Nauka w szkole czy w domu?

Rodzice często stają przed dylematem - posłać dziecko do szkoły, gdzie z pewnością, prędzej czy później, zetknie się z alkoholem oraz narkotykami i być może nie rozwinie w pełni skrzydeł, czy też zapewnić mu naukę w domu, bardziej komfortową, ale czy na pewno efektywniejszą? Poznajcie historie Pauliny (12 l.), Julki (8 l.) i Iwony (21 l.).
Nauka w szkole czy w domu?
04.01.2009

Paulina, Julka, Iwona - każda z nich poznała cienie i blaski nauki w domu, z dala od rówieśników. Dziewczynka, nastolatka, kobieta - czy są szczęśliwe?

Paulina w wieku siedmiu lat, tak jak każde dziecko, rozpoczęła naukę w podstawówce. Miała za sobą rok przedszkola, którego ani ona, ani jej rodzice nie wspominają najlepiej.

„Codziennie płakała, w ciągu pierwszych miesięcy tak schudła, że aż żal było mi ją tam codziennie odprowadzać. Nie miałam jednak wyjścia. Ja i mąż pracowaliśmy, a dziadkowie mieszkają w innymi mieście. Na nianię nie było nas stać” - wspomina pani Marlena, mama Pauliny.

Rok później obowiązkowa zerówka. Tym razem było lepiej - zmiana otoczenia, większe pole do popisu, jeśli chodzi o zadania. Paulina radziła sobie doskonale, była nieustannie chwalona przez opiekunki - nauczycielki. Z radością więc poszła do pierwszej klasy. Na pytanie, co cieszyło ją najbardziej w perspektywie nauki w szkole, bez namysłu odpowiada, że nowy, różowy tornister - stuprocentowa kobieta :).

„Wszystko było OK przez pierwsze trzy lata nauki w szkole. Przedmioty proste, niewymagające od zdolnego dziecka szczególnego nakładu pracy. W czwartej klasie, gdy doszły dodatkowe zagadnienia, Paulinka przestała sobie radzić. Co prawda, bez problemu zaliczała sprawdziany, ale wydawało mi się, że nie robi tak dużych postępów jak dawniej. Gdy na koniec czwartej klasy na świadectwie znalazły się trójki, w piątej postanowiłam uczyć się razem z nią po szkole” - opowiada pani Marlena.

Niestety, we wrześniu okazało się, że nauka po lekcjach nie jest już efektywna, bo Paulina, po kilku godzinach spędzonych nad książkami, nie jest już w stanie się skupić i ślęczenie nad podręcznikami to dla niej prawdziwa męka. Pani Marlena zaczęła wówczas szukać w Internecie informacji na temat indywidualnego nauczania:

„Wiedziałam, że coś takiego istnieje, ale nie byłam pewna, czy w przypadku zdrowego dziecka byłoby możliwe”.

Ale było możliwe. Na wniosek rodziców lub opiekunów dziecka, dyrektor szkoły może udzielić zgody na nauczanie indywidualne. Oczywiście, wszystko pod odgórnym nadzorem - co semestr postępy dziecka są weryfikowane w szkole podczas specjalnych egzaminów.

„Paulina radzi sobie doskonale! Ja chodzę do pracy na 10 i jestem tam do 16, więc zaczynamy o 7 rano, potem ona pracuje samodzielnie, a po południu wyjaśniam jej to, czego sama nie zrozumiała. Obie jesteśmy zdania, że taki sposób pracy jest dużo ciekawszy i można łączyć pożyteczne z przyjemnym! Po pierwszym semestrze nauki w domu jej oceny z egzaminów podskoczyły o co najmniej jeden stopień!” - chwali indywidualne nauczanie pani Marlena.

Dziennie Paulina poświęca na naukę około 4 godzin. W szkole musiałaby siedzieć sześć. Stopnie poszły w górę, a to było w przypadku Pauliny najważniejsze. Jej rodzice jeszcze nie wiedzą, jak długo będą sami zajmowali się edukacją córki. „Dopóki ona sama będzie chciała, a nam starczy umiejętności” - kwituje pani Marlena.

Julka ma dopiero osiem lat. Niestety, nie było jej dane zaznać smaku szkoły, ponieważ w wieku sześciu lat lekarze zdiagnozowali u niej ciężką chorobę stawów i zasugerowali naukę w domu, tak aby zminimalizować konieczność poruszania się i wysiłku.

„Bardzo się martwiliśmy” - opowiada mama Julki. „W naszej okolicy nie mieszka wiele dzieci w jej wieku, więc obawialiśmy się, że może mieć problem w późniejszym czasie z nawiązywaniem relacji towarzyskich”.

Na szczęście, jej rodzice mają wielu znajomych z dziećmi w podobnym wieku, którzy zgodzili się częściej ich odwiedzać, aby Julka ciągle miała kontakt z koleżankami.

„Udało nam się wszystko perfekcyjnie zorganizować. Zatrudniliśmy nianię, codziennie odwiedzają nas nauczyciele z prywatnej szkoły, którzy dają nam komfort, bo jesteśmy pewni, że zapewniają jej naukę na najwyższym poziomie. Julia ma dopiero osiem lat, a już robią elementy programu z czwartej klasy!”

Mimo że stan zdrowia dziewczynki się poprawia, rodzice nie myślą o puszczeniu córki do szkoły. „Tak jest dobrze, mamy komfort psychiczny. Nie każde dziecko byłoby stosownym towarzystwem dla naszego, więc po co zmieniać coś, co jest świetnym układem?”

Nasza ostatnia bohaterka jest 13 lat starsza od Julii i może sama coś powiedzieć na temat indywidualnego nauczania. Jej sytuacja była analogiczna, jednak z perspektywy czasu nie wygląda już tak kolorowo:

„Mam 21 lat i ani jednej koleżanki” – żali się Iwona. „ Do matury uczyłam się w domu, bo moi rodzice ciągle bali się o stan mojego zdrowia, mimo że spokojnie mogłam chodzić do pobliskiej szkoły. Jakoś nie przeszkadzało im, że podczas wakacyjnych wyjazdów ciągle gdzieś spacerujemy i coś robimy. Wtedy nie było im mnie żal. Tylko szkoła była zakazanym miejscem. Uczyłam się nieźle, nauczyciele, którzy przychodzili, byli mili, wyrozumiali, cierpliwi. Ale kiedy miałam około 13, 14 lat, koleżanki nie były już takie chętne, żeby mnie odwiedzać. One miały swoje sprawy - szkolne dyskoteki, chłopaków z klasy, kino. Ja musiałam siedzieć w domu, jak jakaś niedołęga!”

Rodzice Iwony starali się jak mogli. Nawiązali kontakt z innymi rodzicami dzieci, które uczyły się w domu. W ich mniemaniu wszystko było idealnie - córka miała świetne oceny, testy zaliczała znakomicie. Nie dostrzegali jednak, jak ciężko jej wieść samotne życie bez przyjaciół…

„Boję się, że już zawsze tak będzie. Nie wiem, o czym miałabym rozmawiać z dziewczynami w moim wieku. W domu miałam towarzystwo starsze od siebie, mama nie chciała kupować mi gazet dla nastolatek. Nie interesowała mnie nigdy moda i te sprawy. Nigdy też nie miałam chłopaka” - opowiada nam Iwona. „Może kiedyś z kimś się zaprzyjaźnię, ale to dopiero, jak znormalnieję, bo ja naprawdę dostrzegam, że jestem inna” - kończy.

Rodzice często stają przed dylematem - posłać dziecko do szkoły, gdzie z pewnością, prędzej czy później zetknie się z alkoholem oraz narkotykami i być może nie rozwinie w pełni skrzydeł, czy też zapewnić mu naukę w domu, bardziej komfortową, ale czy na pewno efektywniejszą? Niektórzy z nich nie mają wyboru - ich dziecko jest chore i szkoła stanowi dla jego zdrowia pewne zagrożenie. Ale inni muszą się zastanowić i wyważyć to, co konieczne, oddzielając poczucie obowiązku wykształcenia dziecka od ryzyka, że straci ono to, co bardzo cenne - więzi społeczne.

Historie naszych bohaterek pokazują, że istnieje zagrożenie. Iwona dziś nie potrafi nawiązać żadnych relacji koleżeńskich. Czy z Julką i Pauliną będzie tak samo? Czas pokaże.

Dzielcie się z nami swoimi przemyśleniami i opiniami. Czekamy na wasze listy pod adresem: [email protected] oraz na komentarze pod artykułem.

Polecane wideo

Komentarze (167)
Ocena: 5 / 5
Anonim (Ocena: 5) 09.01.2012 14:31
ja chce sie uczyć w domu koleżanek to i tak nie mam za wiele a dla mnie nauka w domu byłaby dobra bo ciągle sie stresuje i choruje i boje sie bo nauczycielki tak wydziwiaja...
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 09.10.2011 21:39
A przy okazji da się mieć nauczanie domowe w wieku 16 lat w szkole technikum? Chciałbym mieć takie nauczenie może mi ktoś pomóc? Napiszcie w komentarzu :) Będę tu codziennie zaglądał :)
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 03.09.2011 17:17
Zazdroszczę im. Chodzę do gimnazjum i przez 7 godzin dziennie boję się o swoje zdrowie psychiczne i fizyczne
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 03.09.2011 17:10
Ja chodziłam wiele lat do szkoły i też nie mam żadnych przyjaciół, bo te dzikie sadystyczne kreatury myślą tylko o tym jak wykończyć psychicznie drugą osobę (częsta przypadłość, zwłaszcza u gimnazjalistów)
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 31.01.2011 16:06
It depends...
odpowiedz

Polecane dla Ciebie