Nie lubię dzielić ludzi na lepszych i gorszych. Na pewno nie taki jest mój cel. Po prostu chciałabym zrozumieć, skąd wynika tak ogromna różnica. Przez całe życie mieszkałam w domu jednorodzinnym w niedużej miejscowości. Jakiś czas temu przeprowadziłam się do dużego miasta, ale też na osiedle domów jednorodzinnych. Dzięki temu szok nie był aż tak duży, bo szybko dogadaliśmy się z sąsiadami.
Zobacz również: LIST: „Co Wy, miastowe dziewczyny, wiecie o życiu? Niewiele!”
Nawet nie chcę myśleć, co by było, gdybym wylądowała w jakimś wielkim bloku. Nie chodzi o to, że przyzwyczaiłam się do ciszy w nocy i własnego ogródka. Po prostu, im dłużej obserwuję ludzi z blokowisk, tym bardziej mi się wydaje, że oni są jacyś inni. Jednak miejsce zamieszkania bardzo wpływa na nasze wartości i charakter.
Do tego stopnia, że teraz jak z kimś rozmawiam, to od razu wiem - blok czy dom. Niektórych rozpoznaję z daleka, bo oni nawet inaczej wyglądają.
Zastanawiam się nad tym i mam kilka teorii. Przede wszystkim, to chyba kwestia poczucia anonimowości. Kiedy mieszkasz na blokowisku, a obok, pod i nad tobą jest kilkaset mieszkań, to czujesz się niezauważony. Wszystko ci wolno, bo przecież nikt się nie zorientuje. Tłum daje poczucie bezpieczeństwa i bezkarności. W domu jest inaczej, bo wszyscy wokół cię z nim kojarzą. Dwa razy się zastanowisz, zanim coś zrobisz.
Pierwszy lepszy przykład: gdybym nie posprzątała po psie na osiedlu domów jednorodzinnych, to natychmiast ktoś by zauważył. Od razu by się rozniosło, kim ja jestem. Między blokami możesz robić, co chcesz. Ostatnio widziałam, jak czworonóg załatwił się do piaskownicy dla dzieci i nikt nie zareagował. Ani właściciel, ani mijający go ludzie.
Możliwe, że chodzi też o poczucie wyjątkowości. Dom to jednak prestiż, a na blokowisku jesteś tylko jednym z tysięcy ludzi.
Zobacz również: Za co sąsiedzi Cię znienawidzą? Mieszkając w bloku NIGDY tego nie rób!
Nie chcę nikogo obrażać i rzucać oskarżeniami, ale trochę się już napatrzyłam. Wnioski mam takie: ludzie wychowujący się i mieszkający na dużych blokowiskach w ogóle nie mają poczucia wspólnoty. Myślą, że są anonimowi, więc na wszystko mogą sobie pozwolić. Drugi człowiek to dla nich albo ktoś zupełnie nieważny, albo potencjalny wróg. Biegną przed siebie i nie interesuje ich najbliższe otoczenie.
Trudno inaczej wytłumaczyć te trawniki pokryte psimi odchodami, połamane ławki, malowidła na ścianach, walające się wszędzie śmieci i tak dalej. Ktoś to musiał zrobić i nie uwierzę, że nie było świadków. Na blokowisku panuje absolutna znieczulica, którą taki człowiek nasiąka. Później jest mu wszystko jedno i interesuje go tylko czubek własnego nosa.
Nawet wizualnie coś mi tu nie gra. Ci ludzie są jacyś tacy niechlujni. Nawet dziewczyny i dorośli chodzą w dresach.
Już nawet nie muszę pytać, skąd kto jest. Pierwszego dnia w pracy od razu złapałam wspólny język z pewną dziewczyną. Szybko okazało się, że jest jedyną, która mieszka w domu jednorodzinnym. Cała reszta to blokersi. Niby jesteśmy takimi samymi ludźmi, ale inaczej wyglądamy i wysławiamy się. Ja na pewno nie jestem takim kombinatorem, jak reszta. Oni dość lekko podchodzą do wszystkich zasad.
Im dłużej o tym myśle, tym bardziej się cieszę, że rodzice zawsze mieli dom. To wpłynęło na mnie bardziej, niż można przypuszczać. Jestem zadbana, towarzyska, interesuje mnie zdanie innych, nie lubię oszukiwać. Nie twierdzę, że każdy mieszkaniec bloku ma coś na sumieniu. Ale klasę się ma, albo nie.
Wy też to zauważyliście?
Weronika
Zobacz również: LIST: „Spędziłam wakacje na polskiej wsi. To naprawdę TRZECI ŚWIAT!”