Doskonale zdaję sobie sprawę, jak większość ludzi reaguje na te wszystkie blogerki i modelki plus size. Ciągle mówi się o tym, że one promują otyłość i niezdrowy styl życia. Gdyby tak przeprowadzić sondaż, to pewnie 90 procent ludzi byłoby za tym, żeby nie wychodziły z domu. Ich tusza razi w oczy, a nawet obrzydza. Nie mają nic do zaoferowania, więc chwalą się chorobą. Szczerze? Na początku też tak podchodziłam do tego tematu, choć sama idealnie szczupła nie jestem.
Zobacz również: Im więcej waży, tym bardziej się obnaża (OSTRZEŻENIE - w środku szokujące zdjęcia w BARDZO SKĄPYM BIKINI!)
Wręcz przeciwnie - zawsze było mnie trochę za dużo. Jak bardzo bym się nie starała, to części wagi nie byłam w stanie zrzucić. W moim przypadku to jednak nie kwestia lenistwa, ale w dużej mierze stanu zdrowia. Bez wnikania w szczegóły - musiałabym zupełnie przestać jeść, żeby coś mnie ruszyło. Zadowolona z takiego stanu rzeczy oczywiście nie jestem i przez lata zżerały mnie kompleksy. Nie miałam ani trochę pewności siebie.
Ale wiecie co? Te „grubaski z Instagrama” jednak do czegoś się przydają. Dzięki nim nabrałam trochę dystansu i zaczęłam się trochę akceptować. Bez zachwytu, ale przynajmniej przestałam płakać po nocach.
fot. Unsplash
Teraz uważam, że wykonywana przez nich robota jest nie do przecenienia. Blogerki plus size pokazują, że można czuć się dobrze pomimo nadwagi. To komunikat dla osób w podobnej sytuacji. Pozostałym udowadniają, że nie trzeba nosić rozmiaru zero, żeby czuć się i naprawdę wyglądać seksownie. Wiele z nich to bardzo apetyczne kobiety, które są autentycznie podziwiane i pożądane. Wcale nie tylko przez tzw. feedersów. „Normalni” ludzie też są w stanie je docenić.
Dzięki nim nieco większe rozmiary stały się częścią rzeczywistości, a nie powodem do wstydu. I za to bardzo je szanuje. Gdyby nie ta zmiana myślenia, to pewnie nadal ukrywałabym się w domu i myślała, że jestem potworem. Wielkim, tłustym, odrażającym potworem, który szpeci piękny świat i nigdy nie znajdzie miłości. Teraz już nie mam takich myśli. Zaczęłam nawet wierzyć, że mogę się komuś autentycznie podobać. Przekonałam się o tym nawet ostatnio, kiedy po dłuższej przerwie poszłam na basen.
Dałam się namówić koleżance i chociaż zapierałam się rękami i nogami, to wreszcie nabrałam odwagi. Założyłam bikini i poszłam na żywioł. Takiej reakcji się nie spodziewałam…
Zobacz również: One promują MODĘ NA OTYŁOŚĆ. Chwalą się, ile przytyły...
fot. Unsplash
W przebieralni długo zastanawiałam się nad tym, czy może jednak nie wrócić do domu. Spodziewałam się najgorszego. Ale koleżanka wyciągnęła mnie na halę basenową i z każdym krokiem czułam się coraz lepiej. Ludzie wcale się na mnie nie gapili. Dzieci nie krzyczały. Faceci nie przewracali oczu z obrzydzeniem. Chyba coś się zmieniło przez tych kilka ostatnich lat. Taki widok spowszedniał. Nawet jeśli nie zachwyca, to stał się częścią rzeczywistości. Czymś całkiem normalnym.
Najbardziej zszokowało mnie wcale nie to, że ludzie mieli mnie gdzieś i nie śmiali się na mój widok. Zauważyłam spore poruszenie wśród facetów w podobnym wieku. Od razu pojawili się gdzieś obok. Niby przypadkiem przepływali tuż przy mnie, pytali o coś, ściągali spojrzeniem. Można powiedzieć, że stałam się gwiazdą obiektu. Nie tylko akceptowaną, ale wręcz podziwianą.
W czasie tego krótkiego wypadu trzech z nich odważyło się zagadać i dać do zrozumienia, że chcieliby mnie lepiej poznać. Dostałam 2 zaproszenia na randki i 1 prośbę o kontakt telefoniczny, żeby się umówić. Szok.
Zobacz również: Mężczyzna spotkał się z falą hejtu, bo... poślubił kobietę w rozmiarze plus size
fot. Unsplash
Muszę przyznać, że to wyjście jeszcze bardziej mnie wzmocniło. Czyżby Polacy jednak się przebudzili? Kiedyś wzbudzałam sensację w negatywnym tego słowa znaczeniu. Dziś część w ogóle mnie nie zauważa i uznaje za normę, a pozostali nie ukrywają zachwytu. To naprawdę przyjemne uczucie po latach ukrywania się, wstydu i potwornych kompleksów. Odzyskałam wiarę w ludzi i siebie. Co z tego, że piersi mi trochę ciążą, boczki się rozlewają, a brzuch nie tworzy linii prostej - uwierzyłam, że mam w sobie to coś.
Może jeszcze nie jestem Marilyn Monroe, ale przy odpowiednim nastawieniu da się to zrobić. I to bez drastycznej diety i treningu. Mogę być sobą i wiem, że są osoby, które to docenią. Jednak prawdziwe kobiety naprawdę powinny mieć krągłości. Do teraz pamiętam te spojrzenia i wcale nie chodziło o odrazę. Oni pożerali mnie wzrokiem. Postanowiłam, że będę chodziła tam częściej, a urlop spędzę koniecznie na jakiejś plaży. Jednak nie ma się czego bać.
Współczuję wszystkim dziewczynom przy kości, które mają inne doświadczenia. Może to kwestia samoakceptacji? Ja polubiłam siebie i inni od razu też. Pierwszy raz od dawna poczułam się fajną, seksowną dziewczyną, która też może mieć branie. I to jest super.
Katarzyna