Małe dziecko to mały kłopot, a duże dziecko to duży kłopot. Rodzice przekonują się, jak bardzo prawdziwa jest ta maksyma, gdy ich potomek kończy szkołę średnią i pragnie rozpocząć studia w większym mieście. Dalsza nauka wiąże się z kosztem wynajęcia pokoju bądź pobytu w akademiku, opłatami za media, kupnem karty miejskiej oraz standardowych produktów typu jedzenie, ubrania i podręczniki. Miesięczne wydatki na dziecko wynoszą ok. 2000 zł miesięcznie. Wszystko zależy od miasta, uczelni i trybu studiów. Prywatna uczelnia i studia zaoczne znacznie je zwiększają. Dlatego coraz więcej młodych osób łączy naukę z pracą.
Niestety nie każdy ma możliwość pracować i studiować jednocześnie. Niektóre kierunki wymagają bardzo dużego wkładu pracy, inaczej trudno zaliczyć przedmioty. Poza tym nigdy nie jest łatwo łączyć nauki z pracą. Zawsze w jakimś stopniu poświęca się jedno dla drugiego, a przynajmniej w ciągu pierwszych trzech lat.
Oliwia jest tegoroczną maturzystką. Dziewczyna marzy o studiowaniu farmacji w Warszawie, ale życie w stolicy jest drogie. Oliwia łudziła się, że rodzice pomogą jej finansowo podczas zdobywania wyższego wykształcenia, ale wszystko wskazuje na to, że się przeliczyła.
Zobacz także: Wybierasz się na studia? Dostanie się na te kierunki graniczy z cudem... (Nawet 20 chętnych na 1 miejsce!)
Fot. iStock.com
Nasza rozmówczyni ma żal, że najbliżsi nie chcą jej pomóc i uważa, że rodzice mają obowiązek utrzymywać dziecko, gdy ono pragnie studiować.
- Życie jest takie niesprawiedliwe. Zawsze musiałam sobie zapracować na wszystkie zachcianki. Nieważne, czy chodziło o wakacyjny wyjazd czy ciuchy. Oczywiście rodzice utrzymywali mnie, kupowali jedzenie, płacili rachunek za telefon i dawali pieniądze na ubrania, ale gdy zamarzyło mi się coś droższego, powiedzmy za ponad 80 zł, musiałam dokładać ze swojej kasy. „Bo mam wysokie wymagania” - jak mawia moja mama. No nie wiem, czy dżinsy za 100 zł to takie duże wymagania. Myślę, że to standardowa cena. Moje koleżanki noszą znacznie droższe ubrania.
Byłam pewna, że jeżeli chodzi o naukę, rodzice okażą się hojni. W końcu chyba każdy rodzic pragnie, aby jego dziecko odebrało wyższe wykształcenie. Wtedy mają się czym pochwalić przed znajomymi. Poza tym w dzisiejszych czasach bez dyplomu magistra trudno o dobrą pracę. Myślę, że studia to teraz must have.
Oliwia wymarzyła sobie farmację, ale na tym kierunku jest bardzo dużo nauki.
Wiadomo, że farmacja to nie byle jaki kierunek. Trzeba się uczyć. Nie wybieram się na socjologię czy historię, gdzie może się dostać praktycznie każdy i praktycznie każdy może takie studia skończyć. Dlatego bardzo liczyłam na rodziców, tym bardziej, że jestem jedynaczką i mogą sobie pozwolić na utrzymywanie mnie, powiedzmy przez pierwsze trzy lata. Potem na pewno bym się dokładała. Mogłabym też wyjechać w wakacje za granicę i zarobić. W ten sposób bym ich odciążyła. Nie jestem wyrodnym dzieckiem, które tylko żąda i nie przejmuje się, ze rodzice ciężko pracują. Doskonale wiem, że pieniądze nie spadają z nieba.
Fot. iStock.com
Niestety rodzice Oliwii odmówili jakiejkolwiek pomocy. Uważają, że dziewczyna jest już dorosła i może utrzymać się sama.
- W ogóle ich nie obchodzi, jak sobie poradzę. Stwierdzili, że skoro podjęłam świadomą decyzję o studiach, muszę zachować się jak dorosła osoba i wziąć za to odpowiedzialność. Moi rodzice nie odebrali wyższego wykształcenia, więc sądziłam, że będą tego chcieli dla swojego dziecka. A tu takie rozczarowanie. Ciągle słucham tylko, że oni sami musieli sobie na wszystko zapracować i dlatego wyszli na ludzi. Tylko, że czasy trochę się zmieniły. Kiedyś to praca szukała człowieka, a dziś jest na odwrót. Nawet z dyplomem wyższej uczelni nie jest łatwo bez znajomości i odrobiny szczęścia.
Wybieram się do Warszawy, więc nie mam pojęcia, jak sama sobie poradzę. Chciałabym studiować dziennie, ale mogę to sobie wybić z głowy. Nie zarobię wystarczająco dużo pieniędzy, łącząc pracę z nauką. Muszę iść na studia zaoczne. Podliczyłam miesięczny koszt utrzymania w Warszawie i wyszło mi 2300 zł. Pokoje do wynajęcia są bardzo drogie, a nie mam w stolicy rodziny, u której mogłabym się zatrzymać. Plus opłata za studia, rachunki i inne rzeczy. Gdyby rodzice dali mi 70 proc. tego, resztę zarobiłabym w te wakacje. I tak mogłabym studiować dziennie oraz skupić się na nauce. Jak mam być dobrą studentką, skoro nie będą miała czasu na naukę?
Oliwia żali się, że jej przyjaciółka nie ma takiego problemu. Wręcz przeciwnie, jej rodzice robią wszystko, aby dziewczyna odebrała jak najlepsze wykształcenie.
- Ola dostała od rodziców kawalerkę, więc nie musi się martwić wynajmowaniem pokoju. Poza tym miesięcznie przeznaczyli na jej utrzymanie 1000 zł. Gdy powiedziałam jej, jak wygląda moja sytuacja, była przerażona i stwierdziła, że moi rodzice to tyrani. Olka jest przekonana, że rodzice na razie mają obowiązek mnie utrzymywać. Przekonywała, abym porozmawiała z nimi jeszcze raz, ale ja wiem, że to starta czasu. Nic ich nie skłoni do zmiany zdania. Oni sobie poradzili w życiu bez nikogo, więc ja też muszę.
Fot. iStock.com
Oliwia porównała swoją sytuację do reszty znajomych i okazało się, że tylko ona będzie zdana sama na siebie w obcym miejscu.
- Słyszę jak znajomi opowiadają, że rodzice będą płacić za ich szkoły i stancje... Znajomy planuje iść na prawo w trybie wieczorowym. To bardzo duży wydatek. Ja mogę mu tylko pozazdrościć. Mnie nawet na jedzenie nie dadzą. I gdzie w tym wszystkim sprawiedliwość? Nie jestem super zdolna. Muszę poświęcić sporo czasu na naukę. Jeżeli dojdzie do tego praca, na życie towarzyskie nie będzie już wolnej chwili, a mam dopiero 19 lat. Chciałabym poznać jakiegoś chłopaka, w wakacje wyjechać na kilka dni za granicę. Dla niektórych osób w moim wieku to normalne, natomiast ja karmię się marzeniami.
Jak tylko sprawdzę, czy się dostałam, muszę szukać pracy, żeby w październiku nie zostać na lodzie. Czeka mnie kilka ciężkich lat i nie wiem, czy kiedyś wybaczę rodzicom, że tak mnie potraktowali.
Zobacz także: Bezrobotni magistrzy. Czy opłaca się studiować?