„Moi rodzice żyją w zgodzie z naturą i zmuszają mnie do tego samego. Marzę o frytkach z Maca i nowych dżinsach”

Rodzice Gai są fanami życia w zgodzie z naturą. Zmuszają do tego samego córkę. Dziewczyna ma dość takiego życia. Marzy o normalności.
„Moi rodzice żyją w zgodzie z naturą i zmuszają mnie do tego samego. Marzę o frytkach z Maca i nowych dżinsach”
Fot. Unsplash
02.11.2018

W dzisiejszych czasach można spotkać coraz więcej zwolenników życia w zgodzie z naturą. Ci ludzie wolą leczyć się według starych, domowych receptur niż antybiotykami, sami przygotowują preparaty kosmetyczne, gotują i starają się produkować jak najmniej śmieci. Ważne są dla nich kwestie związane z ochroną środowiska i gatunków zagrożonych wyginięciem. Brzydzą się zakupami w galeriach handlowych, marnowaniem żywności i wszechobecnym konsumpcjonizmem. W tym samym duchu wychowują swoje dzieci.

Meble dla ekologów - styl w zgodzie z naturą

Gaja ma 19 lat i przyszła na świat w takiej rodzinie. Dziewczyna przekonała się, jak żyją inni ludzie dopiero po tym, jak poszła do szkoły. To był dla niej szok. Obecnie marzy o ubraniach z sieciówki i frytkach z McDonald’s.

- O tym, że moi rodzice są inni niż rodzice moich kolegów i koleżanek oraz o tym, że w ogóle żyjemy inaczej, przekonałam się, gdy poszłam do szkoły. Pierwsze, co zauważyłam, to ubrania innych dziewczynek. Były takie kolorowe i zupełnie nowe. Ja zawsze nosiłam używane. Bardzo wyróżniałam się na ich tle. Kolejna różnica polegała na tym, że jadły słodycze. Batoniki, chipsy, czekolady... Ja miałam kompletny zakaz spożywania podobnych „świństw”. Rodzice dawali mi pieniądze do szkoły, ale nie odważyłam się go złamać. Nigdy. Kupowałam jedynie owoce, kanapki i soki.

Czekolady po raz pierwszy spróbowałam na urodzinach jednej z koleżanek. Tak w ogóle zostałam na nie zaproszona tylko dlatego, że nasi rodzice się znali. W szkole byłam niepopularna ze względu na swoje dziwne nawyki. To była najlepsza rzecz, jakiej kiedykolwiek próbowałam. Zjadłam również mnóstwo innych łakoci. Chipsy, landrynki i cukierki. Potem wróciłam do domu z pretensjami, że nigdy nie mogłam zakosztować takich przysmaków. Nawet nie wiedziałam, jak wiele straciłam przez wszystkie lata.

Od tamtej pory nic się nie zmieniło w codzienności Gai. Nadal jest zmuszana do życia w sposób, który jej w ogóle nie odpowiada.

- Wiem, że mogłabym się wyprowadzić z domu i żyć na własny rachunek, ale dzięki temu, że nadal mieszkam z rodzicami, mogę sporo zaoszczędzić. Robię to kosztem normalnego funkcjonowania, bo moi rodzice są fanatykami życia w zgodzie z naturą.

Po pierwsze nie kupują niczego, co plastikowe. Mama na zakupy rusza z wiklinowym koszykiem i białymi chusteczkami. Kupuje mięso, pieczywo, warzywa i owoce. Nie pijemy herbaty ani kawy, tylko wodę. W domu mamy filtr oczyszczający, dzięki czemu nie kupujemy wody butelkowej. Dla rodziców jak najprostsze życie znaczy najlepsze życie.

Środki kosmetyczne i różnego rodzaju chemikalia wytwarzamy sami. Moja mama nie pracuje zawodowo. Zajmuje się domem i ogarnia wszystkie sprawy tego typu. Nauczyła się nawet robić dezodorant i pastę do zębów z... sody oczyszczonej. Nie żartuję. W moim domu nie ma czegoś takiego jak normalna pasta do zębów i dezodorant.

Exclusive: Nie używam kosmetyków

Nie mamy też nowych ubrań. Wszystko kupujemy w second handach. Zdaniem rodziców kupowanie nowych rzeczy to marnotrawstwo i strata pieniędzy. Nigdy nie miałam nic nowego. Mam swoje pieniądze i mogłabym coś kupić, ale żyjąc w taki sposób przez kilkanaście lat przesiąkłam tym sposobem myślenia. Miałabym wyrzuty sumienia, gdybym kupiła bluzkę i dżinsy z second handu i dała za nie 200 zł. Za tą samą cenę mam kilka par dżinsów i bluzek. Poza tym już widzę w wyobraźni miny rodziców. Takie oskarżające.

Gaja nigdy nie miała też prawdziwych kosmetyków.

- Moja mama robi świetne scruby i balsamy do ciała. Moja skóra wygląda dzięki nim zdrowo, bo mają w składzie same naturalne składniki. Mimo to marzę o normalnym różu zamiast barwiczki i błyszczyka do ust zamiast miodu. Dałabym również wiele za tusz do rzęs, cienie do powiek i puder, chociaż niektóre z tych kosmetyków w ogóle nie są mi potrzebne. Ale one mają takie ładne opakowania. Czasami chodzę po drogeriach, dotykam, wącham i podziwiam. Dla kupujących kobiet to takie normalne, że pakują do koszyka różne produkty. Ja byłabym bardzo podekscytowana, gdybym mogła nabyć kilka z nich.

Moi rodzice zastrzegli sobie, że pod ich dachem mam się dostosować do zasad panujących w domu. Jeżeli się wyprowadzę, mogę żyć jak chcę. Rodzice mają nadzieję, że mimo wszystko nie porzucę stylu życia, w jakim mnie wychowali. Nawet moje imię nawiązuje do natury. Poza tym jestem jedynym dzieckiem moich rodziców i chcieliby, abym kultywowała ich naukę. A ja? Ja już widzę w wyobraźni parę nowych dżinsów i frytki z McDonald’s. Zawsze kusiło mnie, żeby je kupić. Zapach mnie oszałamiał. Na pewno są pyszne i kiedyś spełnię to marzenie. Dopóki jednak żyję z rodzicami, czuję, że zdradziłabym ich w ten sposób. Co innego spróbować czegoś na urodzinach koleżanki, a co innego samemu to kupić.

Gaja opowiada, że życie w zgodzie z naturą przysporzyło jej też problemów z rówieśnikami.

- Nie ukrywajmy, jest to pewien problem. Koleżanki przychodziły do mojego domu i dziwiły się, że nie ma w nim normalnych rzeczy. Na przykład płynu do mycia naczyń. Dziwnie patrzyły się też na przygotowywane przez mamę posiłki, chociaż smakowały im. Współczuły mi używanych ubrań i chciały mnie pomalować kilka razy swoimi kosmetykami, ale odmówiłam. Tak naprawdę bardzo chciałam, ale nie miałam zamiaru przyznawać się, że cierpię z powodu braku normalnych kosmetyków. Wolałam powiedzieć, że podoba mi się styl życia rodziców.

Kiedy byłam mała, niektóre z dzieci komentowały nieprzyjemnie mój wygląd, a dokładnie ubrania. Starałam się nie przejmować, ale niektóre uwagi bardzo bolały i pamiętam je do dziś. Ale w moim życiu byli też ludzie zafascynowani stylem życia moich rodziców. Niektórzy nawet chcieli spróbować żyć podobnie.

Exclusive: Nie ochrzciłam dziecka

Dzielę się swoją opowieścią ku przestrodze. Niektórzy ludzie narzucają swoim dzieciom wzorce zachowań i styl życia, a one są przez to nieszczęśliwe. Ja jestem takim przypadkiem. Moje koleżanki marzą o BMW i wycieczce na Malediwy, a dla mnie spełnieniem marzeń byłaby wizyta w Macu i nowe dżinsy.

Polecane wideo

To właśnie te życiowe momenty stresują nas najbardziej!
To właśnie te życiowe momenty stresują nas najbardziej! - zdjęcie 1
Komentarze (18)
Ocena: 5 / 5
gość (Ocena: 5) 04.11.2018 00:43
Zazdroszczę tych naturalnych peelingów i balsamów! Zdrowego jedzenia! Jednak niektóre aspekty życia są restrykcyjne - np. herbaty ziołowej nawet nie piją... A ubrania z sieciówek można kupować na promocjach.
odpowiedz
gość (Ocena: 5) 03.11.2018 10:01
Ciężko jest być innym niz rówieśnicy ale popatrz na to tak: robisz to co teraz modne! Ludzie rezygnują z plastiku, to co hand made jest lepsze niż kupnem i sztuczne. Patrz na to z tej strony i wykorzystaj to co ci dali rodzice - wiedzę i umiejętności dzięki którym jesteś zdrowa, i pewnie zadbana. Ktos pisał o sile marketingu i to prawda - czy jak pachniesz to ktoś wie czy to perfumy z sephory czy coś domowego? A tobie chodzi o zapach czy o logo?
odpowiedz
gość (Ocena: 5) 02.11.2018 17:52
Ale super... naprawdę ci zazdroszczę. Może to irytujące w nastoletnim wieku, bo wszelkie narzucane z góry "odstępstwa" od normy są wtedy irytujące i z każdej odmienności inni mogą się śmiać, ale naprawdę dobrze na tym wyjdziesz. Już pewnie wyszłaś, musisz być w lepszej formie i dużo zdrowsza niż rówieśnicy. Pewnie masz też piękną skórę. Widzisz, ja miałam odwrotnie. Tłuste żarcie, słodycze, chipsy gdy tylko chciałam, kosmetyki w wieku 13 lat (oczywiście to najtańsze badziewie, pewnie szkodliwe, ale co tam, różowe i się błyszczało)... Nie wiesz ile ja kilka lat później walczyłam o to, żeby moja rodzina zaczęła pić wodę a nie oranżadę, żeby nie polewać wszystkiego sosem, nie smażyć na głębokim oleju (tu pamiętam oburzenie mamy - ale to przecież świeży olej!), żeby nie używać chemii wszędzie gdzie się da, żeby kupować jedzenie dobrej jakości, interesować się skąd pochodzi, czytać durne składy na opakowaniach, odróżniać soki od nektarów. I każdy miał dość mojego pier... ale nie ustałam aż zrozumieli. Teraz są wdzięczni, bo czują różnicę. Ilu złych nawyków ci rodzice oszczędzili.... brawo dla nich. Może zbyt restrykcyjnie, ale uwierz, że dużo lepsze to, niż ta "norma", do której wzdychasz.
odpowiedz
gość (Ocena: 5) 02.11.2018 15:53
Tak właśnie działają marketingowcy - wywołują w ludziach sztuczną potrzebę posiadania czegoś, choćby ładnym opakowaniem. Już 10 latki zaczynają się malować, oczywiście pod wpływem sponsorowanych przez firmy i sklepy kosmetyczne różnych 14-16 letnich "influencerek" z blogów, instagramów i kanałów na YT. Nieważne że zniszczą sobie tym cerę i w wieku 30 lat będą musiały pompować się silikonem i botoxem żeby nie wyglądać jak stare baby. Ważne że firmom hajs się zgadza. Z ubraniami jest temat taki że podstawową zasadą handlu jest kupić tanio, sprzedać drogo. Aby było tanio, firmy odzieżowe, czyli popularne sieciówki idą w masę. Oni te szmaty szyją za grosze rękami dzieci w Bangladeszu czy w Indiach, a tu zdzierają po 99 zł za sztukę. Więc jaka jest realna wartość tego ciucha? Ja czasem kupuję nówki sztuki u Wietnamczyków, a większość w lumpexach. Jak chcesz dziewczyno frytki, to sobie kup za 10 zł dużą paczkę w Biedronce, kup litr oleju i usmaż na patelni zamiast przepłacać w MacDonaldzie. No i tu znów mamy marketing, tym razem zapachowy. Ten charakterystyczny zapach MacDonalda to nie przypadek. On ma w Tobie wywołać uczucie głodu. Naprawdę chcesz dawać się tak sterować tym fiutom od marketingu? Współczję problemów z rówieśnikami. To zawsze była, jest i chyba już na zawsze będzie szara masa, takie stado baranów. Jak się wyróżniasz, to jesteś stracona. Mam nadzieję że się upowszechni edukacja domowa bo przymusowa "socjalizacja" z bandą przygłupów zapatrzonych w smartfony niczemu dobremu nie służy.
odpowiedz
gość (Ocena: 5) 02.11.2018 15:34
Frytki z McDonald’s maja więcej chemi aniżeli uczniowie gimnazjum w ciągu 3 lat
odpowiedz

Polecane dla Ciebie