To wszystko miało wyglądać zupełnie inaczej. Chciałam się szczęśliwie zakochać, wziąć ślub, urodzić dziecko i mieć normalną rodzinę. Tak jak moi rodzice i znajomi. Nie udało się, ale to nie powód, żebym się załamała. Dla dziecka muszę się podnieść. Czy pojawiło się na świecie z wielkiej miłości? Nie. Czy w najlepszym momencie? Też nie. Czy byłam na to gotowa? Na pewno nie. Ale jest.
Zobacz również: „To najdroższe prostytutki w mieście”. Faceci wyznają, dlaczego NIGDY nie umówią się z samotną mamą
Źle ulokowałam uczucia, ale to przecież nic niezwykłego, kiedy jest się młodym. Zazwyczaj jednak ludzie się rozstają i mogą o sobie zapomnieć. W naszym przypadku to trochę trudniejsze, bo mając 19 lat zostaliśmy rodzicami. Myślałam wtedy, że to koniec świata. Tym bardziej, że zaledwie 2 miesiące po porodzie przestaliśmy udawać i rozeszliśmy się. Maleństwo nie sprawiło, że potrafiliśmy być razem.
Od tego czasu minęło już kilka lat. Mieszkam z rodzicami, wychowuję syna sama, a tatuś ogranicza swoją rolę do płacenia alimentów.
Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie też swoją karierę. O ile można to tak nazwać. Myślałam, że uda się skończyć jakieś studia i znaleźć fajną pracę. Może coś związanego z modą albo urodą, bo takie tematy mnie kręcą. Wykształcenia ostatecznie nie zdobyłam i do dziś nie przepracowałam ani jednego dnia. Niektórzy twierdzą, że to z lenistwa, bo przyzwyczaiłam się do siedzenia rodzicom na głowie.
To prawda, że cały czas z nimi mieszkam i nie zapowiada się na zmianę tej sytuacji. Ale tak na zdrowy rozum - gdzie miałabym pójść? Dziadkowie zawsze pomogą przy wnuku, a ja wielkiej miłości wciąż nie spotkałam. Mam tu swój pokój i chyba nikt z nas nie wyobraża sobie, by było inaczej. Nie czuję się wcale jak pasożyt. Mam przecież swoje pieniądze.
Nie jestem nigdzie zatrudniona, ale o siebie i dziecko dbam za własne pieniądze. Rodzice nie muszą się dokładać.
Zobacz również: Mężczyźni, którzy porzucili swoje dzieci szczerze wyznają, dlaczego to zrobili
Bardzo dużym wsparciem jest 500+, które z uwagi na trudną sytuację dostawałam od początku na pierwsze i jedyne dziecko. Teraz dochody mają już nie mieć znaczenia, ale nam i tak się należało. Są też oczywiście alimenty od ojca mojego syna. Nie za wysokie, ale na podstawowe sprawy wystarczają. Słyszałam, że ostatnio lepiej mu się powodzi, więc pewnie zwrócę się do sądu o podwyższenie.
Mój budżet jest skromny, ale własny. Nie muszę żebrać, nikt mi nie grozi odebraniem dziecka, a rodzice też specjalnie nie odczuwają dwóch dodatkowych osób w domu. Ktoś powie, że mogłoby być jeszcze lepiej, gdybym wreszcie poszła do uczciwej pracy. Bo na razie to tylko żeruję na państwie i innych.
Tak się składa, że to nie do końca rozsądne rozwiązanie. Przy kryteriach dochodowych mogliby odebrać 500+. A zmniejszenie alimentów to na 100 procent.
Nie wstydzę się powiedzieć, że praca w tym momencie po prostu mi się nie opłaca. Co innego, gdybym poznała nowego faceta i stworzyła z nim rodzinę. Jako samotna matka muszę doceniać to, co mam. Żyję skromnie, ale w miarę stabilnie. Rynek pracy nie jest tak spokojny i zawsze mogłoby się nam pogorszyć. Siedzenie w domu ma też inne zalety. Jestem na każde zawołanie mojego syna i sporo pomagam rodzicom.
Gdybym musiała ciężko harować, żeby przeżyć, to dziecko zapomniałoby jak mama wygląda. A na rodziców spadłoby jeszcze więcej obowiązków. Także sami widzicie, że dla nas wszystkich to jest najlepszy układ. Oczywiście czasem się zastanawiam, co będzie ze mną za kilka lat, ale nie ma co snuć czarnych wizji.
Na razie dobrze jest, jak jest. A piszę o tym, żebyście chociaż spróbowali zrozumieć sytuację takich osób, jak ja.
Aleksandra
Zobacz również: Młody ojciec ostrzega przed związkiem z samotną matką. „To studnia bez dna”