Od 3 lat to ja organizuję wigilię dla rodziny. Kupiliśmy z mężem dom i mamy wreszcie ku temu warunki. Wcześniej święta spędzaliśmy to tu, to tam, a teraz wszyscy jesteśmy razem. Sama to zaproponowałam. Lubię przyjmować gości. Jednak w tym roku dla jednego zabraknie miejsca przy naszym stole. Nie chciałam, ale zostałam do tego zmuszona. Chodzi o moją młodszą siostrę.
Zanim przejdę do jej historii, musicie wiedzieć, że wywodzę się z wierzącej rodziny. Dla nas przykazania i nauczanie Pisma Świętego to zawsze były kwestie ważne. Myślałam, że dla mojego rodzeństwa też, ale trafiła się czarna owca. Dopóki żyła nasza mama, siostra jeszcze jako tako trzymała się tych zasad. Od pewnego czasu obserwowałam jej poczynania i wiedziałam, że do niczego dobrego to nie zaprowadzi.
Ostatnio zrobiła coś, co na dobre wypisało ją z Kościoła, a prawdopodobnie też z naszej rodziny. Wiem, że grzesznikom trzeba okazać miłosierdzie, ale czasami to po prostu niemożliwe. Zwłaszcza, jeśli w grę wchodzi ludzkie życie.
Zobacz również: LIST: „W czasie mojego przyjęcia zaręczynowego siostra zrobiła coś, przez co wszyscy mówią tylko o niej!”
fot. Unsplash
Ona twierdzi, że nikogo nie zabiła i nikt nie ma prawa nazywać jej morderczynią. Ja tak mocnych słów unikam, ale sens jej postępowania jest właśnie taki. Mogę już chyba zdradzić, że chodzi o przerwanie ciąży. Zaszła w nią podobno przypadkiem i z przypadkowym mężczyzną. W głowie mi się to nie mieści, bo mama zawsze uczyła nas, że seks to nie zabawa. Ale teraz widać, jak ona się tym przejmowała.
Najgorsze w tym wszystkim jest chyba to, że o sprawie dowiedziałam się już po fakcie. Nie powiedziała nikomu w rodzinie o swoim „problemie”. Nie mieliśmy nawet szansy, żeby z nią porozmawiać i uratować to dziecko. Do teraz mam wyrzuty sumienia, chociaż nic nie mogłam zrobić. Wreszcie się dowiedzieliśmy, bo chyba gryzie ją sumienie. Chociaż tyle dobrego. Ale nadal uważam ją za potwora.
Dla mnie aborcja to zabójstwo z zimną krwią. Chodzi o niewinne i bezbronne dziecko, które nie może się bronić. Jak mam siedzieć z kimś takim przy jednym stole?
Zobacz również: LIST: „Zawiesiłam czerwoną wstążkę, plułam, lizałam czoło i nic. Ktoś rzucił urok na moje dziecko!”
fot. Unsplash
Wigilia z moją siostrą to byłaby profanacja. Z jednej strony świętujemy narodziny Chrystusa, a z drugiej - mamy obok siebie osobę, która życie ma za nic. Na razie nie jestem gotowa na to, by na nią patrzeć, a co dopiero rozmawiać. Ona nawet tego nie chce. Chociaż o brak zaproszenia ma wielkie pretensje i zrobiła z tego sporą aferę. Już chyba wszyscy wokół wiedzą, że świąt nie spędzimy razem.
Szkoda tylko, że ukrywa prawdziwy powód. Jakoś o swojej aborcji tak nie trąbi. Czyżby jednak się tego wstydziła i w głębi duszy uważała, że zrobiła coś bardzo złego? Nie wiem. Kiedy dowiedziałam się o sprawie i próbowałam jej wysłuchać - ona wypowiadała się lekceważąco. Jej postawę można streścić: wyskrobałam, to wyskrobałam - po co drążyć temat?
No to dałam jej święty spokój. Niech sobie siedzi sama w domu w towarzystwie wyrzutów sumienia (o ile je ma) i nie psuje innym tego wyjątkowego czasu. Tak chyba będzie najlepiej.
Zobacz również: Krok po kroku opisała zabieg aborcji, któremu się poddała
fot. Unsplash
Zaraz pewnie usłyszę, że jestem gorsza od niej, bo przecież cierpiących trzeba pocieszyć. Gdyby ona zwróciła się do mnie z problemem, na pewno bym wysłuchała. Ale najpierw wszystko ukrywała, a potem stwierdziła, że nic złego się nie stało. Poza tym - co z niej za cierpiąca, skoro na smutną nie wygląda? Miesiąc temu przerwała ciążę, a po 2 tygodniach już była z koleżanką na dyskotece. Chyba nie tak przeżywa się żałobę.
Najgorsze jest to, że ja wychodzę na potwora. Nie wszyscy wiedzą, co ona zrobiła i dlaczego tak naprawdę jej nie zapraszam. Niektórzy myślą, że pokłóciłyśmy się o jakąś bzdurę i teraz ja bezwzględnie się na niej mszczę. Z prawdą nie ma to nic wspólnego. Ale to cała ona - intrygantka, która potrafi zrobić z siebie ofiarę.
Nie mówię, że ją przekreśliłam. Ale na razie jest zdecydowanie za wcześnie, żeby siedzieć obok siebie przy jednym stole i udawać, że nic się nie stało. To chyba normalne, prawda?
Marzena