Może niektórym wyda się to dziwne, ale odebranie aktu notarialnego potwierdzającego zakup mieszkania było do tej pory najważniejszym wydarzeniem w moim życiu. Nawet większym, niż wyjście za mąż, bo ślub może wziąć każdy. A nie wszystkich stać jednak na własne lokum. Co prawda to wszystko na kredyt i minie jeszcze 30 lat, zanim będzie tak naprawdę moje, ale liczy się fakt.
Zobacz również: „Nazywają mnie 2500”. Elwira ma 28 lat, jest w piątej ciąży i musi się z tego tłumaczyć
Zawsze bardzo obawiałam się tego, że w przyszłości nie będę miała odpowiednich warunków do życia. Co z tego, że człowiek się uczył, pracuje i jakoś zarabia, skoro nieruchomości są tak trudno dostępne. Kosztują majątek, banki już nie są takie hojne, do tego obowiązkowa wpłata własna. No, ale wreszcie się udało. Teraz jeszcze tylko wykończyć i za kilka miesięcy będziemy mogli się wprowadzić.
Radość nie trwała jednak bardzo długo, bo w tym samym czasie koleżanka dostała podobny metraż zupełnie za darmo.
Może nie na własność, ale to jest tylko szczegół w tej sytuacji. Fakt jest taki, że mniej więcej za tydzień odbierze klucze do fajnego mieszkanka i będzie mogła się tam wprowadzić z rodziną. Na tak długo, jak tylko będzie chciała, więc pewnie kiedyś je przejmie przez zasiedzenie. Kto za to zapłacił? My wszyscy, bo chodzi o lokal socjalny zaproponowany jej przez miasto.
Rozumiecie - niby trudne warunki, brak perspektyw, wszystko dla dobra dzieci. A prawda jest taka, że miałyśmy identyczny start w życiu i mogła je sobie ułożyć zupełnie inaczej. Zabrakło jednak rozumu. Już trzy razy rodziła, a pierwszy raz w wieku 17 lat. Jej facet też wcale nie lepszy, bo żadnego wykształcenia, a pracując na budowie robi co najwyżej jako pomocnik. Klepali biedę i wreszcie się doczekali.
Dostali jedno z kilkudziesięciu właśnie oddanych mieszkań socjalnych. Piękne bloki, jak od dewelopera.
Zobacz również: Dominika dziękuje podatnikom za wspaniałe wakacje. Dzięki 500+ urlop spędzi w Meksyku
Guzik mnie tak naprawdę obchodzi prawo własności i tym podobne kwestie techniczne. Prawda jest taka, że ja musiałam oszczędzać przez lata i jeszcze pół życia będzie wisiał nade mną kredyt, a ona z marszu dostaje do dyspozycji przytulne gniazdko. Złamanego grosza nie zapłaciła. Tylko czynsz jej pozostanie, a podobno to są jakieś śmieszne pieniądze - 200 czy 300 zł miesięcznie.
Jak będzie płaciła (a byłaby głupia, gdyby narobiła zaległości), to nikt jej stamtąd nie wyrzuci. Jeszcze dotarła do mnie informacja, że znaleźli się sponsorzy, którzy wyposażą te mieszkania w niezbędne sprzęty. Także lodówkę, pralkę, kuchenkę i tym podobne rzeczy też dostanie za frajer. Szczerze? Aż doceniłam jej spryt, bo pięknie się ustawiła. Oficjalnie bida z nędzą, a warunki do pozazdroszczenia.
Nie chodzi o moją zazdrość. Po prostu mam poczucie niesprawiedliwości. Nie tak powinna wyglądać pomoc państwa.
Ogólnie mam wrażenie, że teraz lepiej w ogóle się nie starać. Największe frykasy dostają biedni ludzie. Tu 500+, tam 300, dopłaty, wyprawki, zniżki, teraz jeszcze mieszkania rozdają. A co ma powiedzieć reszta? My, uczciwi i pracujący ludzie, którym mimo wszystko się nie przelewa, wychodzimy w tym momencie na frajerów. Rozumiem pomoc potrzebującym, ale ona i mąż są zdrowi, sprawni, więc mogliby na siebie zarobić.
Ale im się nie chce. Zostali przyzwyczajeni do tego, że zawsze ktoś pomoże. Tym bardziej, że mają trójkę dzieci, więc to niby wszystko dla nich. A ja głupia zwlekałam z powiększeniem rodziny, bo uważałam, że mnie na to nie stać… Jak widać, lepiej nie myśleć, tylko od razu działać. Moje wnioski są raczej smutne. Uważam, że państwo wręcz promuje brak ambicji i nieodpowiedzialność.
Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni? W takim razie ona ma pełne prawo rechotać. Dostała, co chciała, a ja muszę się męczyć.
Edyta
Zobacz również: LIST: „Jestem 30-letnią panną i nie dostaję od państwa nic. W czym dzieciate są lepsze?”