Chyba mało kto się cieszy z końca wakacji. Ja się boję powrotu do szkoły podwójnie. Nie chodzi o to, że mam problemy w nauce i jestem leniwa. Radzę sobie dobrze prawie z wszystkimi przedmiotami. Gorzej z rówieśnikami, bo oni na każdym kroku wypominają mi, że jestem od nich inna, gorsza, biedniejsza. Nawet jak nie mówią tego wprost, to i tak wszystko wiadomo.
Zobacz również: „Wychowałam się w skrajnej biedzie. Moi rodzice są nieodpowiedzialni”
W liceach jest pewnie różnie, ale moje to jest jakiś ewenement. Prawie sami uczniowie pochodzący z bogatszych rodzin. Ci ze starszych klas podjeżdżają pod szkołę nowiutkimi samochodami, wszyscy noszą firmowe buty, mają fajne ubrania, drogie telefony. Jak ktoś do nich nie pasuje, to od razu go odrzucają.
Dobrze czułam się tam tylko przez chwilę. Później się zorientowali, że jestem z niższej ligi i już nie bardzo chcą się ze mną zadawać. Robię za klasową ofiarę, którą można wyśmiać.
Czasem się słyszy, że szkoła to nie rewia mody. Ktoś, kto tak twierdzi, to powinien odwiedzić moje liceum. U nas to, co masz na sobie i co posiadasz jest bardzo ważne. Na tej podstawie ocenia się ludzi. Albo trafisz do grupy tych normalnych, którzy codziennie mają na sobie markowe buty i kolejny fajny ciuch, albo wyglądasz jak jakiś kocmołuch i nikt poważnie cię nie traktuje.
Gdybym chciała za nimi nadążyć i im dorównać, to moi rodzice musieliby sprzedać wszystko, co mają. I tak by zabrakło. Prawie wszyscy z klasy mają na sobie ciuchy, które są warte więcej, niż stary samochód mojego taty. To są często tysiące złotych. Ja takiej kasy, jak żyję, nie widziałam. I dlatego tak boję się tam wracać.
Będę miała ma sobie te same ciuchy, co w zeszłym roku, jeszcze bardziej poniszczone buty i rozlatujący się plecak.
Oni kupują sobie nowe rzeczy przynajmniej raz na tydzień, żeby potem móc szpanować. Ja noszę wszystko po kilka lat i dopiero, jak się zniszczy, to może coś dostanę. Ale i tak z najniższej półki. I ktoś powie, że to nie ma znaczenia, bo liczy się wnętrze… Bzdura. Kto tak twierdzi, ten chyba zapomniał jak jest w szkole. W dzisiejszych czasach jak nie wyglądasz, to nie żyjesz.
Zobacz również: „Nie wiem, jak można żyć poza Warszawą. Cała reszta kraju to GŁĘBOKA PROWINCJA”
Kto by się chciał kolegować z kimś takim, jak ja? Nawet jeśli uważają mnie za całkiem fajną dziewczynę, to przecież wstyd się ze mną pokazać. Sweter po mamie, rozklekotane trampki i telefon z klawiszami to nie jest ich poziom. Ja im się nie dziwię, bo gdybym była bogatsza, to pewnie też bym zadzierała nosa i tak segregowała ludzi. To nie fair, ale całkowicie normalne.
Szkoda, że zawsze będę tą gorszą. Jedyna szansa dla mnie to uczyć się dobrze, skończyć porządne studia i zacząć zarabiać. Rodzina mi tego nie zapewni.
Wiadomo, że kocham moich rodziców. Oni daliby mi wszystko, gdyby tylko mieli. Rozumiem sytuację, ale czasami jestem na nich zła. Zwłaszcza wtedy, kiedy usłyszę na szkolnym korytarzu głupie szepty. Albo głośne komentarze typu „a ty dziewczyno masz jakąś inną bluzę, bo codziennie w tym samym chodzisz?”. Pamiętam, jak na początku poprzedniego roku szkolnego wydało się, że skleiłam sobie podeszwę buta taśmą, bo uderzałam gołą piętą o ziemię. Ale był śmiech…
Nawet nie wiem, po co o tym piszę. Chyba, żeby się pożalić. Myślenia innych na pewno nie zmienię. Biedniejsi od zawsze byli tymi gorszymi. Ja będę musiała pakować książki do rozlatującego się plecaka z łatami, a moje koleżanki do torebek od projektantów za kilka tysięcy złotych. Albo przynajmniej takich za kilka stówek. Ja takiej nigdy nie miałam.
I tego się boję najbardziej. Poczucia, że jestem dla nich nikim.
Justyna
Zobacz również: „Jestem nauczycielką i żal mi moich uczniów. Rodzice skrzywdzili ich imionami”