Wiele złego mówi się o „rozdawnictwie” państwa. Że to niesprawiedliwe, patologia się rozmnaża, a uczciwie pracujący nic nie dostają. Polski na to nie stać, to kupowanie głosów, a rosnące długi trzeba będzie kiedyś spłacić. No i tak naprawdę całe to 500+ nic nie daje, bo jak ktoś chce mieć dzieci, to będzie je miał. Niezdecydowanych nic nie przekona.
Zobacz również: LIST: „500+ to za mało! Dałam się nabrać i urodziłam, a pieniędzy nie starcza na nic”
Też mi się tak wydawało. Na początku istnienia tego programu nie zauważyłam jakiejś wielkiej różnicy. Wokół mnie rodziło się tyle samo maluchów, co wcześniej - raczej rzadko. Koleżanki, kuzynki czy współpracownice nie zaczęły nagle się rozmnażać dla pieniędzy. Jeszcze żadnej pociechy nie miały, więc nie dostałyby ani grosza.
Niedawno ogłosili wypłatę tych środków na każde dziecko i bez kryterium dochodowego. Teraz naprawdę widzę różnicę.
Moje koleżanki nie rozmawiają o niczym, tylko o macierzyństwie. Praktycznie wszystkie planują zajść w ciążę w najbliższym czasie (to jest towarzystwo w wieku 25-35 lat). Jednej już się udało, inne mocno się starają. Za chwilę będzie wysyp dzieci, które powstały dzięki tej obietnicy rządu. Od razu uprzedzam - nie jestem fanką tej ekipy. Po prostu umiem docenić, kiedy coś działa.
A 500 zł na każde dziecko naprawdę przynosi efekty. Może nie wszyscy to dostrzegają, ale poczekajmy 9 miesięcy. A najlepiej rok. Nagle się okaże, że nasz naród jednak nie wymiera. Jestem niemal pewna, że wskaźnik dzietności drastycznie wzrośnie. Już nie będzie mniej, niż 1,5, ale przynajmniej 2 dzieci na rodzinę.
Zawzięci krytycy nigdy nie przyznają, że coś w tym jest. Już słyszę, że to biedota się rozmnaża i zaczną się rozruchy, jak kiedyś kasy od rządu zabraknie.
Zobacz również: LIST: „500 zł to zdecydowanie za mało. Ja i moje dzieci czekamy na program Rodzina 1000+!”
Ja rozumiem, że są różne formy wsparcia. Można było obniżyć podatki lub wprowadzić nowe ulgi. Zamiast żywej gotówki rozdawać bony i tak dalej. Ale czy wtedy byłby taki efekt? Raczej wątpię. Sama poważnie się zastanawiam, czy nie zmienić trochę planów. Chciałam jeszcze kilka lat się pouczyć, ale może lepiej nie zwlekać z powiększeniem rodziny…
Nie ma nic dziwnego w tym, że ludzie chętniej się rozmnażają, kiedy mogą liczyć na wsparcie. Rodzicielstwo to ogromna odpowiedzialność i spora inwestycja. Kiedy wiesz, że co miesiąc dostaniesz kilka stówek na ubranka i jedzenie, to jakoś łatwiej się zdecydować na taki krok.
Wcześniej władza tylko zabierała, a teraz trochę oddaje. Trzeba być naprawdę zaślepionym człowiekiem, żeby nie uznać tego za dobrą zmianę.
Nie twierdzę, że jak cię nie stać, to 500 zł wystarczy. Ale w sytuacji, kiedy czasami brakuje do pierwszego i ogólnie w domu się nie przelewa - to już konkretny zastrzyk gotówki. Wtedy dodatkowa osoba do wykarmienia nie jest aż takim poświęceniem. Jeśli małżeństwo zarabia razem np. 4000 zł, to dla nich ogromna różnica. 1/8 ich dochodów.
Denerwują mnie ludzie, którzy nazywają to rozdawnictwem. Państwo w ten sposób inwestuje w rozwój. Im więcej obywateli pracujących i płacących podatki, tym lepiej nam w przyszłości będzie. Teraz dziecko dostanie 6000 zł rocznie, ale kiedyś przyniesie budżetowi kilka razy więcej. Prosta matematyka.
Polki pierwszy raz od dawna tak optymistycznie patrzą w przyszłość i nie boja się macierzyństwa. Trzeba się z tego cieszyć!
Patrycja
Zobacz również: LIST: „Jestem 30-letnią panną i nie dostaję od państwa nic. W czym dzieciate są lepsze?”