Jestem dopiero na początku mojej zawodowej drogi, bo w grudniu miną dwa lata. Od razu po szkole trafiłam do salonu, w którym jestem do dziś. Cały czas się uczę, ale mam już sporo stałych i co najważniejsze - zadowolonych klientek. Nie jestem nieomylna i potrafię przyznać się do błędu. Zdarzyło się kilka wpadek, które bez gadania naprawiałyśmy.
Zobacz również: LIST: „Odmawiam, gdy klientki proszą o balejaż lub ombre. Nie chcę przykładać do tego ręki”
Tym razem nie było takiej możliwości, bo niczego nie zrobiłam, a i tak zostałyśmy obsmarowane w Internecie. My, bo kiepska opinia dotyczy nie tylko mnie, ale całego salonu. Do tej pory średnia ocen na Facebooku wynosiła 5,0. Ona bez wahania wystawiła nam jedynkę i od razu wszystko spadło. Myślicie pewnie, że bez pytania ścięłam jej 20 cm włosów, spaliłam je albo nałożyłam nieodpowiedni kolor.
Otóż nie. Poszło o usługę, której w ogóle nie wykonałam.
Pani (a raczej dziewczyna mająca mniej więcej 25 lat) zarezerwowała wizytę przez telefon. Cięcie, koloryzacja, modelowanie i ewentualnie jakieś odżywienie. Absolutny standard, więc przydzielono ją mnie. Chciałam zrobić to jak najlepiej, ale mój zapał nie trwał długo. Kiedy tylko przekroczyła próg salonu, wiedziałam że będą kłopoty. Ona dobrze wiedziała, w jakim jest stanie, a ja dopiero zdałam sobie z tego sprawę.
Najpierw wszedł jej brzuch, a dopiero później cała reszta. Obstawiałam 7. miesiąc, a ona mi mówi, że jednak 8. Włosy w kiepskim stanie, bo z wielkim odrostem, przesuszone i ze zniszczonymi końcówkami. Byłoby co robić, ale przecież nie kosztem dziecka. Starałam się spokojnie wytłumaczyć sytuację. Ona ewidentnie liczyła na konfrontację.
Mówię jej: wykonamy cięcie, wymodelujemy i nałożymy odżywkę, ale na koloryzację zapraszam po porodzie.
Zobacz również: Salon fryzjerski wydał list gończy za klientką. Zachowała się podle
Zrobiła wielkie oczy. Ale jak to?! przecież umawiałyśmy się na coś innego! Odpowiedziałam jej, że przez telefon nie widziałam jej ciążowego brzucha, a ona się do tego nie przyznała. Stwierdziła, że to przecież nie ma żadnego znaczenia. Ciąża to nie choroba, a ona chce jakoś wyglądać na porodówce. Nie obchodzi jej zasada, że ciężarnych nie farbujemy. To jakiś absurd i tak dalej.
Zapytałam, czy zasięgnęła opinii lekarza. A może czytała jakieś badania na ten temat. Nie. Wie swoje i mamy jej zrobić porządek na głowie albo od razu wychodzi. Musiałam kategorycznie odmówić i nadal proponowałam jej pozostałe, już bezpieczne zabiegi. Ubrała się i po prostu wyszła. Jeszcze coś tam krzyczała, że robimy z ludzi idiotów, bo pół miasta przejechała, by do nas dotrzeć.
Chwilę później szefowa dostała powiadomienie o nowej recenzji. 1/5 gwiazdek.
W swojej „opinii” klientka nadal udawała, że nie jest w ciąży. Napisała tylko, że bez powodu odmówiłyśmy wykonania usługi i za to należy się odszkodowanie. Chciałam jej odpisać, żeby internauci byli świadomi sytuacji. Właścicielka salonu stwierdziła, że lepiej siedzieć cicho, bo zrobi się jeszcze większa afera. Prawdopodobnie nie mamy prawa ujawniać tak prywatnych informacji. A tamta kobieta może robić wszystko i szargać nam dobrą opinię.
Nie ma jednoznacznych badań na ten temat, ale naukowcy są zgodni, że farba może negatywnie wpływać na płód. Przede wszystkim w pierwszym trymestrze. Ja nie wykonuję koloryzacji przez całych 9 miesięcy, bo nie chcę mieć żadnego dziecka na sumieniu. Później wychodzą jakieś choroby i alergie. Wytrzymała tyle czasu, więc tym bardziej powinna się wstrzymać i nie ryzykować.
Jestem podwójnie wściekła. Oczerniła nas bez powodu. A mnie osobiście ukarała za to, że chciałam okazać troskę.
Weronika
Zobacz również: LIST: „Powiedziałam fryzjerce, żeby nie myła mi głowy. Uparła się i nie chciała obsłużyć”