Pierwszy raz spotkałam się z taką sytuacją, więc muszę to z siebie wyrzucić. Jestem wściekła i zwyczajnie jest mi przykro, jak potraktowali mnie najbliżsi. Ja do nich z sercem na dłoni, a oni zmieszali mnie z błotem. Chodzi o moje nieszczęsne imieniny, które zorganizowałam w poprzednią sobotę. Zaprosiłam rodzinę i przyjaciół. Miało być miło, a wyszło tragicznie. Cały czas uważam, że to nie ja zawiniłam. Skąd miałam wiedzieć, że są tak nadwrażliwi i dwulicowi? To się w głowie nie mieści.
Zorganizowałam przyjęcie najlepiej jak potrafiłam. Niczego na stole nie brakowało i atmosfera była na początku bardzo miła. Do momentu, kiedy jedna osoba zorientowała się, co leży na jednym z półmisków. Wszyscy się zajadali i nagle stanęło im w gardle. Nagle doszli do wniosku, że może jest to smaczne, ale też bardzo niemoralne. Między tradycyjnymi wędlinami podałam kiełbasę z koniny.
Wyglądała ładnie, smakowała jeszcze lepiej i musiałam jej nawet dokroić. Pożerali tak łapczywie, że aż im się uszy trzęsły. I dopiero gdzieś w połowie imprezy koleżanka pyta, co to właściwie jest. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że mięso z konia. Zapowiadało się na zbiory atak serca.
Zobacz również: REPORTAŻ: Nienawidzę mięsożerców!
fot. Thinkstock
Od razu zmienił im się wyraz twarzy, zaczęli pluć, wycierać usta, a jedna przyjaciółka to prawie miała łzy w oczach. Gdybym im nie powiedziała, to naprawdę nie byłoby sprawy. Mięso jak mięso, kiełbasa bardzo dobrze doprawiona, a do tego chuda. Ale wtedy to już przestało mieć znaczenie. Zaczęły się wywody o tym, że koń to przyjaciel człowieka, a źrebaki są takie słodki. Człowiek z odrobiną empatii nigdy z własnej woli nie tknie czegoś takiego.
A niby dlaczego? Może jestem potworem, ale nie widzę żadnej różnicy między pożeraniem świnki, krówki czy konika. Niektórych to pewnie zszokuje, ale wszystkie te zwierzęta musiały zostać najpierw zabite, żeby trafiły na nasze talerze. Z tą różnicą, że konina jest bardzo zdrowa, bo mało tłusta. Jak bardzo dwulicowym trzeba być człowiekiem, żeby tak dzielić żywe istoty na lepsze i gorsze?
Ja nie potrafię pojąć, w czym krowa jest gorsza od konia. Zwierzęta są po to, żeby nam służyć i przeznaczone są również do jedzenia.
Zobacz również: LIST: „Jestem wegetarianką i nie chcę, żeby moja córka jadła mięso. Mąż jest przeciwny. I co teraz?!”
fot. Thinkstock
Bardzo się zdenerwowałam i im to wszystko powiedziałam. Jedyny argument ze strony oburzonych - konia się nie je. Dlaczego? Bo nie. Wszystko inne można, ale tego człowiek nie powinien. Jakimś cudem konie trafiają do rzeźni, od lat robi się z nich wędliny i na świecie jest wielu smakoszy. To nie jest tanie mięso. Chciałam im zrobić przyjemność, a przez przypadek wywołałam zbiorową histerię. No to ich pytam, czy w takim razie spróbowaliby kangura albo krokodyla.
Wiecie jaka była ich odpowiedź? Kangura nie, bo to słodki zwierzak, ale krokodyl jest agresywny, więc jego można pożreć. Dla mnie to nie jest argumentacja myślącego człowieka. Dzielenie żywych istot na słodkie i brzydkie to jakiś absurd. Małe świnki czy kurczaczki też są pocieszne, a jakoś nikt nie rezygnuje ze schabowego albo kotleta drobiowego. Takie wybiórcze podejście do tematu potwornie mnie irytuje.
Jak cię oburza jedzenie martwych zwierząt, to zostań wegetarianinem. Bez takiej dwulicowości, że jeden rodzaj mięsa jest smaczny i moralny, a drugi nie.
Zobacz również: Czym zastąpić mięso?
fot. Thinkstock
Nie bardzo wiedziałam, co mam w tym momencie zrobić. Dyskusja nie miała żadnego sensu, bo ich pusta argumentacja jeszcze bardziej mnie irytowała. Ściągnęłam ze stołu wszystkie półmiski z wędlinami i zaproponowałam, żeby jedli sałatki i marynowane grzybki. Przynajmniej będą mieli pewność, że nikomu nie robią krzywdy. Atmosfera siadła i po godzinie nie było już nikogo. Zakończyłam imieniny przed 22, co jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło. Na pocieszenie zjadłam jeszcze laskę koniny, bo przecież jej nie wyrzucę.
Teraz oni wszyscy mają mnie za potwora. Czy tylko ja widzę w tym coś nienormalnego? Pewnie kolejnego dnia na śniadanie niektórzy z moich gości zajadali się parówkami. To takie cienkie serdelki wyprodukowane z łoju, skóry, oczu, kopyt, rzęs i innych bebechów martwych zwierząt. Jakoś wtedy nic nie staje im w gardle.
Naprawdę nie mam poczucia, że zrobiłam coś złego. Nie widzę nic dziwnego w tym, że sama kocham zwierzęta, ale ich smak też doceniam. Bez względu na to, czy to krowa albo nieszczęsny koń.
Kinga