Wiem, jak to może wyglądać. Kiedy kobieta mówi o pieniądzach w kontekście związku, to na pewno jest interesowna. Może nawet żeruje na facecie. Dlatego już teraz wyjaśnię - nic z tych rzeczy. Nasza relacja ma charakter partnerski i nigdy nie oczekiwałam, że partner będzie mnie utrzymywał. Chodzi o coś zupełnie innego.
Zobacz również: Dylemat Karola: „Czy związek bogatego informatyka z biedną kasjerką ma sens?”
Zawsze najbardziej w płci przeciwnej pociągała mnie samodzielność. Mężczyzna nie musi być nieziemsko przystojny, gdy ma głowę do interesów i daje poczucie bezpieczeństwa. Może jestem staroświecka, ale zawsze odpowiadał mi taki podział ról, gdzie on jest głową, a ja szyją.
Pracuję, jestem wykształcona, zarabiam i dałabym sobie radę sama. Równocześnie oczekuję od wybranka, że w razie czego zaopiekuje się mną.
Do tej pory nie miałam żadnych wątpliwości, że trafiłam na tego jedynego. Ambitna praca, dość wysokie stanowisko, niezłe zarobki. Mógł pozwolić sobie na wszystko, ale jednak nie szastał pieniędzmi. Wolał je odkładać i inwestować z myślą o rodzinie. Plan był taki, że w przyszłym roku się pobierzemy i pomyślimy o pierwszym dziecku.
Teraz już nie jestem tego taka pewna, bo trochę się na nim zawiodłam. Wątpliwości pojawiły się w momencie, kiedy bank odmówił mu kredytu na mieszkanie. Chwilę później kolejny. Zapewniał mnie, że to formalność, ale jednak przejechał się na tej pewności siebie. Zaczynam mieć nawet wątpliwości, czy czegoś przede mną nie ukrywa.
To miał być nasz wspólny dom, a z przyczyn formalnych łatwiej byłoby go kupić w pojedynkę, niż starać się o kredyt jako dwie niespokrewnione jeszcze osoby.
Zobacz również: Faceci mają dość zachłannych partnerek. Wyliczają, za co kobieta w związku musi płacić
Niechętnie mówi o przyczynach odmowy. Podobno uznano, że za dużo wydaje na życie i z tego powodu mógłby mieć problem ze spłatą. Wzięli pod uwagę, ile płaci za wynajem oraz inne zobowiązania. To, co teoretycznie mu zostaje, ma nie starczyć na ratę. Szczerze? W jednej chwili stracił w moich oczach swoją męskość.
Może nie całkowicie, ale już nie patrzę na niego, jak na faceta, który może wszystko i zawsze sobie poradzi. Sprawa miała zostać błyskawicznie załatwiona, a na początku przyszłego roku planowaliśmy przeprowadzkę. Sytuacja bardzo się skomplikowała, bo wygląda na to, że przed ślubem nic z tego nie wyjdzie.
Nie za fajnie to wygląda, gdy mężczyzna musi polegać na pomocy partnerki. Mieszkanie miało być jego wkładem w nasze małżeństwo.
Najgorsze jest to, że rodzina i przyjaciele wiedzieli o naszych planach. I co ja mam im odpowiedzieć, gdy pytają? Przecież się nie przyznam, że mój narzeczony dał plamę, a żaden bank nie chce z nim robić interesów. To wygląda fatalnie i jest upokarzające także dla mnie. Uraziło to moją kobiecą dumę.
Powiecie pewnie, że co to za problem. Pobierzcie się, wystąpcie razem o kredyt i wszystko będzie dobrze. Teoretycznie tak, ale inaczej to wcześniej ustaliliśmy. Oczywiście nie przestałam go z tego powodu kochać. Bardzo mnie jednak zawiódł. Teraz robi dobrą minę do złej gry i bagatelizuje sprawę.
A powinien się spalić ze wstydu. Widocznie przez cały czas udawał kogoś, kim nie jest.
Karolina
Zobacz również: LIST: „Prawdziwy facet zaczyna się od 6000 zł na rękę”