Nigdy tak na poważnie nie myślałam o emigracji. Wydawało mi się, że to w Polsce jakoś ułożę sobie życie. Po to studiowałam, żeby nie musieć nigdzie uciekać. Jasne, zarobki tu nie są tak wysokie jak na Zachodzie, ale koszty życia niższe i blisko rodziny. Wszystko zmieniło się, kiedy chłopak złożył mi propozycję nie do odrzucenia.
Zobacz również: Obcokrajowcy naśmiewają się ze stylu Polek. Wymienili ciuchy, po których zawsze nas rozpoznają
Jego dobrzy znajomi kilka lat temu wyjechali do Norwegii i tam rozkręcili całkiem fajnie działającą firmę. Zaoferowali, by zaczął działać z nimi. Na początek zapewnią lokum u siebie, wprowadzą w temat i ogólnie nie ma się czego bać. Wahał się chwilę, a decyzję uzależniał od mojego nastawienia. Jeśli się zgodzę - polecimy tam razem, a jak nie - wszystko zostanie po staremu.
Wtedy stwierdziłam, że taka okazja więcej się nie powtórzy. Kocham go, więc nie chciałam być przeszkodą na drodze do spełnienia marze. Spakowaliśmy się i już rok tam jesteśmy.
Na początku wszystko mi się podobało, nawet chłodniejszy klimat. Znajomi zaopiekowali się nami, chłopak szybko wdrożył się w obowiązki, a ja miałam poszukać czegoś innego. Pracę dostałam. Oczywiście nie w wyuczonym zawodzie, bo to wymagałoby zrobienia jakichś certyfikatów i perfekcyjnej znajomości języka. Ale i tak nie narzekam. Czuję się samodzielna i nie zarabiam najgorzej.
Ogólnie mogę powiedzieć, że wszystko dobrze się ułożyło. Podjęliśmy spore ryzyko, ale udało się i jeszcze bardziej nas do siebie zbliżyło. Planujemy nawet ślub w przyszłym roku. Tylko gdzie wtedy będziemy mieszkać? Zaczynam mieć coraz większe wątpliwości, bo sytuacja trochę się zmieniła. Niestety na gorsze.
Norwegia przeżywa straszny boom i aż roi się tu od imigrantów z całego świata. Przyznam szczerze, że nie czuję się z tym dobrze.
Zobacz również: Opowiem wam, jak naprawdę traktowani są Polacy za granicą
Nigdy nie wiadomo, skąd kto pochodzi i jak z nim rozmawiać. Coraz więcej podejrzanych ludzi. Przez chwilę czułam się tam jak u siebie, a teraz już nie. Sama jestem na obczyźnie, ale to jednak coś innego. Pochodzę z Europy i nie różnie się za bardzo od Norwegów. Ci nowi najeźdźcy to ludzie z zupełnie innej bajki. Popsuli atmosferę i na pewno nie czuję się już tak bezpiecznie.
Ktoś powie, że to nonsens, bo oni opuścili swoje ojczyzny na takiej samej zasadzie. Ale ja nie miałam problemu, żeby się zaaklimatyzować, przyjąć tamtejsze reguły i starać się żyć jak tutejsza. Oni są jacyś dziwni. Dziś wolałabym nie spacerować sama ciemną uliczką, a w powietrzu aż wyczuwa się napięcie. Polacy nie sprawiają takich problemów.
Będąc imigrantką przeszkadzają mi imigranci. Taka jest prawda i zrozumie to tylko ten, kto zna sytuację z bliska. Nie chcę wdawać się w szczegóły, żeby nie wyjść na uprzedzoną.
Coraz częściej myślę o tym, żeby jednak wrócić do ojczyzny. W Polsce nie ma ich tak dużo, a prawie wcale, więc człowiek czuje się bezpieczniej. Szkoda, że Norwegia tak szeroko otworzyła drzwi dla różnych przypadkowych ludzi z najdalszych zakątków świata. Myślę, że obywatele też tego coraz bardziej żałują. Na nas nigdy nie mieli powodu narzekać, a teraz ciągle się słyszy o różnych problemach.
Nie chcę być źle zrozumiana, ale Europejczycy powinni żyć razem, bo zawsze się dogadają. Z egzotycznymi dla nas narodowościami różnie bywa. Mój osąd nie wynika z uprzedzeń, ale własnych obserwacji. Często słyszę, że będąc na emigracji unika się osób z własnego kraju. Ja wręcz przeciwnie - cieszę się jak widzę Polaka, bo przynajmniej się rozumiemy.
Mam nadzieję, że między słowami uda się wyłapać, na czym polega tutaj problem. Kiedyś myślałam, że w Norwegii założę rodzinę i osiądę na stałe. Teraz, wraz z napływem obcych, sytuacja zupełnie się zmieniła.
Ewelina
Zobacz również: LIST: „Zaprosiłam koleżankę z Francji na święta do Polski. Nic jej się tu nie podoba”