Coraz trudniej nie odnieść wrażenia, że próbuje nam się odebrać tradycję. Wszystko ma być takie nowoczesne, jak na Zachodzie. Z dnia na dzień musimy zacząć wyznawać zupełnie nowe wartości, bo inaczej nazwą nas ciemnogrodem. To dotyczy naprawdę wielu różnych kwestii, ale największy jest chyba atak na rodzinę. Nie jestem jakąś nawiedzoną fanatyczką, a też mi to przeszkadza.
Zobacz również: LIST: „Nie podoba mi się ciało mojej żony po ciąży. Z ideału, za który ją uważałem, nic już nie zostało”
Ostatnio zrobiło się strasznie głośno o słowach wypowiedzianych przez Rzecznika Praw Dziecka na temat kar cielesnych i dyscyplinowania dzieci. Od razu wielkie oburzenie, bo nie potępił delikatnych klapsów, ale wręcz je rozumie. Czy świat już zupełnie zwariował? Teraz niektórzy chcą go odwołać ze stanowiska, bo podobno jego poglądy szkodzą najmłodszym.
Tyle, że w podobny sposób myśli jakieś 90 procent polskich rodziców. I to od wieków.
Bicie i klaps to dwie zupełnie różne rzeczy. Jeśli ktoś próbuje je łączyć, to ewidentnie przemawia przez niego zła wola. A problem wcale nie jest wirtualny, o czym przekonałam się na własnej skórze kilka dni temu. Jeszcze chwila takiej propagandy i policja skuje mnie kajdankami, bo lekko klepnęłam niegrzeczną córkę. Czy naprawdę walczymy o taki świat?
Ja na pewno nie. Jako rodzic chcę mieć prawo wychowywać dziecko po swojemu. Czasami trzeba je postraszyć, a nawet fizycznie wyrazić niezadowolenie z jego zachowania. Klaps to przecież nie żadne katowanie. Nie chodzi o robienie krzywdy i ból, ale dobitne pokazanie: nie rób tak, zacznij się zachowywać, to ja jestem twoją matką. Tak nas chowano i jakoś źle na tym nie wyszliśmy.
Dziwne czasy nastały, że teraz musimy się z tego tłumaczyć. Ze mnie próbowano zrobić potwora.
Zobacz również: LIST: „Jestem samotną mamą. Nie pracuję, bo mi się to zwyczajnie nie opłaca”
Wybraliśmy się w weekend na przejażdżkę za miasto. Mieliśmy oglądać zabytki, pospacerować i coś zjeść. Niestety moja 6-letnia córka jakoś nie potrafiła tego dnia współpracować. Od początku strasznie marudziła, aż wreszcie zaczęła na nas krzyczeć. Chciała wymusić naszą uległość, a najchętniej wrócić wcześniej do domu. Spokojna rozmowa jeszcze bardziej ją rozjuszyła, więc trzeba było wyciągnąć inne argumenty.
Ostrzegłam ją, że jeśli się nie uspokoi, to wyjdę z siebie i dostanie klapsa. Nie zrobiło to na niej większego wrażenia i stawała się coraz bardziej nieznośna. Jak zapowiadałam, tak też zrobiłam. Chwila płaczu i nagle sytuacja wróciła do normy. Uspokoiła się i spędziliśmy bardzo miło czas poza domem. Czy gdybym tego nie zrobiła, to byłoby możliwe? Szczerze wątpię i nie mam wyrzutów sumienia.
A zdaniem pewnej kobiety, którą tam spotkaliśmy, powinnam. Ona miała czelność mnie upomnieć, a nawet postraszyła, że to zgłosi.
Gdyby nie obecność córki, to wdałabym się z nią w dyskusję. Jednak wcale nie jestem aż takim potworem i chciałam jej oszczędzić takich widoków. Odpowiedziałam tylko, żeby zajęła się swoimi sprawami i nie ingerowała w wychowanie obcych dzieci. Jako matka najlepiej wiem, czego córka potrzebuje i jakie argumenty do niej przemawiają. Niewinny klaps jakimś cudem ją uspokoił, a terroryzowała nas przez dobrych kilka godzin. Czy komuś stało się coś złego?
Córka zrozumiała swój błąd i mogliśmy cieszyć się czasem w rodzinnym gronie. Wbrew temu, co powiedzą nadwrażliwcy, nikt jej nie skatował, ani nie upokorzył. To było zwyczajne, rodzicielskie zwrócenie uwagi. Skuteczne i bezpieczne. Nadgorliwa kobieta ewidentnie liczyła na awanturę, ale nie dałam jej tej satysfakcji. Boję się, że po tej nagonce na rzecznika takie sytuacje zaczną się częściej zdarzać.
Najpierw chce nam się odebrać prawo decydowania wprowadzając takie rzeczy jak karta LGBT+, teraz klaps urasta do rangi zbrodni… Co będzie później? Naprawdę strach się bać.
Sylwia
Zobacz również: LIST: „Moje chore dziecko rozbiło w sklepie butelkę drogiego alkoholu. Nie zapłacę!”