Zdaję sobie sprawę, że wkładam kij w mrowisko, ale chyba trzeba o tym głośno powiedzieć. Jestem w 100% za tym, żeby kobiety lubiły siebie, jednak taka ślepa samoakceptacja nie zawsze dobrze się kończy. Moja żona jest na to najlepszym przykładem, bo odnoszę wrażenie, że im gorzej wygląda, tym bardziej ją to bawi.
Zobacz również: Jak NAPRAWDĘ wygląda brzuch po ciąży? Musisz to zobaczyć, zanim zdecydujesz się na dziecko
Pamiętam jak w czasie ciąży śmiała się z tego, jak bardzo tyje. Miała ubaw, kiedy waga wskazywała +5, 10, 15 i więcej kilogramów. Bo to przecież naturalne i nie ma się czym przejmować. Stan błogosławiony był dla niej usprawiedliwieniem dla zwykłego łakomstwa. Rozumiem drobne zachcianki, ale ona przez 9 miesięcy tylko jadła i prawie się nie ruszała.
Kiedy próbowałem jej zasugerować, że to wcale nie jest dobre dla niej, ani dziecka, to nazywała mnie typowym facetem bez serca.
Ona dała sobie wmówić, że matce wszystko wolno. Nawet jeśli nie dojdzie do formy sprzed ciąży, to nic strasznego się nie stanie. W końcu dodatkowe kilogramy, blizny i rozstępy to nieodłączne elementy cudu narodzin. Będą jej przypominały, że nosiła w sobie nowe życie. To powód do dumy, a nie kompleksów. Wszystko fajnie, ale sporo w tym naiwności.
Naczytała się bzdur w Internecie, że ciało młodej matki to dzieło sztuki. Bez względu na niedoskonałości. Efekt jest taki, że zapomniała o zdrowej diecie w ciąży, o pielęgnacji coraz bardziej rozciągniętej skóry, a po porodzie też nie ma zamiaru się zmieniać. Bo trzeba kochać siebie i ciało, które tyle zniosło.
Fajnie to brzmi w teorii, ale efekty są opłakane. Z kobiety, którą uważałem za ideał, stała się kimś zupełnie obcym. Na pewno nie atrakcyjnym.
Zobacz również: Pokazała, co trojaczki zrobiły z jej brzuchem. Tak wygląda kilka lat po porodzie
Przytyła jakieś 20 kilogramów, z których niewiele udało jej się zrzucić. Chyba tylko tyle, ile ważyło nasze dziecko. Brzuch nadal odstaje, a skóra na nim przypomina pomarszczoną galaretę. Ktoś powie - zdarza się. Tak, zwłaszcza kobietom, które zupełnie sobie odpuściły. Mija rok od porodu, a nie zauważyłem żadnych pozytywnych zmian. Mam z tym coraz większy problem.
Wmawiałem sobie, że to minie. Ona weźmie się w garść. Ale nic z tego. Nadal wierzy w te naiwne slogany o silnej matce, która niczego nie musi, a wszystko może. Nikt nie ma prawa jej krytykować, a zwłaszcza facet, który w ciąży nigdy nie będzie. Tym usprawiedliwia swoje lenistwo. Ja rozumiem, że przy dziecku jest sporo roboty, ale jak się chce, to można.
Pamiętam dzień, kiedy dowiedziałem się, że zostanę ojcem. Była wtedy moim ideałem, z którego niewiele zostało.
Oczywiście nie mówię jej o tym wprost, ale oboje wiemy, co się dzieje. Próbuję ją mobilizować, a sprawy intymne między nami bardzo ucierpiały. Robimy to, bo wypada, ale nie oszukujmy się - ona już nie jest dla mnie ósmym cudem świata. Wygląd ma znaczenie, a każdy facet chciałby mieć zgrabną żonę. Nie mówię, że wychudzoną modelkę, ale bez skrajności w drugą stronę.
Co czuję, kiedy patrzę na jej ciało? Że coś poszło bardzo nie tak. Doceniam to, że dała mi syna. Martwię się jednak, że aż takim kosztem. A ja praktycznie nic nie mogę zrobić, bo ona zupełnie przestała się przejmować moim zdaniem. Uważa siebie za herosa, który zrobił coś niesamowitego i już nie musi się starać.
To prawda - urodzenie dziecka jest wyczynem, któremu przeciętny facet by nie podołał. Ale czy to musi wiązać się z takim zaniedbaniem? Bardzo tęsknię za moją kruszynką, która zniknęła pod tkanką tłuszczową i rozstępami.
Jacek
Zobacz również: Odważyła się pokazać brzuch po 5 ciążach. Do niedawna sama się go brzydziła