W naszym kraju dużo się mówi o szacunku do kobiet. Faceci przepuszczają nas w drzwiach, odsuwają krzesło przy stole, całują po rękach. Mówi się nawet, żeby traktować nas tak, jak chcielibyśmy, by była traktowana nasza matka. Zawsze z szacunkiem. A już szczególnie, jak pani jest w ciąży, bo wiadomo - Matka Polka i te sprawy. Wiecie co? Sama spodziewam się dziecka i coraz mniej tego doświadczam.
Nie bardzo tylko wiem, do kogo powinnam mieć pretensje. Może to kwestia kiepskiego wychowania, a może same sobie zaszkodziłyśmy. Tak się upierałyśmy, że brzuch to nie choroba i potrafimy wszystko, że inni wreszcie w to uwierzyli. Może nawet boją się okazać jakiś gest i pomóc, żeby jakaś ciężarna feministka nie wyskoczyła na nich z twarzą?
Tak czy owak, mnie jest przykro. Byłam zmuszona ostatnio skorzystać z komunikacji miejskiej i chociaż ledwo stałam, to nikt mi nie zaoferował miejsca.
Zobacz również: EXCLUSIVE: Panicznie boję się ciężarnych
fot. Thinkstock
Tylko proszę mi nie mówić, że w takim stanie nie można wychodzić z domu i powinnam leżeć. Ja też uważam, że ciąża to nie choroba. Ale to nie oznacza, że kobiecie przy nadziei nie można jakoś pomóc i ulżyć. Wystarczy prosty gest - tu jest dla pani miejsce, proszę usiąść i tyle. Nie dlatego, że pani jest teraz niepełnosprawna i leniwa, ale jeden nieostrożny ruch kierowcy i coś może stać się dziecku. To rozumiem i tego oczekuję. Nie współczucia i poklepywania po plecach, ale minimalnej troski.
Może się wytłumaczę i zdradzę, dlaczego dopuściłam się takiej „nieodpowiedzialności” wsiadając do autobusu tuż przed rozwiązaniem. To proste - wcześniej sama dawałam sobie radę i jeździłam samochodem. Teraz stwierdziłam, że to jednak za duże ryzyko, bo zawsze może pojawić się jakiś skurcz i stracę kontrolę nad kierownicą. Nie mówiąc o tym, że już prawie nie mieściłam się między fotelem i kierownicą. Moja mama miała mieć ważne badanie w szpitalu i musiałam tam z nią być.
Przecież mogłaś wezwać taksówkę! No, mogłam, ale chciałam też wyjść do ludzi. Nie spodziewałam się, że tak mnie potraktują.
fot. Thinkstock
Pech chciał, że było to rano, popularna linia autobusowa, godziny szczytu. Tłok jak zawsze, pamiętam go jeszcze z czasów, jak nie byłam zmotoryzowana. Ale wiecie co? Tak sobie bezczelnie pomyślałam, że jak wejdę do środka, to zaraz będę mogła przebierać w miejscach. Wstaną młodzi i starsi, zaraz się usadowię gdzieś blisko drzwi. Podziękuję, może ktoś mnie zagada kiedy rozwiązanie i ogólnie będzie przyjemnie. Trochę się przeliczyłam.
Jestem już w środku, drzwi się zatrzasnęły, a tłum udaje, że mnie nie widzi. Nawet nie było poręczy, żeby się chwycić. Jedyna możliwość - rurka pod sufitem, do której ledwo sięgnęłam. Niepewnie stałam, a ludzi wokół było tyle, że w każdej chwili mogli mnie zmiażdżyć. Wtedy odważyłam się poprosić o miejsce przy barierce obok okna. Jakoś się udało.
Wtedy stałam już na widoku, więc nie przekonuje mnie tłumaczenie, że nikt mi nie ustąpił miejsca, bo byłam gdzieś schowana. Kto chciał, ten by zauważył ciężarną z ogromnym brzuchem.
Zobacz również: Urodziła dziecko z rozszczepem twarzy i bez oczu. Na ulicy usłyszała, że lepszym rozwiązaniem byłaby aborcja!
fot. Thinkstock
Stoję. Rozglądam się. Potem jest mi już tak głupio, że gapię się bez sensu przez okno. Jedną ręką dotykam dwóch foteli, które są obok. Na nich kobieta gdzieś około trzydziestki i student. Naprzeciwko nich starsze małżeństwo. Oni wszyscy patrzą w sufit albo bawią się telefonami. Dosłownie cały przekrój społeczny, ale każdy znajduje sposób, żeby mnie zignorować. Jest mi bardzo niewygodnie, cierpnie mi ręka, ciężar robi swoje.
Oddałabym wszystko, żeby wtedy usiąść, ale wiecie. Może to głupota, może duma, ale ja nie umiem prosić obcych ludzi o przysługę. Zrobiłaby się afera na cały autobus. Zaraz by się okazało, jaka jestem okropna. Przyszła z brzuchem i wydziwia. Dla świętego spokoju wolałam udawać, że nic mi się nie dzieje i jakoś dojechałam do celu.
Ale ledwo wysiadłam, bo znowu musiałam się przepychać. Tylko jedna dziewczyna na sam koniec podróży poprosiła kilka osób o przesunięcie się, bo chcę wyjść. Bardzo jej za to dziękuję.
fot. Thinkstock
Reszta moim zdaniem nie zdała egzaminu ze zwykłej ludzkiej przyzwoitości. Gdzie ta kobieca solidarność? Gdzie męskie maniery? Gdzie mądrość starych i sympatia młodych? W zasięgu wzroku przynajmniej 20 siedzących osób i ani jednego ludzkiego odruchu. Nie licząc tej dziewczyny torującej mi drogę, ale to tylko wyjątek potwierdzający regułę.
Czy uważam, że miejsce siedzące mi się należało? Jak widzicie, nie wykłócałam się z nikim, nie walczyłam, ani nikogo nie upominałam. Stałam spokojnie i czekałam na jakiś przebłysk normalności. Nie doczekałam się, więc wytrwałam i wyszłam. Ale gdybym sama spotkała w komunikacji miejskiej kobietę w 8. miesiącu ciąży (a brzuch wygląda, jak śmieją się moi znajomi, na 10 lub 11 miesiąc), to chciałabym jej jakoś ułatwić sprawę.
Nie wiem co się z nami Polakami porobiło, że panuje taka znieczulica.
fot. Thinkstock
Nie jestem starą kobietą, która wspomina czasy przedwojenne, ale doskonale pamiętam, jak było jeszcze 10 czy kilkanaście lat temu. Panowie stali, panie siedziały. A jak mężczyzna już zajął miejsce i dostrzegł starszą albo ciężarną kobietę, to odruchowo ustępował. Teraz - zapomnij. To szczególnie dziwne, bo podobno jesteśmy takim katolickim narodem. Szkoda tylko, że zapominamy o najprostszych sprawach. Okazać dobre serce w sytuacjach codziennych. Nikt ci nie każe człowieku iść na wojnę i przelewać krew za ojczyznę. W czasach pokoju wystarczyłoby zachowywać się po prostu przyzwoicie.
Bardzo się rozczarowałam. Nie powiem, że nie zakładałam wcześniej najgorszego, ale jednak wierzyłam w dobre serce rodaków. Ze szpitala wróciłam już oczywiście taksówką, bo nie chciałam ryzykować kolejnego upokorzenia. Albo że się przewrócę na ostrzejszym zakręcie.
Mam rozumieć, że ciężarne już w żadnej sytuacji nie mogą liczyć na taryfę ulgową? No to fajnie się porobiło w tej naszej Polsce.
Natalia
Zobacz również: Oto 9 rzeczy, które z pewnością usłyszysz będąc w ciąży