Mówi się, że Polska taka strasznie katolicka, a ja jakoś tego nie widzę. Większość tylko na pokaz. Czasem na mszy się pojawią, ale nauczanie Kościoła w ogóle ich nie interesuje. Wkurza mnie to, bo ja traktuję sprawę serio i nie lubię, gdy inni sobie z tego kpią. Tak jak na naukach przedmałżeńskich, gdzie poznałam dziwną parę.
Zobacz również: Młoda mężatka zdradziła, na co wydała pieniądze z wesela. Chwilę po uroczystości nie miała już nic
Przygotowuję się do ślubu kościelnego i biorę udział w tych zajęciach, bo uważam to za słuszne. Zależy mi na sakramencie i dobrym przygotowaniu do wspólnego życia. Nie mieszkam z narzeczonym, nie kocham się z nim przed ślubem i co za tym idzie - nie korzystam z antykoncepcji. Tak powinno być. Inaczej to jakaś farsa.
Wspominam o tych ludziach, bo przed księdzem udają świętych, a w prywatnych rozmowach pokazują prawdziwe twarze.
Na początku byłam pod wrażeniem ich postawy. Siedzieli grzecznie, przytakiwali. Z ogromną pasją opowiadali o swoim związku, walce ze słabościami, głębokiej wierze. Pomyślałam, że to inspirujące i warto brać z nich przykład. Wydawali się idealnym katolickim związkiem.
Po drugim czy trzecim spotkaniu nabrali odwagi i pokazali prawdziwą twarz. Oczywiście nie przed prowadzącym. Zagadali mnie i narzeczonego. Śmiali się. Robili sobie kpiny ze słów księdza. Mówili, że dosyć mają tej szopki. No i wyszło szydło z worka - przez cały czas ściemniali, a tak naprawdę żyją w grzechu i nie widzą w tym niczego złego.
Aż mnie korciło, żeby ich wydać, ale nie będę taka podła. Niech sami zrozumieją, że robią źle.
Zobacz również: Internauci zszokowani zachowaniem pana młodego. Zrobił to żonie na oczach gości weselnych
W rozmowie przyznali, że opowiadają, jak oni to ujęli, „farmazony”. O całej tej czystości, walce z pokusami, życiu z Bogiem. W rzeczywistości mieszkają razem od 4 lat! I nie widzą w tym nic złego. Kochają się też od początku znajomości. Nawet się śmiali, że kiedyś prawie wpadli. Księdza nazwali naiwniakiem, bo im uwierzył, a przecież takich par już na świecie nie ma.
Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że my staramy się tacy być. Jesteśmy na naukach przedmałżeńskich, bo chcemy ślubować przed Bogiem. Zamieszkamy razem dopiero po ślubie i tak dalej. Myśleli, że ich wkręcam. Trochę miny im zrzedły, kiedy zorientowali się, że to prawda. Pewnie się bali, że na nich doniosę.
Nie chcę tego robić. Jest mi tylko przykro, że młodzi ludzie nie potrafią być konsekwentni. Co oni w ogóle robią w tym kościele?
Jeśli nie wierzysz, robisz sobie żarty z religii, łamiesz wszystkie zasady i tak dalej, to po co ci ten ślub kościelny? Miej odwagę żyć jak ateista bez zasad. A nie, że nagle udajesz świętego, by kogoś zadowolić. Kogo? Wierzących rodziców? To jest dla mnie szczyt zakłamania i tchórzostwa. Żarty sobie stroją z czegoś, co dla mnie jest bardzo ważne. Najważniejsze.
Zapytałam ich, po co taki cyrk. Stwierdzili, że dla świętego spokoju. Ślub w kościele to tradycja. Nie chcą, żeby ludzie gadali. Zwykłego cywilnego nie chcą, bo zależy im na całej tej oprawie. Świecka uroczystość nie ma klimatu. A tu ładny ołtarz, kadzidło, organy i tak dalej. Straszne instrumentalne potraktowanie sprawy.
Wyjątkowe zakłamanie. Cwaniakują, a nie mają odwagi żyć po swojemu.
Julita
Zobacz również: Na ślub i wesele córki zamierzam wydać majątek