Nowy rok szkolny co prawda mnie jeszcze nie dotyczy, ale już za kilka miesięcy stanę przed poważnym wyborem. Moja córka w przyszłym roku rozpocznie naukę w szkole i wypadałoby się już na coś zdecydować. Najłatwiej byłoby ją wysłać do rejonowej podstawówki, bo jest bezpłatna i na pewno się do niej dostanie.
Zobacz również: LIST: „Boję się powrotu do szkoły. Ze starym plecakiem i dziurawymi trampkami jestem tam nikim”
Sama do takiej chodziłam i niestety nie mam najlepszych wspomnień. Typowa masówka - totalnie anonimowe dzieci i nauczyciele, którzy nie mają dla nich czasu. Odpowiedzialność zbiorowa, kiepskie warunki do nauki i niestety sporo patologii. Pewnie dlatego w mojej głowie kiełkuje pomysł, żeby jednak postawić na edukację prywatną.
Mąż daje mi wolną rękę. Finansowo nie byłoby to aż takie straszne i na pewno byśmy podołali. Szczególnie jeden argument do mnie przemawia.
Nie mam takich doświadczeń, bo chodziłam zawsze do szkół mieszanych, ale jestem wielką fanką podziału na płeć. Przynajmniej na początku. Dziewczynki jednak rozwijają się w zupełnie inny sposób, niż chłopcy. Po co mieszać im w głowach? W żeńskich i męskich klasach myśli się przede wszystkim o nauce, a nie o sobie nawzajem.
Przez pierwsze lata może nie jest to aż taki problem, ale później jest gorzej. Tym bardziej teraz, kiedy przywrócili 8-letnią szkołę podstawową. Pod koniec to już są nastolatki z buzującymi hormonami. Chciałabym jak najdłużej uchronić córkę przed takimi pokusami i dlatego planuję posłać ją do zakonnic.
Innego wyboru nie ma, bo chyba już tylko Kościół prowadzi takie placówki. Ale trochę rygoru też jej się przyda.
Zobacz również: EXCLUSIVE: Nigdy nie poślę córki do szkoły
Wierzę w to, że w towarzystwie samych dziewcząt wyrośnie na świadomą kobietę. Będzie miała więcej ochoty do nauki i żaden chłopak nie będzie jej rozpraszał. W takich klasach nauczyciele przynajmniej nie muszą równać poziomu do najgorszych uczniów. Dziewczynki z reguły szybciej dojrzewają i są bardziej rozgarnięte. To jest fakt i niewątpliwa zaleta takiego rozwiązania.
Próbowałam sobie przypomnieć, co takiego zawdzięczam chłopcom z mojej klasy i jakoś nie potrafię niczego dobrego wskazać. Nie licząc zaczepiania, przezywania, głupich kawałów i przeszkadzania na lekcjach. Szkoda, że moja mama nie wpadła na taki pomysł, jak ja teraz. Może jeszcze lepiej bym się rozwinęła?
Mam pełne wsparcie męża i moich rodziców, ale koleżanki tylko mnożą problemy. Twierdzą, że takie szkoły wychowują nierozgarniętych snobów.
Jedna z przyjaciółek za wszelką cenę próbuje mnie przekonać, że żeńska szkoła to patologia. W prawdziwym życiu jesteśmy wszyscy obok siebie i musimy nauczyć się współpracować. W klasie z samymi dziewczynkami moja córka ma być jak pod kloszem - kiedy to się skończy, wtedy sobie z niczym nie poradzi. I nie będzie potrafiła nawiązywać kontaktów z płcią przeciwną.
Ja się tego zupełnie nie obawiam. Moja córka ma kontakt z kuzynami i synami moich koleżanek w podobnym wieku. Fakt, że będzie się uczyła w nieco innych warunkach nie ma znaczenia. Przynajmniej w czasie nauki nikt jej nie będzie zaczepiał. Nie przesadzajmy, że do czternastego roku życia dziewczynka potrzebuje kolegów.
Powtarzam - ja ich miałam i tylko próbowali mnie sprowadzić na złą drogę.
Agata
Zobacz również: LIST: „Córka w tajemnicy złożyła papiery do technikum, a nie LO. Niczego nie osiągnie”