Witajcie...
Nigdy nie byłam bogata, więc powinnam się do tego wszystkiego przyzwyczaić. Ale do biedy jakoś nie potrafię. To mnie każdego dnia upokarza. Możecie mówić, że pieniądze to nie wszystko, ale ja ciągle czuję się gorsza od innych. Mam nadzieję, że kiedyś to się zmieni, ale przecież nie szybko to nastąpi. Tydzień temu skończyłam 19 lat, w maju matura, potem pewnie studia. Zanim zacznę zarabiać, to minie jeszcze sporo czasu. A żyć jakoś trzeba!
Nie mam żalu do moich rodziców, że radzą sobie tak, a nie inaczej. Kocham ich i wiem, że jak coś by się stało, to oni staną na głowie, żeby mi pomóc. No, ale wstyd mi czasami jest i to w najgłupszych sytuacjach. Wiem, że za bardzo się przejmuję, ale mam nadzieję, że to normalne w tym wieku.
Moje koleżanki nie mają takich problemów. Wiem z ich opowieści, że jak coś chcą, to dostają, a my dziadujemy nawet na zakupach spożywczych. Nie mogę sobie kupić markowego jogurtu, bo na półce jest o połowę tańszy. Co z tego, że smakuje beznadziejnie i aż odechciewa mi się tego jeść...
Moi rodzice muszą sobie jakoś radzić, więc oszczędzamy dosłownie na wszystkim. Moim zdaniem to są pozorne oszczędności. Kupujemy kiepskiej jakości rzeczy, więc jemy byle co albo wszystko zaraz się rozwala. Za co bym w domu nie chwyciła, to wszystko jest dziadowskie. Denerwuje mnie to, ale nie mogę powiedzieć ani słowa. Bo przecież trzeba szanować rodziców i ich pieniądze.
Wstydzę się tego, co mamy w domu, a na samych zakupach też się krępuję. Możecie mnie wyśmiać, ale zazdroszczę wszystkim, którzy wchodzą do sklepu i załadowują koszyki czym tylko chcą. My modlimy się przed tymi półkami i zawsze szukamy okazji. Wiadomo z czym to się wiąże – wszystko mamy gorsze.
Rodzice nie przejmują się czymś takim jak jakość. Ważna jest tylko i wyłącznie cena. Nawet jeśli jest podejrzanie niska. To krępujące i często zwyczajnie głupie. Najlepszy przykład to moje buty. Przez rok miałam chyba 4 pary i wydałam na nie więcej, niż gdybym kupiła jedne porządne. Oni tego nie widzą?
Pierwszą parę kupiłam na targowisku i zaraz się rozleciały. Sprzedawca zniknął i nawet nie można było reklamować. No to kolejne z centrum handlowego, też zaraz się dziura pojawiła. W następnych po miesiącu przetarła się pięta. Ja się nawet nie dziwię, bo kupowanie butów za 30-40 zł musi się tak skończyć. Nie wspominam nawet o tym, że zwyczajnie jest mi wstyd przed znajomymi. Wyglądam najgorzej z nich.
Moje koleżanki paradują w butach, które kosztują tyle, co wszystkie moje ubrania razem wzięte. Nie wiem skąd biorą na to pieniądze, ale dla nich to nie problem, żeby kupić takie za 500 zł. Mogę tyko pomarzyć... Tyle to my chyba wydajemy miesięcznie na jedzenie. Chodzę w byle czym i jemy też byle co, bo z jakiegoś powodu to żarcie jest takie tanie.
Wędlina za kilka złotych za kilogram, najtańszy chleb nafaszerowany nie wiem czym, napoje za kilkadziesiąt groszy. Aż mi się odechciewa jedzenia, bo nie znam smaku niczego porządnego.
W szkole wyciągamy kanapki. Koleżanki mają ładne bułeczki z porządnym serem, małe pomidorki, jakieś sałaty, sałatki. Ja mam dzień w dzień kanapkę ze zwykłego chleba, a w środku jakaś mortadela czy coś takiego. Z czego to jest zrobione? Chyba z tektury, bo kilogram za kilka złotych to naprawdę podejrzana sprawa. Wszystko wpakowane do starego worka po czymś, bo przecież specjalnych śniadaniowych nie kupią.
Trampki, w których chodzę, mam chyba od początku drugiej klasy. Wytarte, dziurawe spod spodu i obrzydliwe. Ciuchy takie same, bo albo z sali w markecie (nie z butików, tylko ze stoiska pomiędzy jedzeniem), albo mama wynajdzie coś „wspaniałego” w ciucholandzie. Noszę to, żeby jej nie było przykro, a potem zżera mnie wstyd.
Może jestem materialistką, ale ja po prostu chciałabym normalnie żyć. Bez tego liczenia każdego grosza. Teraz muszę się zastanawiać czy na pewno wybrałam najtańszą rzecz, bo przecież taka o 20 gr droższa to już marnotrawstwo...
Na zakupach przeżywam koszmar, zwłaszcza jak kogoś spotkam znajomego. Może jestem przewrażliwiona, ale wydaje mi się, że wszyscy patrzą w nasz koszyk. A tam same rzeczy bez marki, najtańsze odpowiedniki, zdarzają się warzywa i owoce z resztek (te gorzej wyglądające czasami przeceniają). Niby nic, a mnie to normalnie boli. Dziadujemy tak od zawsze i to się raczej nie zmieni.
Ja wiem, że nie wszystkie te tanie rzeczy są zawsze najgorsze, ale najczęściej tak jest. Nie wmawiajcie mi, że jest inaczej. Jak jem ten przykładowy markowy jogurt, to czuję, że tam są owoce. W najtańszym jakaś miazga, a w składzie owoców jest 1 procent. Nie dość, że biedna, to jeszcze się faszeruję takim świństwem. Pewnie mało kto mnie zrozumie, ale spoko. Dobrze, że nie macie takich problemów.
Nie chcę nawet myśleć co będzie na studiach... A może nie powinnam się nigdzie wybierać, tylko od razu do pracy?
Dużo się mówi o biednych studentach, ale jakoś w to nie wierzę. Widzę na ulicach jak oni są ubrani. Wyglądają jak gwiazdy filmowe, a nie wygłodzeni studenci. Firmowe buty i okulary, modne kurtki, w ręce iPhone. Takiego poziomu to ja nigdy nie osiągnę. Efekty widać już od dawna, bo mam niewielu znajomych. Wszyscy w takiej sytuacji, jak ja. Nikt bogatszy nie chce się ze mną zadawać.
Bo niby po co? Z litości? Przecież my nie mamy wspólnych tematów. Oni spędzają czas w klubach, chodzą do kina, niektórzy nawet mają własne samochody. Ja mogę pomarzyć o kinie raz na rok, a o prawie jazdy to już w ogóle. To i tak bez sensu, bo nie miałabym czym i za co jeździć.
Życie biedaczki jest naprawdę trudne, kiedy wszyscy wokół epatują bogactwem...
Aneta