LIST: „Walczyłam w sieciówce o ubrania od projektanta. Jest mi wstyd za samą siebie!”

Joanna czuje się upokorzona. W pogoni za modnymi ubraniami mogła zostać stratowana.
LIST: „Walczyłam w sieciówce o ubrania od projektanta. Jest mi wstyd za samą siebie!”
08.11.2015

Chciałabym opisać, co mi się wydarzyło, żeby ostrzec. Jeśli ktoś Wam kiedyś wmówi, że coś trzeba mieć, stać za tym w kolejce przez wiele godzin, a potem walczyć siłą – opamiętajcie się. Ja się niestety nabrałam i dzisiaj czuję do siebie obrzydzenie. Zachowałam się dokładnie tak samo, jak kobiety walczące w Lidlu o trochę tańsze torebki. Albo nawet gorzej, bo teraz nie chodziło o promocję.

Miałam w planie wydać kilkaset, a nawet ponad tysiąc złotych na 1-2 szmatki, które pewnie założyłabym raz w życiu. Ale w emocjach w ogóle się o tym nie myśli. Bo wszyscy najfajniejsi staną w tej kolejce, każdy chciałby mieć coś od Balmain, a nawet jak nie uda się nic kupić, to przynajmniej weźmiesz udział w „wydarzeniu”.

To ostatnie akurat mi się udało, ale źle to wspominam. Wstydzę się sama za siebie i dziękuję losowi, że nikt mi nie wybił zębów!

 

kolejka do sklepu

Sama bym tego nie wymyśliła. Koleżanka namówiła mnie na pobudkę o 4 rano, żeby czatować przed sieciówką do 9. Obie interesujemy się modą, ona próbuje być szafiarką, ja mam tylko Instagrama. Naczytałyśmy się, że to jakaś genialna kolekcja, a na dodatek za grosze, więc grzechem byłoby nie spróbować. Z tej okazji zrobiłyśmy sobie nawet wolne na uczelni, bo nie wiadomo było, ile nam tam zejdzie, a zresztą byłyśmy niewyspane, jak nigdy.

Ja polowałam na sukienkę za 599 zł, bluzkę za 299, a jakby się udało, to może też top za 499. Nawet z perspektywy czasu przyznam, że ładne rzeczy i dalej chciałabym je mieć. Tylko czy warto się tak poświęcać i wydawać na ubrania tyle pieniędzy, ile niektórzy zarabiają miesięcznie? Dopiero teraz się nad tym zastanawiam. Tyle dobrego, że nic nie udało mi się dorwać, ale co przeżyłam, to moje.

Byłyśmy na miejscu o 4:30, a tam już ogromna kolejka. Aż się kłębiło. To naprawdę przypominało sceny z PRL-u, o których rodzice mi opowiadali.

kolejka do sklepu

Z tą różnicą, że wtedy ludzie koczowali przed sklepami, żeby kupić cokolwiek do jedzenia, a teraz ogłupiony tłum walczy o ciuszki. Wiem jak to brzmi. Sama siebie przepraszam, że dałam się w coś takiego wmanewrować. To upokarzające doświadczenie, bo najpierw się śmiejesz z ataku staruszek na dyskont, w którym rzucili tanie karpie albo gumowe klapki, a potem robisz dokładnie to samo...

Niczym się to nie różni. Ani jedni, ani drudzy nie mają poczucia obciachu i twierdzą, że to świetna okazja. Ci sprzed sieciówki uważają się za lepszych, bo nie stoją za byle czym, ale kolekcją od projektanta. Plebs niech się zabija o jakieś śmieci, ale my jesteśmy inni, bo to nie karp, ale Balmain. Szkoda, że dopiero teraz to rozumiem.

Wracając do tej kolejki – to, co tam się działo, przekracza wszelkie wyobrażenia!

kolejka do sklepu

Wszyscy odstrzeleni, jakby szli na mszę, zblazowane miny, ironiczne komentarze, w dłoniach iPhone`y, nerwowe zerknięcia, czy może już otwierają. No i to ustalanie strategii – ja zasłaniam, ty wbijasz się do środka. Ty biegniesz w lewo, żeby zmylić innych, a ja w prawo, bo tam na pewno są te sukienki. To naprawdę przypominało wojnę. I chociaż zdawałam sobie sprawę, że raczej dostanę się do sklepu po fakcie, to i tak jak głupia stałam dalej.

Przez chwilę miałam poczucie wspólnoty. Że stoimy tam razem, kwiat polskiej młodzieży, ambitni, przebojowi. Byle kto nie interesuje się aż tak modą, żeby tak się poświęcać. To szybko minęło, kiedy otworzyły się drzwi. Wszyscy zachowywaliśmy się jak bydło i naprawdę było blisko tragedii. Ktoś mnie zablokował, z boku wciąż jakieś ruchy, prawie się przewróciłam.

Mogłam zostać stratowana i umrzeć przed drzwiami sieciówki. Albo przynajmniej się połamać.

kolejka do sklepu

Mogłabym się poczuć jak weteranka wojenna. Walczyłam w słusznej sprawie, ale przeciwnik okazał się silniejszy. No i tak było, bo do sklepu wlał się tłum, który nagle stanął. Nie dało się już wejść dalej. W oddali widziałam, jak opętani ludzie biegali we wszystkie strony i zabierali z wieszaków dosłownie wszystko. Byle od Balmain, bez względu na rozmiar. Ja dotarłam po kolejnych 40 minutach i zostały już tylko jakieś drakońsko drogie dodatki.

Kusiło mnie, bo miałam pieniądze, ale ostatecznie nie wzięłam. Najciekawsze było jednak to, co spotkało mnie po wszystkim. Przed sklepem ustawili się handlarze, którzy przed chwilą kupili różne ciuchy, a teraz sprzedają je dwukrotnie drożej. Dostrzegłam dziewczynę z sukienką, którą chciałam, zamiast 600 – ona chciała 1300 zł.

Akurat tyle miałam, ale na szczęście nie uległam.

kolejka do sklepu

Wróciłam z niczym, przemarznięta, poobijana i upokorzona. Przecież mogłam się domyślić, jak to będzie wyglądało. Ale nie – byłam tak zaślepiona, że w ogóle o niczym nie myślałam. Chciałam tylko dorwać kieckę. Teraz widzę, co się dzieje na blogach modowych i portalach aukcyjnych. Desperaci, którym udało się coś kupić, teraz robią na ten interes.

Ale wiecie co? Już im nie zazdroszczę. Przynajmniej zrozumiałam, jacy my jesteśmy puści i beznadziejni. Obiecuję, że już nigdy nie dam sobie wmówić żadnej super okazji i że coś muszę mieć. Całe szczęście, że przeżyłam spotkanie z tym tłumem, nie mam złamanej nogi, ani wybitych zębów. Jak mówiłam, naprawdę niewiele brakowało.

Jestem sama sobą rozczarowana, że dałam się tak nabrać.

Joanna

Polecane wideo

Komentarze (50)
Ocena: 4.72 / 5
Anonim (Ocena: 5) 10.11.2015 09:32
To ze kogos nie stac na Balmain to nie znaczy ze firma jest gowniana. Balmain jest bardzo ekskluzywna i droga firma . A dla Hm kolekcja jest tanszym odpowiednikiem . Ale bez przesady nie ma co sie zabijac.
zobacz odpowiedzi (1)
Anonim (Ocena: 5) 09.11.2015 14:36
Horodyńska?
odpowiedz
MMX (Ocena: 5) 09.11.2015 13:24
Powiem tylko tyle. Prawdziwa kobieta z klasa noszaca ubrania od projektanta tam nie stala. Bydlo, ktore tam stalo to biedaki zakompleksione, ktore wyczaily,ze pierwszy raz w zyciu moga miec cos drogiego za pol ceny. Dla mnie to jest to samo co promocja w Lidlu tanie bydlo robi z siebie ofiary . Nie zmienia to faktu,ze najwieksza wiocha sa pseudohandlarze, ktorzy wbijaja sie na promocje i pozniej probuja na tym zarobic takie szczury nieudaczniki, ktore nie maja pracy i zamiast ja znalezc wola promocje obkupowac niz wziac sie do pracy
zobacz odpowiedzi (2)
Lomka88 (Ocena: 5) 09.11.2015 08:54
Jak to ktoś gdzieś trafnie napisał: "Ludzie robią z siebie szmaty o... kawałek szmaty" i tyle. Nieważne czy jest to promocja w Lidlu czy kolekcja Balmain dla H&M - KULTURA to coś, czego ludzie nie znają jak ktoś rzuci im hasło, że jest coś fajnego. Taki owczy pęd za czymś, co rzekomo sprawi, że staną się lepsi. W imię czego...? Bo kupią jakieś bezwartościowe ciuszki? Bo tak... Żadne ubrania nie zwrócą godności, którą stracili ludzie lecąc jak wariaci za kawałkiem badziewnej sukienki czy torebki.
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 08.11.2015 22:08
hehe piekna smierc
zobacz odpowiedzi (1)

Polecane dla Ciebie