Święto Wszystkich Świętych, znane też jako Dzień Zmarłych, to czas, w którym miliony Polaków odwiedzają groby swoich bliskich i krewnych. W naszej tradycji 1 listopada oraz przypadające po nim Zaduszki to dni, które obowiązkowo należy spędzić na cmentarzu, porządkując nagrobki i modląc się za dusze zmarłych.
Zobacz również: Wyznanie Alicji: „Kuzynka zszokowała całą rodzinę swoim strojem na Wszystkich Świętych. Na groby nie wolno się tak ubierać!”
Jednak nie wszystkim podoba się ta presja odwiedzania grobów, i coraz częściej mówią o tym głośno. Dla wielu osób dzień Wszystkich Świętych to wymuszona tradycja, pełna rodzinnych niesnasek, a nawet awantur. Swoją refleksją na temat Dnia Zmarłych podzieliła się anonimowa czytelniczka w liście do redakcji portalu Kobieta.gazeta.pl. Autorka listu wyznała, że po latach odwiedzania z mężem grobów jego bliskich w tym roku powiedziała “dość” - wszystko ze względu na to, jak jest traktowana przez rodzinę ukochanego.
“W mojej rodzinie "na groby" chodzi się wtedy, kiedy się chce i niekoniecznie 1 listopada. Najważniejsze, że o osobach zmarłych myślimy w życiu codziennym w ciągu całego roku. W rodzinie mojego męża 1 listopada to pokaz, kto jest bogatszy, kto więcej wydał na znicze i plastikowe wiązanki” - pisze czytelniczka. W dalszej części listu kobieta wyznaje, że jest drugą żoną swojego męża, w związku z czym podczas rodzinnych spotkań z jego rodziną na grobach zawsze musi się liczyć z tym, że będzie porównywana do swojej poprzedniczki.
“Ponieważ jestem "żoną numer dwa", dopiero od trzech lat słucham, jakim chodzącym ideałem była wciąż żyjąca była "żona numer jeden". Dlaczego była taka cudowna? Bo myła i pastowała pomniki. Bo szanowała pieniądze i kupowała plastikowe wieńce, które dłużej poleżą i można je wymyć, i jeszcze raz wykorzystać. Bo stawiała na grobie kilka zniczy, a nie jeden!” - wylicza autorka listu. Dalej czytelniczka opowiada po kolei, jak w rodzinie męża co roku wygląda 1 listopada. “Wszyscy zjeżdżają przed południem. Najpierw piją herbatę i jedzą ciasta. Nieważne, że ktoś jest na diecie, ma uczulenie na gluten lub zwyczajnie nie lubi zakalca. ZJEŚĆ TRZEBA. Potem idziemy na cmentarz. Powolutku, żeby wszyscy widzieli, że jesteśmy całą rodziną. Źle mi się robi, kiedy "ciocie" w kozakach na szpilce uwieszone na ramieniu partnera/męża brodzą przez kałuże, piach i błoto”.
Fot. iStock
W końcu cała rodzina dociera na cmentarz. To dla autorki listu kulminacja negatywnych emocji tego dnia. “I mój ulubiony moment. Wreszcie dochodzimy do grobu. Celebrujemy zamiatanie małą zmiotką, myjemy grób wodą z pastą, którą pamiętam z PRL-u (zaskakujące, że tę śmierdzącą pastę w szklanej butelce jeszcze produkują). Potem ustawianie zniczy i wiązanek. To przypomina grę w szachy, jest przecież ścisła hierarchia, kto i gdzie może położyć wieniec. Kiedy ktoś zamiast zapałek wyciągnie zapalniczkę, to zawsze słyszy komentarz: ma zapalniczkę, to znaczy że pali papierosy. Argument: skoro idziemy zapalić znicze, to wzięłam "źródło ognia", zawsze skwitowany jest uśmieszkiem” - irytuje się czytelniczka. W ostatniej części listu opisuje, co dzieje się po powrocie z cmentarza. “Obowiązkowy obiad, kolejne wpychanie" jedzenia. "Jak to nie jesz drugiego?", "Zrobiłam pyszne schabowe", "Musisz zjeść"... Znacie to? I obgadywanie wszystkich nieobecnych, i tych, których spotkało się na cmentarzu, przy herbatce, nalewce i kolejnych ciastach. Zmarli to tylko pretekst. W zeszłym roku spytałam, jak brzmiało drugie imię wuja, bo na grobie wygrawerowany jest tylko inicjał "J". Nikt nie był pewny. Wuj zmarł 10 lat temu. Podobno był bardzo w rodzinie kochany”.
W związku z tym wszystkim autorka listu przekonuje, że w tym roku nie zamierza pojawić się na cmentarzu u boku męża. Wyjaśnia, że już nie zależy jej na tym, żeby tylko pokazać się na grobach w obawie, że ktoś może w nieprzyjemny sposób skomentować jej nieobecność.
A jakie są wasze doświadczenia z rodzinnymi spotkaniami na cmentarzach z okazji święta Wszystkich Świętych?
Zobacz również: Moja rodzina ma obsesję na punkcie Wszystkich Świętych. Już wpadli w amok! Lidia