Coraz częściej słyszę i czytam, że polska młodzież staje się bardzo konserwatywna. To pokolenie wierzących patriotów. Są przywiązani do wartości rodzinnych i religii. W sumie nie miałabym nic przeciwko, ale chyba sporo w tym przesady. Mam dorastającą córkę i nie zauważyłam, by ona albo jej rówieśnicy interesowali się takimi sprawami. Może nieliczni, ale to i tak na zasadzie prostych haseł. Ich czyny świadczą o czymś innym.
Zobacz również: Parafia stworzyła REGULAMIN zachowania w kościele. Absurdalne zakazy
Odnoszę wrażenie, że zostało im to wmówione. Tak naprawdę przeciętnego nastolatka nie interesują podobne kwestie. Liczy się tylko czubek własnego nosa, wygoda, uznanie rówieśników, fajne ciuchy, zabawa. Uważnie obserwuję jej środowisko i nie nazwałabym go „pokoleniem JP2”. Mają liberalne poglądy i wstydzą się wszystkiego, co kojarzy się z „ciemnogrodem”.
Moja pierworodna jest na to najlepszym przykładem. Coś mi się wydaje, że nie jest w tym osamotniona.
Próbuję z nią rozmawiać na poważne tematy. Np. ostatnio zapytałam, jak wyobraża sobie przyszłość. Czy chciałaby mieć męża i dzieci? Podobno kiedyś tak, ale na razie ma „ambitniejsze plany”. Studia, kariera. Jak dobrze pójdzie, to po czterdziestce pomyśli o rodzinie. Dla młodych liczy się przede wszystkim własna wygoda. Widzę to co niedzielę, kiedy muszę się sporo nagadać, by poszła ze mną na mszę.
Jej się nie chce. Przecież nic się nie stanie, jak sobie odpuści. Nie trzeba tam chodzić, żeby wierzyć. Księża to tylko ludzie. Religia to biznes i tym podobne slogany. Strasznie mi się przykro robi, ale nie zamierzam dawać za wygraną. Powiedziałam jej wprost: dopóki jesteś niepełnoletnia - to ja decyduję o tym, że masz praktykować jak każdy porządny człowiek. Jesteś na moim utrzymaniu, więc licz się z moim zdaniem.
Ostatnio usłyszałam od niej, że to terror, bo w Polsce panuje wolność wyznania. Taka ona konserwatywna.
Zobacz również: Rzeczy, przez które ksiądz może wyrzucić Cię z kościoła!
Nie jestem w stanie zmusić córki do wiary, ale robię wszystko, żeby odnalazła swoje miejsce w Kościele. Kiedyś też byłam w jej wieku i wiem, jak to wygląda. Przeciętna nastolatka woli się wyspać, niż biec rano na mszę. Denerwują ją nakazy i zakazy, a Bóg może się wydawać abstrakcją. Trzeba to po prostu przetrwać. Ale nie w domu, tylko właśnie w świątyni. Ona musi mieć stały kontakt z religią, żeby o niej nie zapomniała.
Jako matka mam prawo wychowywać ją według własnych standardów. Chcę, żeby córka przejęła moje wartości, więc przepraszam, ale będę je wbijała młotkiem do głowy. Aż zrozumie i się ocknie. Myślę, że kiedyś podziękuje mi za tę konsekwencję i nieustępliwość. Jestem dla niej parasolem ochronnym, przed tym, co promują jej koledzy i media.
Naprawdę nie brakuje dowodów, że dzieci i młodzież, które pozostają blisko Kościoła - wyrastają na porządniejszych ludzi.
Widzę, jak to wygląda u moich koleżanek. One sobie odpuściły i teraz ich pociechy nikogo już nie szanują. Uwierzyły, że są takie nowoczesne i fajne, a wiara to obciach. Mam nadzieję, że moja rodzina nigdy taka nie będzie. 16-latka nie jest jeszcze na tyle rozwinięta i rozumna, żeby podejmować tak poważne decyzje. Jako matka jestem od tego, by wskazywać jej najlepszą drogę.
Dlatego nie ma dyskusji - będę od niej wymagała uczestnictwa w mszy, choćby krzyczała i zapierała się nogami. Dosyć mam „nowoczesnego” wychowania, które polega na tym, że dziecko robi, co chce. Niepełnoletni nie jest jeszcze równoprawnym partnerem i trzeba nim kierować. Jak powie, że nudzi ją szkoła i przestanie do niej chodzić, to też mam uznać, że to jej sprawa? Nie ma mowy.
Mam tylko nadzieję, że takich rodziców jest więcej.
Renata
Zobacz również: Parafia poucza kobiety, które nie potrafią godnie siedzieć w kościele. Sprawdź, czy robisz to dobrze!