Przyrzekam, że jestem ostatnią osobą, która czepia się bez powodu. Zawsze podchodzę do życia i ludzi pozytywnie, staram się nie szukać dziury w całym i rzadko innych krytykuję. Ale tym razem po prostu nie da się inaczej. Chyba, że coś mnie ominęło i dzisiaj takie zachowanie to standard? Raczej nie sądzę, bo naprawdę pierwszy raz się z czymś takim spotykam, a na kilku ślubach i weselach już byłam.
W maju za mąż wychodzi mój przyszywany kuzyn. Niby piąta woda po kisielu, ale to jednak w jakimś sensie rodzina. Nasi rodzice utrzymują stały kontakt, a nam też zdarza się widywać czy wymienić wiadomości na Facebooku. Jego narzeczoną widziałam może raz i zrobiła na mnie dobre wrażenie. Podejrzewam jednak, że to wszystko jest jej pomysłem. Kamil nigdy by czegoś takiego nie wymyślił, a ciotka z wujkiem też są tradycjonalistami.
Zobacz również: LIST: „Wezmę ślub kościelny w białej sukni i z wielkim brzuchem. Ciężarna panna młoda to żaden wstyd!”
Otóż, zaproszenie na ślub to tak naprawdę ogłoszenie - hajtamy się tego i tego dnia, organizujemy imprezkę, miło będzie cię widzieć, a jak chcesz się pojawić, to… zrób przelew. Tak, oni organizują coś na kształt składkowego wesela. Niby nie płacisz za swoją obecność, ale prezenty pieniężne chcą przyjąć jeszcze przed tym dniem. Dla mnie to wygląda tak, jakbym miała sobie wykupić bilet wstępu. Jeśli poskąpię, to zawsze mogą odwołać zaproszenie.
Zupełnie nie wiem, skąd taki szalony pomysł. Może budżet im się nie domyka i chcą w ten sposób zebrać fundusze na wymarzone przyjęcie? Z jednej strony to rozumiem, ale z drugiej - pierwszy raz z czymś takim się spotykam. Na 2 miesiące przed ceremonią proszą ludzi o datki, jakby nie było ich stać na organizację tej imprezy. Ja uważam, że w takim razie nie powinni jej robić. Ewentualnie coś skromnego albo na kredyt, a dopiero potem to spłacić.
Zobacz również: Zaproszenia ślubne zgodne z trendami
Nie bardzo wiem, jak mam się w tej sytuacji zachować. Może się okazać, że tylko ja wpłaciłam albo na odwrót - tylko ode mnie przelew nie przeszedł. I nie za bardzo mam kogo zapytać, bo z ich rodziną i przyjaciółmi nie mam raczej kontaktu. Szczerze? Jak zobaczyłam to zaproszenie, to wszystkiego mi się odechciało. Zabrzmiało to trochę jak proszenie o jałmużnę albo szantaż.
A nawet gdybym się zdecydowała spełnić ich prośbę, to kwestią otwartą pozostaje odpowiednia kwota. Pierwszy raz mam opłacać swój wstęp, a to chyba co innego, niż tradycyjny prezent ślubny. Normalnie dałabym jakieś 300 zł od pary, ale skoro mam płacić za wyżywienie i atrakcje… Wtedy to raczej ze 200 zł od osoby + prezent. Sporo wyjdzie.
Spotkałyście się kiedyś z czymś takim? Dla mnie to wygląda jak żebranie. W tekście jest coś o tym, żeby nie czekać na potem, uradować parę młodą datkiem i… chronić przyrodę, bo tradycyjna koperta jest z papieru, a szkoda drzew. Naprawdę.
Daria