LIST: „Kupiłam mieszkanie z widokiem na plac zabaw. Jazgot dzieci nie daje mi żyć”

Klaudia nie jest w stanie odpoczywać we własnym domu.
LIST: „Kupiłam mieszkanie z widokiem na plac zabaw. Jazgot dzieci nie daje mi żyć”
Fot. Unsplash
17.04.2019

Dla innych to może nic takiego, ale dla mnie posiadanie własnego mieszkania było spełnieniem największego marzenia. Myślałam, że nigdy mi się to nie uda. Zarabiam raczej przeciętnie, mój mąż też, długo musieliśmy oszczędzać na wkład własny, żadnych pieniędzy i nieruchomości w spadku nie dostaliśmy. Byłam pewna, że jedyne rozwiązanie to wynajmowanie od kogoś.

Zobacz również: LIST: „Denerwują mnie ludzie mieszkający na blokowiskach. Z nimi jest coś nie tak”

Na szczęście się udało. Grosz do grosza i udało się wpłacić część, a bank przyznał nam kredyt. Kupiliśmy dziurę w ziemi i z ogromną ekscytacją obserwowaliśmy, jak z niczego powstaje nasze osiedle. Regularnie przychodziliśmy w okolice budowy. Pamiętam, kiedy wreszcie stanęło nasze piętro. Dosłownie rozpłakałam się ze szczęścia, bo to było takie namacalne.

W poprzednie wakacje odebraliśmy klucze, szybko uporaliśmy się z remontem i jesteśmy już ze swoim. Ale dziś chce mi się płakać już z innego powodu.

Na planach wszystko wygląda fajnie. Człowiek się nie zastanawia, jak to będzie w praktyce. Wybraliśmy 3-pokojowe mieszkanie na pierwszym piętrze. Specjalnie tak nisko, bo wydawało nam się, że tak będzie wygodniej. Jak czegoś zapomnisz z domu, to można podskoczyć raz dwa. Wszystkie okna są od strony dziedzińca, bo blok jest w kształcie litery U. Miało być bezpieczniej i ciszej. Hałas z ulicy nie powinien docierać.

I to wszystko prawda. Przez pierwsze miesiące żyliśmy jak w raju. Oczywiście było trochę huku, bo wszyscy prowadzili prace wykończeniowe, ale to wreszcie miało się skończyć. Dziś już głośnych remontów nikt nie prowadzi. Zamiast tego pojawił się inny problem. Niepozorny plac zabaw przed naszymi oknami. A może bardziej placyk, bo to dosłownie 2 huśtawki, zjeżdżalnia i maleńka piaskownica na środku trawnika. Nasze życie zamieniło się w koszmar.

Od kiedy zrobiło się ciepło, praktycznie nie mamy chwili spokoju. Niewielki ogródek jest okupowany przez tabuny dzieci i ich rodziców. Jazgot niemiłosierny.

Zobacz również: LIST: „Sąsiedzi mają pretensje, że wystawiam śmieci przed drzwi. Robią aferę o nic”

Ktoś powie - przesadzasz. Dzieci się tylko bawią i na pewno nie jest to aż tak uciążliwe. Cóż, tylko w teorii. Od rana do wieczora słyszymy płacz niemowlaków i krzyki przedszkolaków. Niektóre matki są tak bezmyślne, że włączają głośną muzykę z telefonów. Są psy, wózki, a późnymi wieczorami schodzą się dorośli. Słychać uderzające o siebie szklane butelki, bo na ławkach wokół placu piją sobie piwo i palą papierosy.

To taki nasz osiedlowy rynek. Najważniejszy punkt w okolicy i miejsce spotkań. A ja siedzę w mieszkaniu 2 metry od tego centrum wydarzeń i próbuję jakoś normalnie żyć. Najgorzej jest popołudniami, kiedy rodzice i dzieci wracają z pracy, przedszkoli i szkół. W słoneczne dni to jeden wielki piknik. Fajnie, ale to jednak środek osiedla i niektórym może przeszkadzać.

Mnie na pewno. Kupiłam sobie nawet stopery, żeby móc odpoczywać, ale pisk dzieci i tak dociera do moich uszu.

Wpakowaliśmy oszczędności naszego życia i jeszcze długo będziemy spłacać kredyt. Jesteśmy uwięzieni w miejscu, które coraz mniej nam się podoba. Sam blok i osiedle są w porządku, sąsiedzi przyjaźni, ale to co się dzieje przed oknami przechodzi ludzkie pojęcie. Latem na pewno będzie jeszcze gorzej. Wtedy krzyki zaczną się o 7, a będą kończyć po 22.

Rozmawiałam na ten temat z administratorem, ale mnie wyśmiał. Przecież wiedziałam, gdzie kupuję mieszkanie, a placu zabaw nie zlikwidują. No właśnie nie do końca zdawałam sobie z tego sprawę. Kto mógł przewidzieć, że na 2 huśtawki będzie przychodziło po kilkanaście rozdartych dzieci równocześnie? Myślałam, że wreszcie znalazłam swój azyl, a teraz odpoczywam dopiero wtedy, kiedy uciekam ze swojego domu.

Nie wiem, co mam zrobić. Mój mąż jest najbardziej cierpliwym człowiekiem na świecie, ale on też zaczyna mieć dość. Trudno nawet otworzyć balkon, bo ten jazgot od razu wlewa się do środka. Rodzice tych dzieci mają gdzieś, czy komuś nie przeszkadzają. Czasami mam ochotę je zakneblować.

Klaudia

Zobacz również: LIST: „Sąsiadom przeszkadza moje płaczące dziecko. Mszczą się w perfidny sposób”

Polecane wideo

Pokazała, w jakich warunkach mieszkają jej wnuki. Chce odebrać córce dzieci
Pokazała, w jakich warunkach mieszkają jej wnuki. Chce odebrać córce dzieci - zdjęcie 1
Komentarze (35)
Ocena: 4.66 / 5
gość (Ocena: 5) 07.05.2019 20:56
i dlatego moje mieszkanie mam na 12 piętrze. Plac zabaw na dole, a u mnie błoga cisza
odpowiedz
gość (Ocena: 5) 18.04.2019 15:16
Ten artykuł to manipulacja mająca pokazać ze zakładania rodzinysprawi cierpienie w postaci krzykow i hasalow które robi A dzieci. Ta Pani z rzekomego arykulu chyba sama zapomniała jak się bawiła przed domem.
zobacz odpowiedzi (1)
gość (Ocena: 5) 18.04.2019 13:36
Skoro nie ma lata to okna napewno nie sa non stop otwarte - chyba ze lubisz siedziec w zimnie. nie masz wiec halasu caly dzien, bo przy zamknietych oknach praktycznie nic nie slychac. Kupując mieszkanie w bloku trzeba się liczyc z tym, ze halas moze dobiegac nie tylko z podworka ale tez przez sciany. Taki urok. Jak chcesz mieć calkowita cisze to trzeba bylo kupic domek na wsi albo na jakims uboczu miasta lub zamontuj klime i nie bedziesz musiala otwierac okien. Stopery polecam takie gąbczaste, Doskonale wytłumiają dźwięki. Nie słychać nawet budzika ;D
zobacz odpowiedzi (3)
gość (Ocena: 5) 18.04.2019 11:30
To że Ty, autorko, jesteś taka wyemancypowana i poza społecznym schematem, bo nie chcesz dzieci, nie znaczy, że ludzie, którzy realizują tradycyjne role rodzicielskie mają się schować do piwnic. To ty masz problem, a nie oni. To Ty mogłaś szukać mieszkania na odludziu albo w jakimś kompleksie dla "child free terrorystów", a nie oni. Uwierz mi, takie istnieją i rynek czuje potrzeby takich ludzi jak Ty. Dzieci są czymś normalnym i potrzebnym naszemu społeczeństwu i niech się bawią na zdrowie we wspólnej przestrzeni. Fajnie, że nie siedzą w domach, tylko tworzą sąsiedzką życzliwą społeczność razem z rodzicami. Takie relacje dzisiaj zanikają, a bywają naprawdę nieocenione.
zobacz odpowiedzi (2)
gość (Ocena: 1) 17.04.2019 21:51
Znowu demonizowanie dzieci... odgrzewany kotlet. Słaba prowokacja.
zobacz odpowiedzi (1)

Polecane dla Ciebie