Nie do końca zdawałam sobie sprawę, jak strasznie męczące i stresujące są przygotowania do ślubu. Planujemy wszystko od roku i naprawdę mam już serdecznie dość tego tematu. Żeby wszystko się udało, to człowiek nie powinien przez ten czas w ogóle pracować, tylko zajmować się organizacją. Odliczam dni i mam nadzieję, że wszystko się uda. Później chciałabym wreszcie odpocząć.
Zobacz również: LIST: „Moi znajomi mają po 30 lat i nigdy nie byli za granicą. To jest kalectwo”
Oboje zaplanowaliśmy sobie urlop tydzień przed uroczystością i jeszcze 14 dni po. Plan był taki, że trochę się ogarniemy, a później uda się wyjechać w wymarzoną podróż poślubną. Przynajmniej 7-10 dni w jakimś pięknym miejscu, najlepiej all inclusive, żeby inni się o nas zatroszczyli. Teraz okazuje się, że ten plan nie wypali.
A przynajmniej nie w tak, jak marzyłam. Narzeczony wziął ten temat na siebie i miał mnie zaskoczyć.
Przyznaję, że to mu się udało… Do ostatniej chwili myślałam, że zaskoczy mnie biletem na Dominikanę lub Kubę. To są kierunki, które zawsze chcieliśmy zobaczyć. Ciepło, daleko, egzotycznie i z tego co czytałam - naprawdę fajnie. On wciąż nie chce się zdradzić, co wymyślił, ale niestety mam już pierwsze przecieki. Powiem delikatnie, że nie napawają mnie one specjalnym optymizmem.
Wcześniej twierdził, że daleka podróż to żaden problem i jest w zasięgu naszych możliwości. Nagle coś się zmieniło i to nie będzie nawet jakiś kurort w Europie. Hiszpanię czy Portugalię w sumie też chętnie bym odwiedziła. Najprawdopodobniej zostaniemy w Polsce i do hotelu dojedziemy w 2 godziny. Autobusem.
Co prawda hotel z wyższej półki, ale to jednak wciąż Zakopane… Byłam tam już kilka razy i nie chciałabym kolejny. Nie w czasie podróży poślubnej.
Zobacz również: Emilia zawodowo organizuje wesela. Zdradziła, ile aktualnie daje się w kopercie
Nie wiem, co on sobie myśli ukrywając to w tajemnicy. Naprawdę mu się wydaje, że zrobi mi niespodziankę turnusem w polskich górach? Przecież dobrze wie na co tak naprawdę liczę. Niestety wszystko układa się w logiczną całość i moje podejrzenia na pewno się sprawdzą. Ten niezwykły czas mam spędzić pod Giewontem, a nie na malowniczej plaży pod palmami. Małżeństwo zacznie się od poważnego zgrzytu i nie wróży to najlepiej na dalszą przyszłość.
To nie tak, że jestem jakaś zachłanna, marzą mi się luksusy i patrzę tylko na cenę. Uważam tylko, że skoro wziął ten temat na siebie, zna moje oczekiwania i zapewniał, że budżet się domknie, to nie powinien mnie tak rozczarowywać. Sami przyznacie, że rozdźwięk między Kubą a Zakopanem jest ogromny. Człowiek sobie wyobraża drinki z wodą kokosową, a dostanie oscypka.
Mógł mnie tak nie nastawiać. A prawda jest taka, że kiedy dopytywałam o kierunek, to cały czas tajemniczo się uśmiechał. Teraz wiem, że to nie żadna kokieteria, ale zażenowanie.
Ktoś powie, że kierunek nie jest istotny, bo ważne jest to, z kim spędzę ten czas. Jasne, ale kto by nie wolał nurkowania w oceanie od przejażdżki bryczką albo kolejką na Gubałówkę? Tym bardziej, że przez długie miesiące byłam mamiona pięknymi wizjami. A tu klops. To znaczy - zatłoczone i śmierdzące spalonym tłuszczem Krupówki. Nie chcę konfliktu, ale chyba trzeba będzie wyrazić swoje zdanie.
Pewnie i tak pojedziemy, skoro wszystko zapłacone, ale on musi wiedzieć, że zawiódł moje oczekiwania. Od początku mógł mówić, że pojedziemy byle gdzie PKS-em, zamiast mnie tak nastawiać. Jeśli nasza sytuacja finansowa naprawdę jest aż tak kiepska, to strach pomyśleć za kogo ja wychodzę.
To niby tylko wycieczka, ale właśnie w tym problem. Miała być podróż życia, a on mi organizuje wyjazd, na jaki każdy może sobie pozwolić co weekend. Trudno się nie załamać.
Małgorzata
Zobacz również: LIST: „Facet na randce zamówił rosół i schabowego z kapustą. Od razu skreśliłam prostaka”