W życiu bym się nie odważyła powiedzieć, że wszyscy Polacy są tacy albo inni. Jesteśmy naprawdę bardzo różni. Ale istnieje jedna rzecz, do której w większości mamy słabość. Chodzi o narzekanie na swój los. I usprawiedliwianie własnych niepowodzeń. Te zazwyczaj mają wynikać z braku sprawiedliwości lub spisku. Mamy też w sobie sporo chorobliwej zazdrości.
Zobacz również: Lista najgorszych zawodów. Trudno wyobrazić sobie gorszą pracę
Rozmawiając z różnymi ludźmi albo czytając ich wypociny w Internecie, można odnieść wrażenie, że co drugiemu rodakowi los rzuca kłody pod nogi. Jestem super, mam chęci i determinację, ale coś mi nie wychodzi. Tylko bezczelnym cwaniakom bez skrupułów się udaje. Albo oszustom i kombinatorom. Bo jak to możliwe, że ja zarabiam grosze, a ktoś inny tak wspaniale sobie radzi?
Mój ulubiony komentarz pod wszystkimi artykułami: „Temu to się powodzi, a ja haruję za 1500 zł”.
Te słowa mają sugerować, że autor jest uczciwy i wartościowy, ale właśnie dlatego nie osiąga sukcesu. Komentowana w ten sposób osoba jest za to oderwana od rzeczywistości, ukradła albo zarabia na naiwności innych. Uwielbiamy tak dzielić ludzi. My - pracowici, dobrzy i niedocenieni oraz oni - aferzyści, złodzieje, krewni i znajomi królika. Jak ktoś ma choć odrobinę więcej, to na pewno oszust.
Normalnie pewnie bym się zasmuciła i współczuła, ale teraz takie teksty mnie śmieszą. Bo wiem, że zazwyczaj wcale nie wynikają z pecha, ale zwykłej niezaradności. Ostatnio postanowiłam komuś odpisać na taki komentarz i o dziwo dostałam odpowiedź. Autorka zdradziła, że nie skończyła studiów, wcześnie zaszła w ciążę i pracuje na najniższym możliwym stanowisku.
Ale to oczywiście nie jej wina, tylko wszystkich, którym lepiej się powodzi.
Zobacz również: Polski student potrzebuje 1900 zł miesięcznie, żeby przeżyć. Oto jego wydatki
Dla niej jest oczywiste, że złodzieje opływają w luksusy, a poczciwi ludzie zawsze mają pod górę. Kiedy zasugerowałam jej, że gdyby inaczej poprowadziła własne życie, to pewnie też by coś z tego miała - zmieszała mnie z błotem. Bo ja nie rozumiem dziewczyny harującej za 1500 i na pewno jestem jedną z „tamtych”. Uroniłabym łzę współczucia, ale zawsze wtedy chce mi się śmiać.
Czy ja pochodzę z wpływowej rodziny? Czy byłam skazana na sukces? Czy ktoś mi coś załatwił? Coś mi spadło z nieba? Nie. Na wszystko musiałam sobie uczciwie zapracować. Uczyć się, kiedy wcale mnie to nie cieszyło. Pójść na studia. Zacząć jeden, drugi, trzeci staż. Chodzić od pracodawcy do pracodawcy. Rezygnować z przyjemności, żeby zapewnić sobie lepszą przyszłość.
Z taką konsekwencją każdemu się powiedzie. Problem w tym, że mało komu się chce.
Życie się różnie toczy i na pewno nie mam zamiaru nikogo obrażać. Ale osoby w gorszej sytuacji nie powinny odwdzięczać się obelgami i podejrzeniami. Ja nikomu nic nie ukradłam i żaden wpływowy tatuś pracy mi nie załatwił. Najłatwiej jednak spocząć na laurach, siedzieć z założonymi rękami i szukać źródła kłopotów gdzie indziej. Haruję za 1500 zł, bo świat jest niesprawiedliwy. Przecież to wymówka na każdy temat.
Głupotami wyczytanymi w Internecie aż tak bardzo bym się nie przejęła, ale ja mam takie koleżanki. Nie chciało im się uczyć i zdobywać doświadczenia, a teraz mają żal do całego świata. Ja ich podobno nie rozumiem, bo mam etat, dobrą pensję, wykształcenie i tak dalej. Przepraszam bardzo, ale kto im bronił? Startowałyśmy z dokładnie tego samego miejsca.
Także mam taką radę: zanim wyzwiesz wszystkich od kombinatorów i pożalisz się na własny los - zastanów się, czy przypadkiem sama go sobie nie zgotowałaś.
Edyta
Zobacz również: Ile trzeba zarabiać, by godnie żyć? Polakowi na przeżycie wystarczy 1467 zł