Są domeną metropolii - młode, atrakcyjne, świetnie wykształcone i... samotne. Na miłość albo nie mają czasu, albo boją się zaangażować. Zresztą świetnie radzą sobie w pojedynkę, a w ferworze codziennych zajęć i obowiązków nie mają okazji się nudzić. To dla nich powstają nowoczesne salony fitness, SPA za miastem i modne kluby z surowym selekcjonerem na wejściu. Teraz jest ich czas – mogą się bawić, robić karierę, podróżować. W głowie każdej z nich, gdzieś głęboko kołacze się jednak myśl o dziecięcych zabawach w dom. Z zazdrością patrzą na rosnące brzuszki koleżanek i z nieskrywaną ciekawością słuchają opowieści o wychodzących ząbkach, pierwszym kroku i magicznym słowie: mama.
Gdy w końcu mają odwagę przyznać się, że może przyszedł czas na dziecko, ze strachem przypominają sobie o wszystkich miłosnych porażkach, które przeżyły. Podejmują więc bojową walkę o ojca idealnego. Po miesiącach poszukiwań orientują się, że książę z bajki nie istnieje, ale jak przystało na perfekcjonistki, nie kapitulują. Wtedy przychodzi im z pomocą on – facet z ogłoszenia, z którym nie muszą się wiązać na dobre i na złe, aż do śmierci. Wystarczy jedno spotkanie, żeby spełnić skrywane przez lata pragnienie. A potem czeka je tylko radość. I samotne macierzyństwo.
32-letnia Olga po raz pierwszy poczuła głód rodzicielstwa, gdy jej najlepsza przyjaciółka, z którą do tej pory łączyło ją szalone imprezowanie, niespodziewanie zaszła w ciążę. Olga pukała się w głowę, gdy koleżanka ukrywała brzuszek pod ciasnym gorsetem i już szła do ołtarza z mężczyzną, którego znała zaledwie trzy miesiące. Na szybki ślub nalegali jednak rodzice, którzy uważali, że dobrze rokujący, młody adwokat będzie idealnym mężem dla córki. Niestety, mimo ogromnych nadziei, wymuszone małżeństwo z wpadki trwało zaledwie rok. Do dzisiaj jednak łączy przyjaciółkę Olgi i jej byłego męża Majka – słodka trzylatka z burzą anielskich blond loczków na głowie. Gdy Olga ujrzała ją po raz pierwszy, od razu zapragnęła mieć takie samo cudo. Jednak kiedy widziała rozwodowe łzy przyjaciółki i nieznośną szarpaninę o opiekę nad córką, przysięgła sobie, że dziecko – tak, mąż – nigdy.
Dzisiaj Olga i jej przyjaciółka to samotne matki. Tak jak kiedyś wspólnie szykowały się na imprezę, tak dzisiaj razem przeżywają wszystkie przeziębienia, pierwsze dni w przedszkolu i kłopoty z nianiami. Olga to jednak mama - singielka z wyboru. Gdy awansowała i otrzymała prestiżową pracę kierownika zespołu w liczącej się, krakowskiej agencji reklamowej, postanowiła znaleźć dawcę nasienia. Zamieściła kilka ogłoszeń w Internecie, a telefony rozdzwoniły się jeszcze tego samego dnia.
„Chciałam, żeby facet miał między 185 a 190 wzrostu, był dobrze zbudowany i wykształcony. Nie miały dla mnie znaczenia takie detale jako kolor oczu czy włosów, ale za to interesowało mnie, czy w jego rodzinie ktoś chorował na cukrzycę albo schorzenia psychiczne” – przyznaje Olga. „No i najważniejszą sprawą były aktualne badania – na HIV, żółtaczkę, itp. Od razu w ogłoszeniu napisałam też, że nie chcę naturalnego zapłodnienia, a przez inseminację, czyli przy użyciu strzykawki. Nie chodziło o to, że nie lubię seksu, bo lubię, ale taki celowy seks miałby w sobie coś mechanicznego”.
Po dwóch tygodniach Olga wyselekcjonowała dziesięciu kandydatów i spotkała się z każdym na kawę. Niektórzy z nich pochodzili z drugiego końca Polski, więc pokryła koszty dojazdu do Krakowa.
„Trzech okazało się kimś zupełnie innym niż w opisie, który otrzymałam mailem. Ale reszta to byli młodzi, inteligentni faceci, najczęściej tuż po studiach albo jeszcze w trakcie studiów. Inteligentni, szarmanccy, przystojni. Większość ma dziewczyny i od czasu do czasu zarabia w taki sposób na życie. Częściej jednak pomagają bezpłodnym parom, bo boją się, że samotne kobiety posądzą ich kiedyś o alimenty. Mnie się chyba nie przestraszyli, bo po rozmowie, każdy był chętny do dalszej współpracy.” – żartuje Olga. „Ja jednak już wiedziałam, że to będzie On – niebieskooki brunet z brzoskwiniową karnacją i bystrym spojrzeniem. Mieszkał we Wrocławiu, odpowiadało mi, że nie w Krakowie. Przyjechał do mnie do domu, wszystko sprawnie poszło. Trochę krępowało mnie, że zamykam go za ścianą z filmem pornograficznym, ale wypiłam kubek melisy i pomyślałam, że przecież tak robią kobiety na całym świecie. Za pierwszym razem nie wyszło, ale już za drugim - tak. Gdy zobaczyłam niebieską kreskę na teście, byłam w siódmym niebie i w euforii wysłałam do mojego dawcy prezent – piękny, jedwabny krawat. Dzisiaj Alek ma 1,5 roku i jest całym moim życiem”.
37-letnia Marzena, mama rezolutnej pięciolatki Gabrysi, nie zdecydowała się na inseminację. Jeszcze w ogłoszeniu zaznaczyła, że świetnie zapłaci i chciałaby, aby do zapłodnienia doszło drogą naturalną. Przeprowadziła podobny nabór jak Olga, chociaż w ogóle nie zależało jej na wyglądzie.
„Nie przywiązuję do tego wagi. Za to od zawsze fascynowali mnie inteligentni ludzie. I chciałam, żeby moje dziecko do nich należało. Gdy szukałam kandydata na ojca, kierowałam się tylko jednym – czy należy do MENSY”.
Oprócz tego, Marzena brała również pod uwagę wiek potencjalnego ojca (nie więcej niż 35 lat), aktualne badania oraz wykształcenie. Z dawcą spotkała się w hotelu, w mieście, które było połowę drogi od ich miejsc zamieszkania.
„Nie chciałam, żeby cokolwiek o mnie wiedział, poza tym bez sensu, żeby jechał 10 godzin pociągiem przez całą Polskę. Było miło, zrobiliśmy to kilka razy, dla pewności. Rano zostawiłam mu pieniądze na szafce nocnej i po prostu wyszłam. Gdy okazało się, że jestem w ciąży, wysłałam mu jeszcze bonusowe 500 zł, byłam naprawdę szczęśliwa”.
Dzisiaj Marzena nie ma kontaktu z ojcem swojej córki, ale zanim mała nie skończyła 2 lat, pisali do siebie czasem maile. Dzisiaj dawca z ogłoszenia ma już swoją rodzinę, a los Gabrysi wydaje się go nie interesować. Mimo że Marzenie nie brakuje męża, to ma wyrzuty sumienia, że nie dała sobie szansy na normalną rodzinę. Jednak obraz wiecznie pijanego ojca - ignoranta nie pozwolił jej na dłużej związać się z mężczyzną.
„Bałam się. Nie chciałam trafić na drania, więc wolałam nie ryzykować. Na studiach miałam wielu facetów, ale takich na jedną noc. Zresztą do tej pory zdarza mi się czasem spotkać z kimś po pracy, ale tylko na kino i niezobowiązujący seks. Jest nam dobrze samym z Gabi. Najbardziej lubimy wspólne wakacje i zakupy. Gabrysia uwielbia sukienki, ale stawia je na równi z książkami. Na szczęście! Staram się jej dawać wszystko, co najlepsze, ale czasami budzę się w środku nocy i myślę, że za kilkanaście lat przyjdzie do mnie i zapyta, gdzie jest jej ojciec. Oczywiście, powiem prawdę. Że wolałam być niezależna i bałam się facetów. I chciałam spełniać swoje marzenia, prowadzić firmę, być kobietą sukcesu, której największym sukcesem były jednak nie wielkie kontrakty i kariera, a najwspanialsza pod słońcem córka”.
Dla Patrycji dziecko było sposobem na zabicie tęsknoty. Podobnie jak Olga, miała kłopot z zaufaniem mężczyznom. W dzieciństwie była molestowana przez wujka i już wtedy poprzysięgła sobie, że nigdy nie wyjdzie za mąż. Obietnicy dotrzymała, ale gdy stuknęła jej 30-ka, zapragnęła mieć córeczkę. Oczywiście, mógł być synek, ale bardziej marzyła jej się mała dziewczynka, którą mogłaby przebierać w kolorowe sukienki. Wahała się jednak, czy to dobra decyzja, bo przecież nigdy nie wiadomo, kim może okazać się facet z Internetu. Przed takim wyborem przestrzegała ją też mama, która całe życie mieszkała na wsi i obawiała się, co ludzie powiedzą na to, że jej córka ma nieślubne dziecko. Gdy jednak mama umarła na raka, a Patrycja poczuła się okrutnie samotna, postanowiła zrealizować swoje marzenia.
Do tej pory każdą wolną chwilę poświęcała na pracę, zakupy albo wakacje, ale wystawne i bezproblemowe życie singla zaczęło ją nudzić. Mogła spełnić każdą swoją zachciankę, czuła jednak, że nic nie da jej takiej radości jak dziecko. Z drugiej strony strach przed facetem z ogłoszenia był silniejszy. Postanowiła więc uwieść kolegę, którego znała jeszcze z czasów liceum. Patrycja mieszkała w Warszawie, on w Rzeszowie, oboje samowystarczalni, bez zobowiązań. On też nie miał szczęścia w miłości, ale z ochotą odgrzał starą znajomość. Już po pierwszym spotkaniu trafili do łóżka. Widywali się przez trzy miesiące, nawet wtedy, gdy Patrycja wiedziała już o ciąży. Na kolejną randkę z rzędu nie dotarła i wysłała mail, że oddelegowali ją do pracy w Paryżu. Widziała, że jej „dawca” wpadł po uszy – wyznawał miłość, mówił, że jest wyjątkowa, błagał o telefon, wiadomość. Ale ona nadal nie chciała się z nikim wiązać, poza tym czuła już bicie serca swojego maleństwa.
Urodziła z trudem, bo przez cesarkę. Zuzia prawie się udusiła, była wcześniakiem. Długo leżała w szpitalu w inkubatorze, a Patrycja w tym czasie bardzo płakała. Gdy wróciły razem do domu i wiedziała już, że małej nic nie grozi, odetchnęła z ulgą. Teraz z powodzeniem łączy pracę i macierzyństwo. Zuzia idzie w tym roku do pierwszej klasy. O ojca pyta rzadko, tylko gdy w przedszkolu rysują domek, płotek, kota, psa i rodzinę. Wtedy Patrycja obiecuje jej, że kiedyś pozna swojego tatę. I opowiada, że to wspaniały gentleman, że przesyła cudowne bukiety kwiatów i w głębi duszy jest romantykiem. Zuzia niewiele z tego rozumie, ale kiedyś będzie musiała zrozumieć. I wybaczyć swojej mamie, że odebrała jej jedną z najważniejszych osób w życiu każdej, małej i dużej kobiety – ojca.
Nadia Tyszkiewicz
Zobacz także:
Związkofobia, czyli lęk przed zaangażowaniem
Istnieją kobiety, które nie są w stanie stworzyć związku partnerskiego z mężczyzną. To związkofobki – dziewczyny, które nie potrafią się zaangażować.
Z najnowszych badań wynika, że single są słabsi pod kątem fizycznym, a ich mózgi są bardziej narażone na udary, niż mózgi osób żyjących w duecie.