Mówi się, że posiadanie własnego mieszkania to w Polsce straszny luksus, na który mogą sobie pozwolić nieliczni. Ciekawe, bo w moim mieście budują blok na bloku. Jak tylko jest jakiś kawałek ziemi, to od razu powstaje całe osiedle. Nieruchomości schodzą na pniu. Zainteresowanie jest tak duże, że obowiązują zapisy. Chętnych więcej, niż lokali.
Zobacz również: 19 lat - pierwszy etat, 24 lata - własne mieszkanie, 29 lat - kupno domu. Tak się żyje na Zachodzie! A u nas?
Czyli jednak nie jest tak źle, skoro ludzie stoją w kolejce po mieszkania, jak po bułki. Ostatnio z ciekawości zajrzałam na stronę takiej inwestycji, a tam sprzedane, sprzedane, zarezerwowane, sprzedane. Nic wolnego. Mówię o pięciu dużych blokach, które powstaną w kolejnych 2 latach. No i gdzie ten kryzys?
Oczywiście nie jest tak dobrze i nie wszyscy mogą sobie pozwolić. Wśród moich znajomych mało kto.
Do napisania tych kilku słów zainspirowała mnie koleżanka, która w wakacje wynajęła z chłopakiem mieszkanie. 2 małe pokoiki, a płacą jak za zboże. Spokojnie starczyłoby na życie i kredyt. Ale oni twierdzą, że są ciągle zbyt biedni na zakup własnych czterech kątów. Pomieszkali tam kilka miesięcy, ledwo się urządzili, a tu niespodzianka - właściciel wypowiedział umowę.
Facet zmienił plany. Sprzedaje dom, w którym do tej pory mieszkał, wszystkie graty chce wstawić do tego mieszkania, a sam wyjeżdża za granicę. Macie miesiąc na spakowanie manatków. I to ma być stabilne życie? Pamiętam jak sadzili roślinki w niewielkim ogródku i dokupowali meble. Chcieli tam spędzić najbliższe lata.
Ja bym nie potrafiła tak funkcjonować. Cały czas siedzisz na minie, która może wybuchnąć. Nie da się stworzyć w ten sposób normalnego domu.
Zobacz również: Córka ma żal, że nie kupiłam jej mieszkania i przeze mnie musi spłacać kredyt
Dlatego przy pierwszej lepszej okazji kupiłam własne mieszkanie i to bez pomocy chłopaka/męża. Przez lata oszczędzałam, zakładałam bezpieczne lokaty i było na wkład własny. A nawet trochę więcej. Dzięki temu mogłam wpłacić sporą część, a reszta na 10-letni kredyt. Ani się obejrzę i będzie po wszystkim.
Nikt mnie stamtąd nagle nie wyrzuci. Mogę urządzać przestrzeń po swojemu i mam pewność, że robię to dla siebie, a nie właściciela czy kolejnych najemców. Odebranie kluczy do własnego domu to naprawdę cudowne przeżycie. Doświadczyłam tego mając 26 lat. Moi znajomi są już po trzydziestce i nadal nic. To kalectwo.
Współczułabym im, gdyby faktycznie klepali biedę. Ale to raczej kwestia niezaradności.
Młodzi nie myślą o stabilizacji. Przejadają pensje, wydają krocie na wynajem, boją się podejmować ważne decyzje. A potem płaczą, jaki to świat jest niesprawiedliwy. Mnie też naprawdę nic z nieba nie spadło. Sama na to zapracowałam. Później, jeśli jakimś cudem kupią już to mieszkanie - zadłużają się na dziesiątki lat. Mój kuzyn ma raty rozpisane na jakieś 35.
Nie rozumiem takiej postawy. Nigdy nie zarabiałam więcej, niż 3000 zł na rękę, a jakoś dałam radę. Za kilka lat spłacę pożyczoną część i już. Nie kupiłam co prawda wielkiego domu, ani 120-metrowego apartamentu, ale 2 pokoje z osobną kuchnią to fajna przestrzeń. Jak się rodzina kiedyś powiększy, to sprzedam i dopłacę tylko różnicę do większego.
Jestem dowodem na to, że się da. Wystarczy żyć trochę oszczędniej i mieć jakieś ambicje.
Angelika
Zobacz również: 30 rzeczy, które powinnaś zrobić przed trzydziestką. Sprawdź, czy nie przespałaś życia