Zawsze był trochę inny, niż wszyscy. Nie jadł mięsa, angażował się w akcje ekologiczne, wpłacał datki na ratowanie wilków, rysi i pszczół. Kupował produkty bio, protestował, unikał plastikowych opakowań. Wiedziałam, że to dla niego bardzo ważne i nawet mi to imponowało. Rzadko zdarzają się tak wrażliwi i dobrzy faceci. Ale wiecie co? Każdy kij ma dwa końce.
Zobacz również: LIST: „Zamieszkaliśmy razem, ale ja... nie potrafię skorzystać z WC, kiedy on jest za ścianą!”
Inaczej wyglądało to wtedy, kiedy mieszkaliśmy jeszcze osobno, a zupełnie inaczej jest teraz. To jego zaangażowanie i drobne dziwactwa stały się nieodłączną częścią mojego życia. Są tego dobre i złe strony, ale ostatnio przeważają te drugie… Na pewno fajne jest to, że jemy zdrowo, zimą dokarmiamy ptaki, często jeździmy do lasu i oglądamy ciekawe filmy przyrodnicze.
Gorzej z niektórymi jego nowymi przyzwyczajeniami, które zaczął realizować dopiero we wspólnym mieszkaniu. Dla mnie to już za dużo.
Wyobraźcie sobie, że pół balkonu zajmuje plastikowa beczka na deszczówkę. Stoi pod daszkiem, więc mało co do niej wpada. Ale według niego wystarczająco, żeby podlewać nasze kwiaty. Mamy ich sporo, bo zajmują praktycznie każdą wolną półkę. Akurat to mi nie przeszkadza, bo jest zielono i lepiej się oddycha. Ale normalnie lałabym wodę z kranu. Zwłaszcza teraz, kiedy wszystko zamarza.
Ogólnie można powiedzieć, że dostał obsesji na tym punkcie. On nie chce niczego marnować. Wszystko wyłącza z kontaktu, a w ramach oszczędzania klimatu zawsze wchodzi mi pod prysznic i zakazał kąpieli w wannie. Razem będzie bardziej przyjemnie i oczywiście eko. Dobra, o to nie mam żalu, bo można się przyzwyczaić.
Najgorzej wygląda u nas korzystanie z toalety. Gdzieś wyczytał, że tam marnuje się najwięcej wody, więc znalazł rozwiązanie.
Zobacz również: ON TO PRZED TOBĄ UKRYWA: 20 męskich dziwactw, z którymi musisz się liczyć, jeśli chcesz z nim zamieszkać
Sam to praktykuje, a mnie wciąż bezskutecznie namawia. Otóż, według niego wodę w toalecie powinno spuszczać się tylko wtedy, kiedy naprawdę trzeba. Każdego dnia wiele razy oddajemy mocz i spłukujemy go ogromną ilością wody. Podobno lepiej, żeby te nieczystości sobie stały. Spłuczkę należy włączyć tylko wtedy, kiedy w łazience załatwia się grubszą potrzebę.
Może nawet brzmi to rozsądnie, ale nie mogę się przyzwyczaić. Wchodzę tam z duszą na ramieniu, bo nie wiem, co zastanę w muszli klozetowej. Taki stojący mocz jakoś bardzo przyjemnie nie pachnie, ani ładnie nie wygląda. Więc najpierw odruchowo spłukuję, a dopiero później odchylam deskę. A on się piekli, że to bez sensu.
Nie wspomnę o sprzątaniu. On jest za tym, żeby wszystko myć czystą wodą i zamiatać. Detergenty i odkurzacz szkodzą środowisku.
Według mnie trochę się zagalopował. Żyjemy w mieszkaniu w centrum miasta, a nie wiejskiej chatce. Powinno być czysto i pachnąco, a balkon ma służyć odpoczynkowi - nie zbieraniu deszczówki. O ile wcześniej jego postawa mi imponowała, tak teraz częściej denerwuje. Jeden człowiek całego świata nie zbawi, więc powinien sobie trochę odpuścić.
Rozumiem zdrową dietę, wyłączanie światła, kiedy go nie potrzebujemy, segregację śmieci, nawet tworzenie własnych środków czystości z sody czy octu. Ale cała reszta to już nadgorliwość, która utrudnia normalne funkcjonowanie. Boję się zapraszać rodzinę i przyjaciół, bo nie wiem jak zareagują. Zawsze jest ryzyko, że w toalecie zobaczą coś, czego nie powinni.
Mój chłopak nazywa siebie eko-świrem i coś w tym jest. Coraz częściej myślę, że to nie tylko dbanie o naturę, ale psychoza. I jak tu razem żyć? Taki radykał łatwo zdania nie zmieni.
Joanna
Zobacz również: Ohydne rzeczy, jakie pary robią RAZEM. Nie czują się zbyt swobodnie?!