Niektórzy są tak przewrażliwieni, że naprawdę strach się odzywać. Człowiek nigdy nie wie, kiedy kogoś śmiertelnie obrazi. Przecież ja nie miałam niczego złego na myśli. Wspomniałam o tej kwestii przy okazji i dla rozładowania atmosfery. Nikogo nie miałam zamiaru urazić, ani karać za dość powszechny błąd.
Zobacz również: Kasia dostała tak bezczelne zaproszenie na ślub, że dziś mówią o nim wszyscy
Co nie oznacza, że on powinien się zdarzyć. Zwłaszcza w sytuacji, gdy mówimy o tak oficjalnym piśmie jak zaproszenie na ślub. Przecież to pamiątka na całe życie. Nie tylko dla organizatorów, bo sama zawsze je przechowuję nawet wiele lat po uroczystości. Czasami wracam i mogę sobie przypomnieć, kiedy i u kogo się bawiłam.
Z takim babolem to trochę wstyd. Ktoś popełnił błąd, a mszczą się na mnie.
Nie wiem, czy ktoś inny też to zauważył. Ja jestem dość wyczulona na słowo pisane, bo zawsze dużo czytałam i w pracy też się tym zajmuję. Nie jestem żadną polonistką, ale przynajmniej znam podstawy, z którymi niektórzy mają ewidentny problem. Wspomniałam o tym w dobrej wierze, a robi się ze mnie jakąś nadgorliwą prostaczkę. Podobno powinnam milczeć.
Teoretycznie błaha sprawa, bo ten błąd często się przewija. Dla mnie jest jednak różnica, gdy ktoś zaprasza na 20 czerwiec czy na 20 czerwca. Miesiące się odmieniają. Tak było zawsze, a dziwnym trafem mało kto to robi. Myślałam, że organizatorzy potraktują to jako ciekawostkę, a wyszedł z tego bezpardonowy atak.
Przynajmniej według nich. Mnie naprawdę jest wszystko jedno.
Zobacz również: Dlaczego młodzi ludzie odrzucają zaproszenia na ślub? Powód jest krępujący
Gdybym wiedziała, jaka rozpęta się afera, to nie odzywałabym się nawet wtedy, gdyby napisali tam kościół przez „u”. No, ale po ptakach. I tylko nie myślcie sobie, że odezwałam się specjalnie, by to wytknąć. Nic z tych rzeczy. Po prostu gdzieś tam się spotkaliśmy i z uśmiechem na ustach powiedziałam, co zobaczyłam.
Nie oczekiwałam posypywania głowy popiołem, ani przeprosin. Mogli machnąć na to ręką albo przygotować nowe wersje. I na początku nawet tak to wyglądało. Dopiero później napisała do mnie kuzynka, czyli panna młoda. W SMS-ie zapytała, dlaczego chcę zniszczyć ich wielki dzień…
To jakiś absurd. Chodzi o głupotę. Z nikim innym o tym nie rozmawiałam.
Sami stwierdzili, że zdarza się, to wynika z pośpiechu, większość ludzi nie zauważy i ogólnie nie ma sprawy. Przyznałam im rację. A teraz się okazuje, że nie śpią po nocach, bo ktoś miał czelność wytknąć im błąd. Nie mają pretensji do osoby, która go popełniła, ale wyłącznie do mnie - bo rzuciło mi się w oczy.
Odpisałam jej, że gada bzdury i nie ma się czym przejmować. Nie mogę się doczekać imprezy, a w razie czego we wszystkim pomogę. Ona na to, że zabrzmiałam jeszcze bardziej protekcjonalnie. Naprawdę nie wiem na czym teraz stoję. Zaraz się okaże, że to nieszczęsne zaproszenie z błędem jest już nieaktualne.
Wspominam o tym, bo może czasami lepiej ugryźć się w język. Niektórym można widocznie tylko przytakiwać.
Kaja
Zobacz również: Para młoda stworzyła absurdalny regulamin wesela. 10 zakazów dla gości