Psy są naszymi najlepszymi przyjaciółmi. Rzadko można trafić na człowieka, który przyznaje, że ich nie lubi. Jeżeli już czujemy antypatię do tych uroczych czworonogów, zazwyczaj dzieje się to z winy ich właścicieli, którzy nie wychowują pupili i na wszystko im pozwalają. Potem ludzie skarżą się, że pies przyjaciółki załatwia się na buty i wskakuje na kanapę. Jednego z takich właścicieli zna Jola.
Chodzi o jej sąsiadkę, która ma doga niemieckiego. „To wielkie bydlę straszy moje dzieci i załatwia się pod moimi drzwiami” – pisze we wstępie maila przesłanego do naszej redakcji. Kobieta opisuje w nim, jak uciążliwe jest życie obok osoby, która traktuje psa jak domownika i nie szanuje innych ludzi.
- Odkąd pamiętam, moja sąsiadka jest fanatyczką psów. Kiedy kupiliśmy z mężem mieszkanie, miała maltańczyka, ale zdechł kilka lat temu. Niedługo potem w domostwie pojawił się dog niemiecki. Bruno, bo tak się nazywa, obecnie przypomina wielkie bydlę. Stanowi postrach w naszym bloku, ale nikt nie odważy się pisnąć słowa, bo sąsiadka ma znajomych w administracji i nie tylko. Jest nietykalna. Niestety ten pies to ogromny problem.
Mam małe dzieci i one boją się zwierzaka. Sąsiadka nie zakłada mu kagańca, a przynajmniej nigdy go w nim nie widziałam. Często z nim spaceruje, bo jest na emeryturze. Ma czas. Za każdym razem gdy moje dzieci widzą Bruna, zaczynają płakać i chowają się za mnie. Ta bestia kiedyś nieźle ich nastraszyła. Gdyby nie to, że sąsiadka mocno trzymała go na smyczy, zaatakowałby Piotrusia i Pawełka. Moje bliźniaki do dzisiejszego dnia mają uraz i nie cierpią tego psa. Zwróciłam wtedy uwagę sąsiadce. Powiedziałam, żeby zakładała psu kaganiec. Ona robi się coraz starsza. A co będzie, gdy Bruno jej się wyrwie? Pies jest duży i silny. Przecież może kogoś ugryźć. Pilnuję moich dzieci jak oka w głowie, gdy wychodzimy z bloku. Jestem wściekła, bo przecież nie powinno tak być. Najgorsze jest to, że sąsiadka generalnie zachowuje się w sposób przyjacielski.
Tego samego dnia gdy Bruno wystraszył moje dzieci, przyszła do nas (sama) i przyniosła chłopcom własnoręcznie upieczone ciasteczka. Miły gest, nie powiem, ale wolałabym, aby pilnowała lepiej swojego psa. Niestety wiem, że to niemożliwe. Ona kocha go jak dziecko. Ma też milion wymówek, gdy ktoś zwróci jej uwagę. A najlepsze jest to, jak mówi, że on by nikogo nie skrzywdził... Jasne.
Pies w małym mieszkaniu - tak czy nie?
Jola zwraca również uwagę na inne problemy.
- Są takie dni, że pies okropnie wyje. Sąsiadka, pani Ela, ma zwyczaj wypuszczać go wtedy na balkon. No i Bruno ujada tak głośno, że hałas roznosi się wokół całego bloku. Takie wycie bardzo przeszkadza. To samo zdarza się czasami w nocy. Na szczęście rzadko, ale nie powiedziałabym, że jest bez wpływu na nasze życie. Po takiej nocy mąż niewyspany idzie do pracy, a dzieci są rozdrażnione przez cały dzień. Skarżą się, że przez wycie nie mogły spać. Kiedyś poszłam do pani Eli i poprosiłam, czy nie mogłaby czegoś zrobić. Powiedziała, że się postara, ale generalnie pies taki już jest. Jak zwykle była bardzo miła i miała przyjacielski uśmiech na twarzy. Gdyby była wredna, chyba byłoby mi łatwiej, ale w takiej sytuacji dosłownie ręce opadają. Kobiecina najwyraźniej nie rozumie albo nie chce zrozumieć, że jej pies jest postrachem w całym bloku i nie daje ludziom normalnie żyć. Na dodatek mówi do niego „Syneczku”. Kompletna wariatka, chociaż pozytywna.
Kolejna nieprzyjemna sprawa związana z psem dotyczy załatwiania się na korytarzu albo pod drzwiami mieszkań sąsiadów.
- Bruno dwa razy załatwił się pod naszym mieszkaniem. Raz na wycieraczce, a za drugim razem trochę dalej. Nie czekałam na ekipę sprzątającą, tylko sama posprzątałam psie odchody, bo bardzo cuchnęły. Nie wiem, jak to możliwe, że pani Ela nie zauważyła, co wyprawia jej pies. Twierdzi, że Bruno nigdy nie załatwiał się na korytarzu. Ja podejrzewam, że na chwilę przystanęła, a pies w tym czasie zrobił swoje. Podobno pani Eli pogarsza się wzrok. Może to jest jakieś wytłumaczenie. Gdy z nią rozmawiałam, wyparła się wszystkiego. Powiedziała, że to może inne zwierzaki z bloku, ale moim zdaniem odchody były zbyt duże. Oprócz Bruna w bloku mieszkają tylko dwa yorki i kilka kotów.
Muszę też wspomnieć o jeszcze jednym incydencie. Bruno obślinił mojego syna. A raczej potrząsnął wielkim obślinionym pyskiem i ślina poleciała na Pawła. Syn od razu zaczął płakać. Musieliśmy wracać do mieszkania, bo syna trzeba było umyć. W tym czasie pani Ela rozmawiała z sąsiadką. Miałam ochotę na nią nakrzyczeć, ale powstrzymałam się.
Jola uważa, że pani Ela nie powinna mieć psa, skoro nie potrafi się nim dobrze zająć.
- Żadne słowa do niej nie docierają. Ona nie rozumie, że jej pies zatruwa innym życie. Hałas, strach, kupy na korytarzu i ta ślina... Wszystko wydarzyło się w ciągu ostatniego roku. Kobiecina nie ogarnia swojego czworonoga. Robi się coraz starsza, a pies jest młody, silny i żwawy. Nie wiem, co to będzie. Rozmawialiśmy z sąsiadami, ale trudno będzie cokolwiek zdziałać. Pani Ela ma bardzo wpływową rodzinę, a na dodatek jest bardzo życzliwa i udziela się społecznie.
LIST: „Kupiłam sobie małego pieska, ale to mnie przerosło. Muszę się go pozbyć. Co z nim zrobić?!”
Jak żyć w sąsiedztwie kogoś takiego? Ona broni Bruna i traktuje go jak dziecko. Na dodatek uważa, że jest nieszkodliwy, a jego niektóre zachowania po prostu leżą w psiej naturze.