Drogie Czytelniczki!
Jest okazja, to postanowiłam się wypowiedzieć. Może dzięki temu niektóre z Was przestaną się dziwić i wreszcie zrozumiecie, że nie warto się sugerować tym, czy facet ma śliczną buźkę, perfekcyjne zęby, umięśnione ciało czy spektakularne włosy. Albo warto, ale na odwrót. Już kilka razy usłyszałam bezczelne pytanie „co ty w nim widzisz?”. Chodziło o mojego faceta, który najwyraźniej nie zachwycił moich znajomych. Szczerze mówiąc – kiedy na niego patrzę, to też się jakoś strasznie nie zachwycam. Ale to zdecydowanie lepsze wyjście, niż męka u boku zapatrzonego w siebie przystojniaka. Jest fajny, nie musi być piękny.
A nawet nie powinien, bo żyję wystarczająco długo na tym świecie, żeby wiedzieć, jak próżni są tacy faceci. Nie zawsze byłam taka mądra i dwukrotnie wybierałam wzrokiem, a nie sercem. Wydawało mi się, że jak ładny, to powinien być porządny. Za każdym razem okazywało się coś zupełnie odwrotnego. Potwierdził się stereotyp, który dotyczy kobiet, ale do panów jakoś nikt go nie stosuje. Jak ładna, to pewnie troszkę głupsza, kochliwa, zakochana w sobie, marudna. Dokładnie tak samo jest z mężczyznami i jestem tego pewna!
Drugi był moim rówieśnikiem. Taki typowy chłopak, który w liceum grał w szkolnej drużynie, teraz też lubi sobie pobiegać za piłką, albo wylewać siódme poty na siłowni. Sport, zmęczenie, to przecież takie męskie. Ale czy on był męski? Bał się dosłownie wszystkiego. Nie chciał się spotkać z moimi rodzicami, nie wychylał się w pracy, więc robił dużo i niewiele z tego miał, na imprezach nie odzywał się do moich znajomych, bo miał mnie. Wolałabym kogoś bardziej zdecydowanego. Jego uroda znowu okazała się przeszkodą. Uważał, że jeśli jest taki ładny, to nie musi się przemęczać. Nigdy niczym mi nie zaimponował i wcale się o mnie nie starał. A ja niewiele więcej od niego wymagałam.
Jego hobby było stanie przed lustrem i zakupy. Na „zrobienie siebie” potrzebował przynajmniej godziny. Kremy, balsamy, oliwki, żel do włosów, samoopalacz na klatę, dopasowanie kreacji. Jakoś to znosiłam, bo przynajmniej błyszczał. Tak mocno, że przyćmiewał mnie swoim wyglądem. Nigdy nie odbyłam z nim żadnej poważnej rozmowy. Powierzchowny chłopiec niewiele potrzebował od życia. Tydzień po rozstaniu był z jakąś kolejną laską. Pewnie poznali się na dyskotece.
Mój aktualny facet to zaprzeczenie poprzedników. Zupełnie nie wyróżnia się z tłumu. Wygląda tak, jak 50 innych mężczyzn w okolicy. Wysoki, ale raczej niespecjalnie przystojny. Schludny, chociaż na pewno nie modny. Rano się ogoli, założy jeansy, koszulkę i jest gotowy. Wreszcie nie ma tego sterczenia przed lustrem, głupich min, przejmowania się bzdurami. Ale wiecie co go wyróżnia? Nie jest tak chorobliwie pewny siebie i naprawdę się o mnie stara. Wreszcie czuję, że jestem jego kobietą, a on moim facetem. Nie tylko dodatkiem do pięknisia, jak wcześniej.
On sobie nie wyrwie pierwszej lepszej w klubie. Po pierwsze – chce być ze mną, po drugie – nie ma warunków. To mężczyzna, który nie rzuca na kolana. Trzeba go poznać, porozmawiać, oswoić się. Zyskuje w moich oczach każdego dnia. Przeciwnie, niż było z tamtymi. Oni zachwycają przy pierwszym spotkaniu, a potem jest coraz gorzej. I wiecie co? Lubię być dziewczyną przeciętniaka, bo jestem go pewna.
Wszystkie moje doświadczenia potwierdzają, że jeśli facet jest zbyt ładny, to nie warto tracić na niego czasu. Podobnie, jak z tymi głupiutkimi ślicznotkami. Urocze, ale nudne i niestabilne. Do prawdziwego życia potrzebny jest prawdziwy człowiek, a nie ideał. Jeden mnie zdradził, drugi zanudził na śmierć. Z koleżankami podobnie – gustujące w ciachach wciąż szukają, bo każdy związek się rozlatywał, a te, które pokochały coś więcej, niż mięśnie, włosy i uśmiech – są już po ślubie.
Zauważyłyście, jak zachowują się ci młodzi bogowie, którzy są świadomi swojej urody? Idzie takie ciacho z zadartym nosem, rzuca bezczelnie spojrzeniem i poluje. Jak mu się któraś spodoba, to od razu wie, że jest jego. I wiecie co? Zazwyczaj się nie myli. Wystarczy ładna buźka, męskie rysy i niski głos – każdej lasce miękną kolana, mózg przestaje pracować i nagle wielka miłość. Nie wiedzą o nim kompletnie nic, ale że przystojny, to grzechem byłoby nie skorzystać. Mamy w sobie tyle kompleksów, że w tym momencie czujemy się strasznie wyróżnione. Ósmy cud świata na mnie spojrzał, niech mnie weźmie tu i teraz...
Zachowywałam się w identyczny sposób. Myślałam sobie – jakoś szczególnie piękna nie jestem, raczej przeciętna, przystojniak u boku to spełnienie moich marzeń, taki facet mógłby podbudować moje ego, zawsze lepiej otaczać się ładnymi przedmiotami i ludźmi... No i gdy taki tylko się mną interesował, to zapominałam o wszystkich moich zasadach i spostrzeżeniach. Nie potrafił się sensownie wypowiedzieć? Nie szkodzi, ważne, że atrakcyjny. Ogląda się za innymi? Najważniejsze, że spojrzał też na mnie. No i tak przemęczyłam się w dwóch związkach z bezczelnymi narcyzami.
Pierwszy z nich był starszy o kilka lat. Wysoki brunet, opalony, z zarostem, fajne ciało i zabójcze spojrzenie. Wyglądał jak model i naprawdę się dziwię, że wcale nie pracował w tym fachu. Wolał papierkową robotę w poważnej firmie, zamiast odcinać kupony od swojej urody. Ale robił to po godzinach, bo mógł mieć praktycznie każdą kobietę, która go zainteresowała. Doskonale to pamiętam – mętny wzrok i delikatnie rozchylone wargi. Przecież to typowa poza żigolaka, ale jakoś wtedy się tym nie przejęłam. Związaliśmy się, ale długo to nie trwało. Okazało się, że jest tylko piękny, ale cała reszta u niego kulała. Wystarczyłoby mi jego zdjęcie w portfelu i miałabym z tego tyle samo, co z obcowania z nim.
Ciągle jakiś taki nieobecny. Miałam wrażenie, że wziął mnie sobie tylko na chwilę. Flirtował przy mnie z innymi, wydzwaniał do swoich „koleżanek”. Na ulicy, w klubie, czy gdziekolwiek robił tą swoją minę i sprawdzał teren. Może jakaś ciekawsza mu się trafi. Okazało się, że to straszny nudziarz. Potrafił opowiadać tylko o swojej pracy, albo gapić się w telewizor. Ale to oczywiście tylko poza, bo później okazało się, że ma równocześnie kilka takich naiwnych panienek. Ze mną pomieszkiwał, a wszystkie jego „delegacje” i „praca po godzinach”, to były one. Zwykła świnia, ale ładna, więc kto mu zabroni.
Myślicie, że to niesprawiedliwy osąd? To zastanówcie się, co myślicie o ślicznych kobietach. Wiadomo, z czym kojarzą nam się takie lolitki. Mało rozumu, dużo seksu i nic z tego nie wynika. Dokładnie tak samo jest z facetami. Szukajcie normalnych mężczyzn. Tych cudownych, pięknych i gładkich zostawcie w spokoju. Niech zajmą się sobą, bo tylko to potrafią.
Martyna