Pamiętam, jak byłam przerażona przed wyjazdem. Zupełnie obcy kraj, daleko od domu, znajomość języka tylko na podstawowym poziomie. Myślałam, że nie dam sobie tam rady i szybko wrócę z podkulonym ogonem. Wyszło trochę inaczej, bo spędziłam w Wielkiej Brytanii ponad 3 lata i gdyby nie pewne okoliczności, to nawet nie myślałabym o powrocie.
Zobacz również: 10 polskich imion, z których śmieją się obcokrajowcy. W ich języku mają bardzo dziwne znaczenie
Bardzo szybko wkręciłam się w tamtejsze życie. Opanowałam język, znalazłam przyjaciół, pracowałam i zaczęłam funkcjonować jak każdy Brytyjczyk. W przeciwieństwie do niektórych rodaków, nie chciałam zamykać się w polskim otoczeniu. Dzięki temu nawet pozbyłam się akcentu i niektórzy nie mogli uwierzyć skąd jestem.
Nie będę udawała - powrót do ojczyzny to było trudne doświadczenie.
Zmusiła mnie sytuacja rodzinna, a reakcja znajomych wcale tego nie ułatwiła. Zamiast przyjąć mnie z otwartymi ramionami i cieszyć się, że wróciłam z obczyzny, to stałam się obiektem żartów. Wszyscy mieli ubaw z tego, jak się ubieram albo co lubię jeść. A największy z mojego języka. Nie rozumieją, że w tak krótkim czasie można się tak bardzo zmienić.
Polskiego oczywiście nie zapomniałam, ale nie mówię tak płynnie, jak przed wyjazdem. Przez 3 lata byłam tu tylko 2 razy i to na chwilę. W UK mieszkałam wśród Brytyjczyków i z nimi pracowałam. Angielski obowiązywał 24 godziny na dobę. W pewnym momencie nawet zaczęłam myśleć w tym języku.
Dziś musze się dwa razy zastanowić, zanim coś powiem po polsku i to jest niby takie zabawne.
Zobacz również: Polskie słowa, które weszły do języka angielskiego. Za granicą każdy je zrozumie
Często się zacinam, a jak chcę się wypowiedzieć w miarę płynnie, to wtrącam jakieś angielskie słówka. Np. zabrakło mi słowa „krępujący”, więc wstawiłam „awkward”. W reakcji usłyszałam taki rechot, że do dziś rozbrzmiewa mi w głowie. Nie rozumiem, co w tym zabawnego. To nie lans, tylko konieczność z mojej strony, bo inaczej już nie umiem się wysłowić.
Myślę, że szybko sobie wszystko przypomnę, ale na razie potrzebuję czasu. To samo dotyczy akcentu, bo mówię trochę tak, jak gdybym miała kluchy w buzi. Czasami dziwnie intonuję niektóre polskie słowa i to też niby straszna zbrodnia. Wszyscy mają mnie za jakąś dziwaczkę, która udaje, żeby się pochwalić. Tylko czym?
Już tyle milionów Polaków było w UK, że naprawdę nie ma się czym podniecać.
Wolałabym mówić płynnie, bezbłędnie i z odpowiednim akcentem, ale najpierw muszę się przestawić. Wróciłam dopiero kilka tygodni temu, więc nawet ten list dałam koleżance do poprawienia. Jednej z nielicznych, która się ze mnie nie śmieje. Nie rozumiem tego podejścia, że jak ktoś czegoś zapomniał, to od razu się przechwala.
Naprawdę nie mam czym. Perfekcyjny angielski pomoże mi w podróżowaniu po świecie i znalezieniu dobrej pracy, ale z rodakami chciałabym rozmawiać po naszemu. Zastanawiam się nawet, czy nie pójść na kurs dla obcokrajowców, bo trochę tak się czuję. Ciągle słyszę śmiech, bo coś źle powiem albo wtrącę, a ludzie myślą, że robię to specjalnie.
Skąd w nas tyle złośliwości i zawiści?
Joanna
Zobacz również: Polskie słowa, których nie wolno używać za granicą. Mają straszne znaczenie