Dużo się ostatnio mówi o nierówności płac. Zawsze jednak pod jednym kątem - faceci zarabiają więcej od kobiet, nawet z takimi samymi kwalifikacjami i na identycznym stanowisku. Ja też uważam to za problem, ale nie jedyny. Jest też kwestia zarobków w poszczególnych zawodach.
Zobacz również: LIST: „Pracuję jako kasjerka w sklepie. Wy, klienci, zachowujecie się tak skandalicznie, że powinno być wam WSTYD!”
Bo jakim cudem człowiek troszczący się o życie innych i harujący po godzinach może liczyć na znacznie niższą wypłatę, niż osoba pracująca w takich branżach jak rozrywka, handel czy finanse? Zupełnie nie widzimy różnicy między tym, co ważne i ważniejsze. Albo widzimy, ale na korzyść mniej istotnych spraw.
Mam na to konkretny i bardzo bolesny dla mnie przykład z życia. Okazuje się, że przeciętnej kasjerce wiedzie się znacznie lepiej ode mnie.
fot. iStock
Nie twierdzę, że jestem jakaś niesamowita i tylko dlatego powinnam dostawać więcej. Wydaje mi się jednak, że wykonując zawód zaufania społecznego mam prawo liczyć na godną zapłatę. Jednak nie w Polsce. Tutaj sprzedawczyni okazuje się ważniejsza od nauczyciela czy lekarza.
Pewnie w niektórych innych krajach jest podobnie, ale my zawsze podkreślaliśmy wielką rolę takich osób. Za tymi hasłami nie idzie nic, a już na pewno nie pieniądze. Dowód? Za dnia pracuję jako nauczyciel w przedszkolu. To nie jest pełny etat, bo o takim luksusie można w dzisiejszych czasach zapomnieć. Później dorabiam sobie w szpitalu jako salowa.
Moim zdaniem są to społecznie bardziej potrzebne zawody, niż kolejna osoba sprzedająca nam badziewie, którego nie potrzebujemy.
Zobacz również: LIST: „Wróciłam z emigracji, ale nie potrafię żyć w Polsce. Kupiłam bilet powrotny”
Żyłam chyba w jakimś matriksie. Słyszałam, że kasjerzy zarabiają coraz lepiej, ale nie zdawałam sobie sprawy ze skali. To już nie jest ostatni szczebel drabiny wynagrodzeń. Raczej gdzieś tak w środku. Prawie wszyscy mają pełne etaty, biorą przynajmniej 3500 zł brutto, do tego prywatna opieka zdrowotna, karta na siłownię, paczki na święta.
O takich luksusach w przedszkolu i szpitalu mogę zapomnieć. Moja koleżanka pracując tylko na kasie zarabia więcej, niż ja w tych dwóch miejscach. A śmiem twierdzić, że siedzenie i skanowanie towarów nie jest aż tak odpowiedzialne jak opieka nad dziećmi i chorymi. Ale kogo to interesuje? Liczy się tylko konsumpcja.
To nie tak, że komuś zazdroszczę i chciałabym mu odjąć. Po prostu uważam, że osoby takie jak ja też powinny być docenione.
Ktoś powie - no to idź do prywaciarza, zamiast męczyć się w budżetówce. Finansowo na pewno lepiej bym na tym wyszła, ale jest jeszcze coś takiego jak powołanie. Nie chcę używać dużych słów, jednak nauczyciel, czy nawet zwykła salowa to w dużej mierze misja. Zwłaszcza przy takich głodowych pensjach.
Potem się wszyscy dziwią, że w szkołach i szpitalach nie ma kto pracować. Serio? Skoro łatwiej dorobić się w markecie i to bez wykształcenia, to chyba nie ma w tym nic szokującego. Gdybym wiele lat temu miała świadomość, jak to się rozwinie, to pewnie dziś też kasowałabym wasze wigilijne zakupy.
Z tą smutną świadomością czuję się czasami jak śmieć. Dbam o najmłodszych obywateli, potem pomagam najsłabszym, a nie dostaję w zamian nic. Coś poszło bardzo nie tak.
Magdalena
Zobacz również: LIST: „Prawdziwy facet zaczyna się od 185 cm i 5000 zł. Trzeba mieć jakieś wymagania”