST: „Koleżanka odwiedziła mnie pierwszy raz po porodzie. Przyszła z pustymi rękami!”
Faktycznie trochę odżył, nabrał ogłady, ładniej mówi i już nie słyszę ciągle, że się nudzi. Kiedy w weekend wychodzimy do parku, wtedy od razu leci do dzieci, które zna ze swojej grupy. Ogólnie jest dobrze, ale byłoby jeszcze lepiej, gdyby ich rodzice spuścili nieco z tonu.
Niektórzy są tak naburmuszeni, że strach. Tak jak pewna mama, która przyszła do mnie żądać odszkodowania.
Widzę kobietę pierwszy raz na oczy, bo do tej pory w przedszkolu pojawiał się tylko tatuś. Widocznie on nie chciał się ze mną kłócić, ale jej taka bezsensowna awantura wcale nie przeszkadza. Zaatakowała na korytarzu, gdy odbierałam syna. Ktoś musiał mnie wskazać, bo sama przecież się w niczym nie orientuje.
„Pani dziecko, blablabla” - zaczęła wyrzucać z siebie słowa jak z karabinu. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że podobno mój synek uszkodził bardzo drogą zabawkę jej synka. Nie wiem, głowy nie daję, ale w tym wieku takie akcje są chyba normalne? Przeprosiłam, bo chciałam się uwolnić od natręta.
Ona do mnie, że tak sprawy nie zamkniemy. To coś kosztowało przecież 300 zł.
Zobacz również: LIST: „Chcę, żeby syn miał na imię George, a nie Jurek. Urzędnicy mnożą problemy”
Już miałam jej gratulować, że tak dobrze im się powodzi, ale jakoś nie wzbudziła we mnie sympatii. Co takiej odpowiedzieć? Spokojnym tonem tłumaczę, że mnie przy tym nie było, więc nie wiem. Nie biorę odpowiedzialności i nie odpowiadam za szkody, które moje dziecko popełniło będąc w przedszkolu.
Tutaj jest pod opieką pań i to do nich niech się piekli. Ja byłam w domu daleko stąd. Zresztą, jak ona to sobie wyobraża? Że będę prowadziła syna na smyczy i miała wszystko pod kontrolą? Tym razem on mógł komuś coś zepsuć, za chwilę ktoś inny zepsuje coś jemu. Tak wygląda przecież dzieciństwo.
A poza tym, to noszenie tak drogich przedmiotów ze sobą jest proszeniem się o kłopoty.
Mamie chyba zabrakło słów. Myślała, że wydębi ode mnie pieniądze, a ja się stawiam. Naprawdę nie miałabym problemu, aby przyznać się do winy. Nawet za moje dziecko. Ale na pewno nie zrobił tego specjalnie. Rodzic nie odpowiada za swoją pociechę 24 godziny na dobę zwłaszcza, gdy przekazuje opiekę komuś innemu.
Twierdzenie, że nad 4-latkiem można zapanować, to czcze gadanie. Przez pierwszych 6-7 lat życia rodzic swoje, a dziecko swoje, więc afera zupełnie bez sensu. Nie umywam rąk od odpowiedzialności za potomka. Po prostu takie rzeczy się zdarzają i to nie jest powód do awantury.
Jeszcze postraszyła dyrekcją. Niech sobie łazi, ale ode mnie grosza nie wyciągnie.
Agata
Zobacz również: LIST: „Moje chore dziecko rozbiło w sklepie butelkę drogiego alkoholu. Nie zapłacę!”