Wiele dziewczyn narzeka na to, że nie mogą znaleźć tego jedynego. Szukają, próbują i na razie nic nie zapowiada związku do grobowej deski. Tym bardziej jestem wdzięczna losowi, że ja kogoś takiego spotkałam. Jesteśmy ze sobą od trzech lat, a rok temu on się oświadczył. Cudowne uczucie, kiedy kogoś bardzo kochasz i uważasz go za ideał, a on pada na kolana i mówi, że chce spędzić z tobą resztę życia. Pod tym względem uważam siebie za szczęściarę.
Zobacz również: LIST: „Mam problem ze znalezieniem świadkowej. Żadna koleżanka nie jest już dziewicą”
Mało tego - uważam, że wybrał na to najlepszy moment, bo od dawna marzę o małżeństwie i założeniu rodziny. Nawet pierścionek zaręczynowy bardzo mi się spodobał, co podobno też nie jest regułą. Wygląda to wszystko na sielankę. I teraz pewnie uznacie, że szukam dziury w całym, bo doszukuję się problemu nie tam, gdzie trzeba. Ale przed złożeniem najważniejszej przysięgi w życiu naprawdę powstrzymuje mnie tylko jedna rzecz.
Chodzi o jego nazwisko. Nigdy mi się nie podobało, ale jego przyjęcie było dla mnie abstrakcją. Aż do teraz. Przecież mu nie powiem, że chcę zachować swoje…
fot. Unsplash
Nie wyglądam i nie zachowuję się jak jakaś nawiedzona feministka. Uważam, że faceci są super i małżeństwo też. Wolałabym nie robić w tej kwestii problemów. Tak ogólnie to jestem za tym, żeby kobieta przyjmowała nazwisko mężczyzny. To tradycja, a na dodatek spore ułatwienie. Przez setki lat przyjęło się, że małżonkowie nazywają się tak samo, więc ja nagle nie mam zamiaru tego zmieniać. A może jednak zachować swoje albo przynajmniej przyjąć dwuczłonowe?
Pierwsze rozwiązanie zupełnie odpada, bo jestem przeciwko temu, żeby dwie kochające się osoby w formalnym związku nazywały się inaczej. Małżeństwo łączy nie tylko miłość, ale też nazwisko. Podwójne niewiele zmienia, bo jak sama nazwa wskazuje - składa się z dwóch. W tym jego, które po prostu mi się nie podoba.
Może nie byłabym taka wybredna, gdybym sama miała zwyczajne dane osobowe. Ale jest inaczej. Przyszłam na świat z nazwiskiem szlacheckim i jestem z tego bardzo dumna.
Zobacz również: LIST: „Czy każdy facet noszący TO IMIĘ jest tak samo beznadziejny? Poznałam już 4 i mam dość!”
fot. Unsplash
Kiedy się przedstawiam - od razu widzę w oczach ludzi pewnego rodzaju podziw. Ona pochodzi z tej rodziny i to na pewno nie jest byle kto. Szlachta akurat ze mnie żadna, ale nazwisko znane w Polsce, pięknie brzmiące, tradycyjne i z bogatą historią. Takie z wyższych sfer. Słabo byłoby z niego rezygnować. Tym bardziej, że już przynajmniej kilka razy bardzo mi w życiu pomogło. Jak jest jakiś interes do załatwienia albo coś w urzędzie - od razu patrzy się na mnie łaskawszym okiem. Śmiesznie brzmi, ale to prawda.
I teraz co? Nagle mam się nazywać zupełnie inaczej i stracić to wszystkie. Bo chyba nikt mi nie powie, że Łopata brzmi świetnie i otwiera wszystkie drzwi. Z całym szacunkiem dla wszystkich, którzy tak się nazywają - nikogo nie wyśmiewam i nie obrażam. Po prostu wolę swoje. To jest do bólu proste, nawiązuje do pospolitego rzeczownika i kojarzy się trochę z parobkiem. Tak, jakby nagle jakaś Czartoryska miała się przedstawiać jako Grabie.
No i właśnie to mnie powstrzymuje. Mija rok od zaręczyn, narzeczony chce juz wreszcie coś ustalić, a ja ciągle mówię to samo: jeszcze mamy czas.
Zobacz również: Czy twoje nazwisko jest skazane na sukces?
fot. Unsplash
Nie powiem mu przecież wprost, że chodzi o nazwisko i ja nie chcę przyjąć jego. Obrazi się na bank, bo jest do niego przywiązany. Jego rodzina tym bardziej tego nie zrozumie. Wypowiadając się negatywnie urażę ich wszystkich. Łącznie z przodkami. No i jestem w takiej trudnej sytuacji, nie widzę żadnego pola manewru i czekam na moment, aż to się wszystko samo rozwiąże. A niestety wiem, że to się nie stanie. To ja muszę podjąć decyzję i ją obronić. Tylko jak, żeby nikogo nie urazić?
Ja jestem szlachcianka i nie będzie mi nikt wciskał plebejskiego nazwiska - tak to mniej więcej musi wyglądać z boku. Ale ja naprawdę nie chcę gwiazdorzyć i szukać problemu tam, gdzie go nie ma. Po prostu takie mam odczucia. Moje dane są ładne, tamte mi nie pasują i tyle. Kocham mojego narzeczonego, ale nie wyobrażam sobie, że ktoś miałby mnie tak nazywać. W dokumentach też wolałbym nic nie zmieniać.
No to pozostań przy swoim - ktoś powie. Ale to wcale nie takie proste i też trzeba się będzie tłumaczyć. Nie wspominając o tym, że według mnie to wbrew tradycji.
Karolina