Pracuję w tym zawodzie dopiero trzeci rok, ale powoli zaczynam odczuwać wypalenie. Myślę, że jestem nauczycielką z powołania i mam mnóstwo chęci. Tylko co z tego, skoro jestem traktowana przez dzieci jako zło konieczne, a ich rodzice widzą we mnie pasożyta żerującego na budżecie? Co najgorsze, nie kryją swoich poglądów i nawet uczniowie zaczynają mówić takim językiem.
Zobacz również: LIST: „Koleżanka siedzi na kasie i śmieje mi się w twarz. Zarabia 2 razy więcej niż ja w szkole”
Dopiero kilka dni nowego roku szkolnego za nami, a ja zdążyłam już usłyszeć, że jestem nierobem i dlatego marnie zarabiam. To nie jest moja interpretacja - usłyszałam rozmowę między 9-latkami. One same nie doszły do takich wniosków, tylko ktoś je w taki, a nie inny sposób nastawił. Przerażające.
Tyle się mówi, że nauczyciele nie mają autorytetu. Takie wypowiedzi rodziców na pewno nie pomogą go odzyskać.
Postanowiłam nie robić z tego powodu afery, bo dzieci nie są niczemu winne. Bezmyślnie powtarzają slogany zasłyszane w domu. Co innego mogłabym zrobić? Wezwać ich rodziców? To bym usłyszała, że taka jest prawda. Skądś się takie myślenie bierze. Nie podejrzewam, by trzecioklasista sam do nich doszedł. Chyba, że ogląda niektóre programy informacyjne.
Zawsze było źle, ale po ostatnim strajku jest naprawdę tragicznie. Co prawda wywalczyliśmy drobną podwyżkę. Nikt tak naprawdę nie wie, czy na kilku wypłatach się nie skończy. Koszt okazuje się jednak ogromny - zupełny spadek zaufania do mojej grupy zawodowej. Niektórzy politycy odnieśli sukces i wmówili społeczeństwu, że nam chodzi tylko o pieniądze.
Mówili to ci sami ludzie, którzy latają do domu samolotem, mają miliony oszczędności i miesięczne dochody niewiele mniejsze od naszych rocznych pensji. Często bez wykształcenia i żadnej wiedzy. A na pewno bez odpowiedzialności za swoje słowa.
Zobacz również: Rodzice traktują nauczycieli jak opiekunki do dzieci. Ja mam uczyć, a nie niańczyć
Jestem naprawdę załamana. Strajk skończył się tuż przed wakacjami, więc niektórzy dopiero teraz mogą odreagować. Widzę twarze rodziców - na wielu z nich maluje się czysta pogarda wobec mnie oraz koleżanek i kolegów po fachu. Później ci sami dorośli narzekają, że nie panujemy nad ich dziećmi. Ale jak mamy to robić, skoro one słyszą od swoich najbliższych, że nauczyciele nic nie robią, a tylko wyciągają ręce po pieniądze?
Przyznam szczerze, że po tych słowach nie mogłam dojść do siebie. Wróciłam do domu, ledwo zamknęłam drzwi i najnormalniej w świecie rozpłakałam się. Z bezsilności i braku wiary, że kiedyś będzie lepiej. Szczucie przyniosło efekt. Xniszczyli nas, wcześniej sędziów, teraz LGBT. Za chwilę będzie kolejny wróg.
Tego typu hasła mają jeden cel - chwilową przewagę polityczną. Ale zrujnują polską edukację na bardzo długie lata.
Nie chcę tu występować jako rzecznik lub członek jednej albo drugiej strony sporu. Jestem po środku. Przychodzę do pracy, żeby jak najlepiej uczyć i wychowywać moich podopiecznych. Czuję, że zmieniło się nie tylko nastawienie rodziców, ale też najmłodszych. Uczniowie stracili do mnie szacunek, chociaż nic złego nie zrobiłam. Dali się wciągnąć w walki dorosłych.
Zastanawiam się coraz poważniej, czy nie zacząć się dokształcać w innym kierunku. Już na początku jestem strzępkiem nerwów, a lepiej chyba nie będzie. Nie dlatego, że się nie staram, za dużo wymagam i mam w głębokim poważaniu moje dzieciaki. Wręcz przeciwnie. Wykonuję wiele dodatkowych zadań, za które nie dostaję ani grosza, a mimo to traktowana jestem jak śmieć.
Jeśli dojdzie do kolejnego strajku, to już nie będziemy mieli nic do stracenia. Już bardziej nie da się nas obrzydzić.
Dagmara
Zobacz również: Strajkującym nauczycielom poprzewracało się w głowach. Ten zawód to misja, a nie kasa