Przyznam się do czegoś, bo ciąży mi to bardzo, a nie mam komu powiedzieć. Wszyscy wokół są ofiarami mojego kłamstwa. Kto mnie zna, ten został wrobiony. Nie zastanawiałam się nad tym wcześniej. To miała być sprawa tylko mojej najbliższej rodziny, a wiedzą już wszyscy. Sąsiedzi, ludzie w mojej miejscowości, nawet sprzedawczyni w sklepie patrzyła na mnie smutnym wzrokiem. Nie mam już na tym żadnej kontroli, a nie o to mi chodziło. W sumie nawet nie wiem o co. Chciałam być wreszcie zauważona. Żeby chociaż przez chwilę wszystko kręciło się wokół mnie. Brakowało mi tego przez wiele lat, bo chyba nie dawałam im powodów do zadowolenia ze mnie. Nic złego nie zrobiłam, ale po prostu nie umiałam ich zadowolić.
Rodzina miała wobec mnie konkretne plany, a ja ich nie spełniłam, więc w pewnym sensie mnie odrzucili. Żadnej kłótni nie było, cały czas są przy mnie, ale traktują jak trędowatą. Zaczęło się od matury, którą zdałam gorzej, niż chciałam. Potem nie udało mi się dostać na państwowe studia i przenieść się do miasta. Nie miałam też kandydata na męża, więc nie było wiadomo, co mam ze sobą zrobić. Wykształcenia nie zdobędę, pracy w okolicy nie ma, więc rodzice mnie skreślili. Bo jaka jest nadzieja dla kogoś takiego, jak ja? Nie pamiętam już kiedy wpadłam na pomysł z ciążą.
Zobacz również: Nikt nie wierzy, że są w ciąży! Gdzie podziały się ich brzuchy?
fot. Thinkstock
Chyba oglądałam jakiś program telewizyjny, gdzie opowiadali podobne historie. Były tam młode dziewczyny, które marzyły o dziecku, ale poroniły. Jedne wpadły w depresję, inne zostały porzucone. Ogólnie tragedia. Patrzyłam na nie i chciało mi się płakać, tak bardzo im współczułam. Przeszło mi przez głowę, że przecież ja też tak mogę. Wymyślić podobną historię i przestać być zakałą rodziny. Wystarczy jedna dobra bajka i znowu wszyscy mnie pokochają. Zapomną o moich niepowodzeniach i nie będą już na mnie tak patrzeć. A patrzyli jak na osobę, która nie ma przyszłości i wszystko zepsuła. Dobijali mnie tym jeszcze bardziej i dlatego miałam 25 lat, mieszkałam z rodzicami i niczego nie osiągnęłam.
Sama dużo zawaliłam, ale ich stosunek do mnie jeszcze bardziej mnie pogrążył. Wcześniej jeszcze próbowałam coś zdziałać, ale powoli mi się odechciało. Nikt we mnie nie wierzył, więc jak sama mogłam wierzyć? Historia z ciążą wydawała mi się najlepsza w tej sytuacji. Wzbudzę ich litość i już nigdy nie powiedzą na mnie złego słowa. Nie będę ofiarą losu, której nic nie wyszło, ale niedoszłą matką w żałobie. Strasznie to brzmi, ale wtedy myślałam, że to najlepsze wyjście. Łatwo to zrobić. No i niestety zrobiłam.
fot. Thinkstock
Nie wiedziałam tylko kiedy i z kim miałabym zajść w ciążę. Potrzebowałam kogoś, kto mógłby zniknąć z mojego życia, żeby rodzina nie mogła go odnaleźć. Wtedy wymyśliłam historię z dyskoteką, gdzie poznałam faceta z miasta. Przez jakiś czas się widywaliśmy poza domem, a nawet moją miejscowością, wszystko było fajnie, ale on mnie przypadkiem zapłodnił. Potem się okazało, że jego numer telefonu już nie działa, a tak w ogóle to przedstawił się fałszywym nazwiskiem. Zostałam sama z ogromnym problemem i nie jestem w stanie odszukać ojca. Brzmi strasznie, ale wcale mnie nie wytknęli palcami. Współczuli bardzo, a nawet trochę się cieszyli, że zostanę mamą. Akurat tego brakowało moim rodzicom, bo siostra jest już po trzydziestce i wcale o powiększeniu rodziny nie myśli.
Byłam pewna, że najpierw mnie wytkną, ale dla nich to był prezent! Nawet przez chwilę żałowałam, że to nie jest prawda. Oni naprawdę chcą zostać dziadkami. Co z tego, że ojciec miał pozostać anonimowy. Już wtedy podejście rodziny i innych osób się do mnie zmieniło. Nikt się niczego nie czepiał, bo kobiety w ciąży nie można denerwować. Poczułam się bardzo wyjątkowo. Wreszcie trzeba było przejść do dalszej części planu, bo udawanie ciąży bez brzucha długo nie może potrwać. Po jakimś miesiącu wstałam rano i stwierdziłam - dziś poronię. Nie wiedziałam tylko czy podołam aktorsko.
Zobacz również: 7 zdjęć, które każą Ci się zastanowić, czy naprawdę chcesz zostać matką
fot. Thinkstock
Musiałam się bardzo wczuć i nawet doszło do tego, że przestałam ogarniać, co jest prawdą, a co moim kłamstwem. Wybiegłam zapłakana z łazienki i powiedziałam, że coś chlupnęło do muszli, a teraz jeszcze krwawię. Zgrało się to z miesiączką, więc idealnie. Nie przewidziałam tylko tego, że oni będą chcieli wezwać karetkę. Na szczęście udało się ich przekonać, że nic mi już nie grozi. Do szpitala zawiozła mnie siostra, która akurat wtedy była w domu. Wybłagałam ją, żeby czekała w samochodzie, bo nie chcę tego przeżywać razem z nią. Weszłam do środka i posiedziałam sobie w poczekalni. Wróciłam do auta i wyznałam najgorsze - już nie jestem w ciąży. Pochowałam swoje dziecko w kanalizacji. Ona wpadła w histerię i już nie mogła prowadzić. Przyjechał tata z kolegą kolejnym samochodem i wróciliśmy na dwa auta.
Od tego czasu już nie jestem zakałą rodziny. Wszyscy wokół mnie skaczą i bardzo uważają na to, co przy mnie mówią. Żadnego czepiania się mnie. Wszystko, co robię, jest najlepsze. Robią to z troski i może nawet nie zmienili o mnie zdania, ale ja odżyłam. Wreszcie czuję się kochana i potrzebna. Sprawa wyszła oczywiście poza nasz dom i dzisiaj już wszyscy wiedzą - straciłam ukochane dziecko i chodzę w żałobie. Sąsiedzi i znajomi są teraz niezwykle życzliwi. Jestem w centrum uwagi. Tylko nie wiem co dalej.
fot. Thinkstock
Na razie cieszę się tym, co osiągnęłam, ale ile to jeszcze potrwa? Najpóźniej za rok zapomną i zaczną ode mnie wymagać. Mam już swoje lata, kandydata na męża nie ma, wykształcenia nie zdobyłam. Trochę naiwnie myślałam, że ta historia wszystko załatwi. Pojawiły się też wyrzuty sumienia, bo trudno żyje się w takim strasznym kłamstwie. To nie jest historia w stylu zgubiłam 50 zł reszty, przepraszam. Tu chodzi przecież o ludzie życie, którego wcale nie było. Są takie dni, że czuję się jak morderczyni, chociaż w sumie nikogo nie zabiłam.
Niby osiągnęłam swój cel. Zbliżyliśmy się do siebie, wszyscy są pozytywnie do mnie nastawieni i tak już chyba zostanie. Zawsze będą pamiętali o tym, co przeżyłam. Dwa razy się zastanowią, zanim coś przykrego do mnie powiedzą. Ale ja dalej nie wiem, co mam ze sobą zrobić.
Łatwo być taką ofiarą, ale gorzej coś zmienić. Siedzę na ich utrzymaniu i już trochę jest mi wstyd.
fot. Thinkstock
Ogólnie nie jestem z siebie dumna. Niby coś tam się udało osiągnąć, bo wreszcie nie jestem traktowana jak jakiś wyrzutek. Ale za jaką cenę? Ta historia z nieznajomym, wpadka, ciąża, poronienie. To przeszło moje oczekiwania. Psychicznie jestem po tym przedstawieniu wrakiem. A co, jeśli kiedyś to się wydarzy naprawdę? Los mnie może tak za to wszystko ukarać. Kłamałaś, to teraz się przekonasz, jak to jest. Tego boję się najbardziej.
Dziecka w ogóle nie było, a ja czuję, jakbym naprawdę je skrzywdziła. Są momenty, że gubię się w kłamstwie i muszę chwilę pomyśleć, żeby sobie przypomnieć, co się wydarzyło, a co nie. Czasami w środku nocy się budzę i wydaje mi się, że poroniłam. Potem już nie śpię do rana.
Coś tam mi się udało w ten sposób uzyskać, ale za dużo to kosztowało. Nie polecam.
Zuzanna
Zobacz również: "Utraceni" - fotografie kobiety, która poroniła aż 10 razy!