Moja historia pewnie wyda wam się śmieszna i absurdalna. Nie dziwię się, bo sama nie mogę powstrzymać śmiechu, kiedy o tym pomyślę. Człowiekowi się wydaje, że zaliczył wpadkę stulecia, a na końcu okazuje się, że nic lepszego nie mógł zrobić. Dla drugiej strony to nie powód do wstydu, ale najwspanialsze wyznanie miłości. Tak właśnie było. Ale zanim padniecie z wrażenia, opiszę krótko, co mi się wydarzyło.
Jestem w związku z chłopakiem od 4 miesięcy. Nie jest to zbyt długo, ale z nadzieją patrzę w przyszłość. Jeśli do tej pory się nie pozabijaliśmy, to znaczy, że rokujemy. Przy poprzednich znajomościach prędzej czy później coś zgrzytało. Ja dochodziłam do wniosku, że koleś jednak nie jest taki super albo to on miał mnie dosyć. A tutaj spokój. Widujemy się prawie codziennie i szczerze rozmawiamy, ale oczywiście to za wcześnie na pełną otwartość.
Muszę przyznać, że wciąż jest we mnie taka poza, żeby mu nie podpaść, nie ośmieszyć się, być lepszą, niż jestem w rzeczywistości. Każdy w związku przez to przechodził. Na pełną swobodę czas przychodzi trochę później. On jednak zinterpretował moją wpadkę jako dowód na to, że już nie musimy mieć przed sobą tajemnic.
Zobacz również: Jak skorzystać z toalety na randce? (9 rad, które pomogą „zatrzeć ślady”)
fot. Thinkstock
Nawet nie wiem jak to wszystko ująć, żeby się nie wygłupić. Coś mi się wydaje, że to niemożliwe. Sprawa jest kompromitująca, ale z naprawdę zaskakującym finałem. No to konkrety - kilka dni temu nocowałam u niego. Już kilka razy mi się to zdarzyło. O oficjalnej przeprowadzce jeszcze nie myśleliśmy. Cudowny wieczór, przyjemny poranek, ale wreszcie trzeba było wstać. Tak się złożyło, że on miał dzień wolny, a ja musiałam iść do pracy.
Wymsknęłam się po cichu z łóżka, on jeszcze sobie drzemał, wzięłam prysznic, ogarnęłam się i wyszłam. W takich momentach zawsze czuję się dziwnie, bo jak jego żona opuszczająca rodzinne gniazdo. Wydawało się, że to będzie zwyczajny dzień. Do czasu, kiedy zadzwonił około południa cały rozanielony i zaczął mi dziękować. Bardzo mnie kocha, cieszy się, że mu ufam, trochę go zaskoczyłam, ale nic złego się nie stało.
W głowie zupełny mętlik. Albo on oszalał, albo straciłam nad sobą kontrolę i nie pamiętam, co zrobiłam. Szybki rachunek sumienia i doszłam do wniosku, że to może on odleciał.
Zobacz również: Wypróżniła się na randce i... nie mogła spuścić wody. Odchody schowała do torebki!
fot. Thinkstock
Mówię mu, że chyba przesadza i nie wiem o co chodzi. Dodał rozbawionym tonem „a łazienka?”. Zgłupiałam jeszcze bardziej, bo nie przypominam sobie, żebym napisała szminką na lustrze, że go kocham. Nie wsypałam też do wanny płatków róż. Zwykła poranna toaleta. Siku, prysznic, makijaż… I wtedy oprzytomniałam. Możliwe, że po kolejnym, już konkretniejszym korzystaniu z toalety, mogłam nie spuścić wody. Aż jęknęłam, a on na to, że nie ma się czego wstydzić. Świadomie czy nie, ale w ten sposób przełamałam kolejny temat tabu. Pokazałam swoją otwartość. Udowodniłam, że potrafię mu w 100 procentach zaufać.
Nie wiedziałam, co mam myśleć. Było mi wstyd za samą siebie, bo nie powinnam zostawiać „ładunku” w muszli. Już nawet przeszło mi po głowie, że to koniec. Już więcej nie pokażę mu się na oczy po takiej kompromitacji. A z drugiej strony - on to wszystko mówił z takim przekonaniem, że chyba też oszalał. Niespuszczona woda jako dowód miłości i zaufania?! Przerwałam rozmowę pod byle pretekstem.
Najchętniej zrobiłabym sobie od niego przerwę, ale zostawiłam w jego mieszkaniu kilka potrzebnych rzeczy. Musiałam się odważyć i spojrzeć mu w oczy po tym wszystkim. Uwierzcie, że łatwo nie było.
Zobacz również: Jak bardzo niebezpieczne jest korzystanie z toalety publicznej?
fot. Thinkstock
Przywitał mnie bukietem czerwonych róż. Jeszcze tego brakowało, żeby wręczył mi order za najpiękniejszą kupkę. Znowu mózg mi się zagotował. To jakiś cholerny absurd. Nie tak się reaguje na takie wtopy. Powinien to pominąć milczeniem, zamiast robić z tego wielką sprawę. I znowu do mnie gada, że od teraz już nie musimy się siebie wstydzić, mogę mu całkowicie ufać, żadnej krępacji, może nawet warto pomyśleć o szybszym zamieszkaniu razem. Czy ja już do reszty zwariowałam? Czy to się dzieje naprawdę?
Tak, niczego sobie nie wymyśliłam. Nie spuściłam wody w toalecie i on to odebrał jako komplement. Wreszcie doszłam do wniosku, że niech mu będzie. Ludzie mają różne zboczenia. Nie mam wpływu na to, jak on łączy fakty i co tam sobie myśli. Ja uważam, że zaliczyłam największą kompromitację w życiu, a dla niego to wspaniały gest. Niech mu będzie.
Możecie się śmiać, ale teraz naprawdę jest mi już wszystko jedno. Nawet sobie ostatnio przy nim beknęłam, co nigdy wcześniej mi się nie zdarzało. Nic złego się nie stało. Zachowujemy się jak stare małżeństwo bez żadnych tajemnic i chyba mi się to podoba. Także nie ma tego złego…
Sandra