Witajcie,
mam na imię Beata i w czerwcu skończyłam 28 lat. Jestem pełnoletnia od 10 lat, więc powinnam już od dawna prowadzić bardzo dorosłe życie, ale nie wszystko poszło zgodnie z planem. I wiecie co? Wcześniej było mi wstyd, czułam się źle sama ze sobą i podejrzewałam, ze jest ze mną coś nie tak, ale dzisiaj jestem szczęśliwa, że nie do wszystkiego mi się spieszyło.
Postanowiłam napisać kilka słów na ten temat, bo może kogoś to pocieszy? Pomoże? Da nadzieję? Zazwyczaj o seksie mówi się zupełnie bez emocji. Przytacza się konkretne dane, w jakim wieku tracimy dziewictwo, jak wiele z nas poczuło wtedy rozczarowanie, ilu miewamy partnerów w młodym wieku i tak dalej. Z tego wszystkiego zawsze wynika, że jak długo zwlekałaś, to jesteś nienormalna.
Ja też tak o sobie myślałam, bo lata mijały i ciągle czułam się jak dziecko. Ale wiecie co? Nie ma czego żałować. Każdy ma swój moment i na mnie przyszła pora dopiero teraz.
Zawsze byłam trochę nieśmiała i wycofana. Nie chodzi o to, że bałam się ludzi, stałam jak sparaliżowana i nie było ze mną żadnego kontaktu. Normalnie się kolegowałam i przyjaźniłam, ale daleko mi było do otwartości niektórych znajomych. Byłam odrobinę z tyłu i czekałam na akceptację innych. Nienawidziłam się narzucać, bo było w tym dla mnie coś żenującego.
Przez lata zebrało się kilka osób, z którymi byłam blisko, ale i tak czułam się inna. Nie jestem typem człowieka, który co weekend wychodzi na imprezę i robi wszystko, na co ma ochotę. Z takim charakterem i osobowością może być trudno, bo dzisiaj liczy się przebojowość. Bałam się działać. Na wszystko czekałam.
Tak było z pierwszym papierosem (nie polecam!), alkoholem (byle z umiarem), wyprowadzką z domu (chyba trafiłam na najlepszy moment) i też z seksem.
Wiedziałam dobrze, co się wokół mnie dzieje. Jestem prawie pewna, że przez lata byłam jedyną dziewicą w towarzystwie. Przecież wszyscy to robią jeszcze w liceum. Nikt „normalny” nie zwleka z tym do dwudziestki, nie mówiąc o momencie, kiedy ma się już prawie 30 lat. A dlaczego ja czekałam? Z jednej strony wynikało to ze strachu, z drugiej – po prostu nie było okazji. I całe szczęście!
To dziwne, ale w towarzystwie chłopaków zawsze czułam się swobodnie. Nie przerażała mnie np. sytuacja, że jestem z kimś sam na sam. W wieku 16-17 lat pierwszy raz się zakochałam. On nawet próbował do czegoś doprowadzić, ale nie byłam na to gotowa. Bałam się, że będzie kiepsko i go znienawidzę albo gorzej – wpadniemy i tyle będziemy mieli z beztroskiej młodości.
Związek się rozpadł między innymi z tego powodu. Powiedział, że jestem sztywna i nieżyciowa.
Wiecie co to oznacza dla młodej dziewczyny? Poczułam się jak jakiś dziwak, który w ogóle nie jest przystosowany do normalnego funkcjonowania. Przecież jak jest para, to zawsze powinien się pojawić seks. W tym wieku to normalne, a ja jak głupia od tego uciekam. Potem był krótki związek, kiedy miałam 18 lat, coś na początku studiów i tak mi jakoś zeszło do teraz. Żadnej trwałej relacji i przekonania, że to właśnie z nim chcę to zrobić.
Czułam ogromną presję, przede wszystkim dlatego, że sama to sobie wmawiałam. Patrzyłam na koleżanki i zastanawiałam się, kiedy im się udało pozbyć tego piętna. Na pewno już wiele lat temu. Ja kończyłam kolejno 20, 25 i więcej lat, a dalej byłam niedoświadczona. Czasami chciałam to zrobić z byle kim, żeby się dłużej nie ośmieszać, ale to by była desperacja. Dopiero kilka miesięcy temu spotkałam kogoś, kto dał mi mnóstwo ciepła, ale też komfort. Przyznałam mu się do wszystkiego.
On pozwolił mi wybrać moment i nie naciskał. Czy wcześniej mogłabym trafić na kogoś takiego? Chyba nie.
Nie powiem, żeby on był jakimś Casanovą, który sypiał z kim popadnie, ale przyznał uczciwie, że stracił cnotę w wieku 18 lat. Kilka partnerek na koncie, a przy tym ogromna dojrzałość i rozsądek. Nie wyśmiał mnie, kiedy się „przyznałam” do swojej „słabości”. Powiedział, że to piękne, a nawet rozczulające. Pierwszy raz w życiu nie czułam przymusu udowadniania chłopakowi czegokolwiek. Po prostu przyszedł taki moment i stało się.
To wydarzyło się w lipcu tego roku, kiedy miałam już ukończonych 28 lat. Strasznie późno, prawda? Na pewno jest ze mną coś nie tak. To niemożliwe, żeby zwlekać z tym tak długo i być zdrowym psychicznie. Tak bym pewnie myślała, gdybym nie doszła do wniosku, że właśnie na niego było warto czekać. Już nie czuję się gorsza. To inni powinni mi zazdrościć, że tak pokierowałam swoim życiem.
Mam nadzieję, że to będzie mój pierwszy i ostatni. Która z Was ma taki komfort? Dlatego współczuję, jeśli zrobiłyście to w złym momencie i ze złym człowiekiem.
Piszę o tym dlatego, że o dziewicach w takim wieku w ogóle się nie słyszy. Nic w tym dziwnego, bo wszystkie zaprzeczają. Nie chcą czuć się gorsze i inne. Lepiej wymyślić bajkę, że uprawiam seks od gimnazjum, niż przyznać, że mam poukładane w głowie i czekam na najlepszy możliwy moment. Sama tak robiłam. Teraz mam porównanie i wiem, że utrata cnoty to nie jest żaden graniczny moment. To nie jest tak, że przed byłaś głupią dziewczyną, a po z automatu stajesz się kobietą.
To jest kwestia psychiki i dojrzałości, a nie tego, czy już spałaś z facetem! Ja mam to szczęście, że połączyłam miłość z seksem i to jest dla mnie spełnienie marzeń. Cieszę się, że tyle to trwało i zachęcam do tego samego. Nie ma sensu się spieszyć i działać pod presją.
Nie czuję się przegrana, ale wyjątkowa.
Beata