Nałogi to dla wielu jedynie hazard, papierosy, alkohol, seks czy narkotyki, ale termin ten obejmuje swym zasięgiem o wiele większy obszar. Dobrym przykładem na poparcie powyższego jest historia Patrycji. Dziewczyna cierpi na napadowe obżarstwo, które rujnuje jej wygląd, życie osobiste oraz zawodowe. W mailu do nas stwierdziła, że jest uzależniona od jedzenia.
Najczęściej spotykane zaburzenia na tle żywieniowym, które wiążą się z czynnikiem psychologicznym, czy raczej takie, o których nierzadko się wspomina, to anoreksja oraz bulimia. Przypadek Patrycji jest jednak bardziej skomplikowany. Sama bohaterka dzisiejszego artykułu nie potrafi jednoznacznie określić swojego problemu.
Nam w pierwszym momencie przyszło na myśl BED, czyli Binge Eating Disorder. To zaburzenie polega na napadach niekontrolowanego obżarstwa i kończy się u winowajcy wyrzutami sumienia. Często przypomina bulimię, ale chore osoby nie wywołują wymiotów. Czy faktycznie trafiłyśmy w sedno? Jesteśmy pewne jednego: Patrycja potrzebuje pomocy i koniecznie musicie przeczytać jej wyznanie.
Zobacz także: Nałogowo prostuję sobie włosy
Fot. Thinkstock
Patrycja niedawno była na grillu u znajomej.
- Od dawna nie mogłam doczekać się tego spotkania, bo miał się na nim pojawić facet, który mi się podobał. Tego dnia wyglądałam wyjątkowo ładnie, ale on nie zwracał na mnie żadnej uwagi. Zajmował się `zabawianiem` innej koleżanki. Nie powiem, zabolało. Do tego w trakcie meetingu dowiedziałam się, że zawaliłam ważne szkolenie. Nie układało mi się wtedy w pracy, więc naprawdę zaczęłam się stresować. Wtedy mój wzrok padł na kiełbaski. Towarzystwo rozeszło się trochę, a ja poczułam ten silny, nieodparty popęd do jedzenia. Rzuciłam się na kiełbaski. Jadłam jak w amoku, byłam naprawdę bardzo zdenerwowana. W pewnym momencie poczułam, że ktoś szarpie mnie za rękaw.
Okazało się, że to była Aśka, znajoma, która mnie zaprosiła. Patrzyła na mnie, jak na nienormalną. W ręku trzymałam nadgryzioną kiełbaskę, w a ustach miałam pełno chleba. Przełknęłam jakoś zawartość, a wtedy Anka powiedziała, że zjadłam połowę kiełbasek. Rzuciła to w żartach i spytała, co mnie napadło, bo nigdy nie posądzałaby mnie o taką żarłoczność. Ona śmiała się wesoło, ale mi w wcale nie było do śmiechu. Wszyscy obecni potraktowali to na szczęście jako dobry żart i po prostu przynieśli z kuchni więcej mięsa. Nie wydało się, że mam poważny problem.
Fot. Thinkstock
Przed chwilą zjadłam dużą porcję lasagne, do tego chipsy, a na koniec Kinder Bueno. Obok mnie, na łóżku leży paczka krakersów. Pisząc do Was ten mail, podjadam je. Czuję się pełna, ale nie mogę przestać.
Wiem, że coś jest ze mną nie tak. Mam szczupłą, ale kobiecą sylwetkę. Nigdy nie miałam dużej nadwagi. Mało tego, naprawdę dbam o swoje zdrowie. Lubię świeże koktajle, dość często biegam. Raz w miesiącu stosuję jednodniową głodówkę. Dużo czytam na temat zdrowego odżywiania i staram się wcielać w życie te zasady.
Codziennie przed śniadaniem piję wodę z sokiem z cytryny albo koktajl. Na śniadania zazwyczaj przygotowuję jajka na miękko, pełnoziarniste pieczywo i koniecznie jakieś owoce. Tylko czasami wstępuje we mnie prawdziwy szał obżarstwa… Najczęściej popołudniami i wieczorami.
Fot. Thinkstock
Okres zdrowego odżywiania trwa u Patrycji przeważnie tydzień, maksymalnie półtora.
- W pewnym momencie zaczynam czuć, że zwariuję, jeżeli czegoś nie zjem. Dopadam do lodówki i pochłaniam wszystko, co tam jest. Kolejność ani smak nie ma znaczenia. Jestem jak śmietnik. Kilka dni temu pożarłam (to naprawdę jest najlepsze określenie) kilka parówek, potem dorwałam się chyba do lodów i sernika. W międzyczasie były też kiszone ogórki, Cola, żółty ser prosto z paczki i jakieś kotlety. Podsumowując, grube tysiące kalorii. Wystarczy taka jedna chwila, a cała moja praca nad sylwetką i stylem życia idzie w łeb. Zazwyczaj robię małe zakupy, ale wtedy miałam dzień wyjątkowej słabości.
Czasem jem krakersy i płaczę. Po każdym takim szale obżarstwa mam straszne wyrzuty sumienia i obiecuję sobie, że to się nie powtórzy. Niestety mam bardzo słabą wolę. Nie potrafię się opanować. Jedno z ostatnich wydarzeń uświadomiło mi, że naprawdę jest ze mną źle.
Zobacz także: Śniadania z różnych zakątków świata - co jedzą inni?
Fot. Thinkstock
- Co dziwne, czasami potrafię się kontrolować. Wystarczy jednak jakaś przykrość, nieudany dzień i po prostu muszę coś zjeść. Nic nie jest w stanie zastąpić mi obfitego, pysznego posiłku. Oczywiście jedząc, nie zastanawiam się za bardzo nad smakiem, a potem czuję do siebie obrzydzenie.
Patrząc w lustro, zaczynam czuć duży dyskomfort psychiczny. Wcześniej miałam proporcjonalną sylwetkę, jednak od niedawna zauważalnie przytyłam. Na szczęście nie mam jeszcze dużej nadwagi, ale zaczynam się niepokoić.
W swoim życiu stosowałam już mnóstwo diet, znam kilkanaście rodzajów herbatek oczyszczających i próbowałam wielu dyscyplin sportowych. Żadnej diety, ani ćwiczeń nie zdołałam wprowadzić w życie na dłużej niż 1,5 tygodnia.
Fot. Thinkstock
Zdarza się, że Patrycja w środku nocy, kiedy nie śpi, potrafi jechać samochodem do najbliższego, większego miasta w poszukiwaniu sklepu całodobowego.
- To ponad 20 km. Na co dzień staram się robić małe zakupy i gotować małe porcje, żeby potem nie rzucić się na wszystko, bo już się tak zdarzało. Zazwyczaj gotowałam jedzenie na 2 dni. Garnek fasolki po bretońsku, jakiejś zupy czy kilkanaście naleśników. W rezultacie pochłaniałam wszystko na raz. Czym to dla mnie jest? Małą przekąską. Nie raz wymiotowałam po takim obżarstwie, bo żołądek nie wytrzymywał. Skutki widać także na mojej skórze, która jest pokryta trądzikiem. Próbuję się ratować tymi jednodniowymi głodówkami, ale nie zawsze mi wychodzą. Prawdę powiedziawszy, coraz rzadziej.
Czytałam w sieci o podobnych problemach i prawdopodobnie mam jakieś zaburzenia na tle nerwowym powiązane z obżarstwem. Czy którąś z Was dotknęło coś podobnego? Czy Waszym zdaniem mam poważny powód do niepokoju?
Zobacz także: Czy ekożywność jest warta swojej ceny?