Drogie Czytelniczki,
mam nadzieję, że nie uznacie mnie za przewrażliwioną. Sama myślałam, że może trochę dramatyzuję, ale dla mnie ogromny problem. Spotkało mnie rozczarowanie i teraz zupełnie nie wiem jak się przełamać. Wiele słyszałam na temat tego, że pierwszy raz zazwyczaj nie wychodzi najlepiej i grunt to się nie załamywać, ale mnie naprawdę mdli na myśl, że mogłabym to przeżyć znowu. Może jestem dziwna, ale teraz myślę, że seks jest po prostu przereklamowany. Ma dawać przyjemność, a mnie kojarzy się koszmarnie.
Zwlekałam z tym przez naprawdę długie lata. Moje koleżanki przechwalały się, że rozpoczęły współżycie w wieku 16 czy 17 lat, ich chłopcy są delikatni, w sypialni iskrzy i w ogóle sielanka. Wydawało mi się, że coś fajnego mnie omija. Mimo wszystko wytrzymałam. Dziewictwo zachowałam do 20. roku życia. Nie chodzi o to, że nie miałam innych okazji. Po prostu nie chciałam. I chyba słusznie.
Chciałabym być z tym chłopakiem, ale mam wątpliwości, czy on będzie czekał, aż mnie się coś odmieni. On też jest młody, chce się bawić, także w sypialni. Teraz pewnie sam stracił pewność siebie, bo wreszcie powiedziałam mu uczciwie, że to nie tak miało wyglądać. Może się zadręcza? Ja sama nie wiem z czego to wynikło. Przecież mam 20 lat, więc chyba nie mogę powiedzieć, że nie byłam jeszcze gotowa?!
Powiedzcie mi, czy tylko mnie się coś takiego przydarzyło? Czy ze mną jest coś nie tak? Może naprawdę nie jestem gotowa? W takim razie zastanawiam się, kiedy będę... To wszystko jest dla mnie po prostu nienormalne. Brzydzę się seksem, chociaż tłumaczę sobie, że jestem może nadwrażliwa i powinnam spróbować jeszcze raz. Mam się do tego zmusić? Na razie nie mam ochoty na bliskość. Pocałunki i dotyk są cudowne, ale cała reszta... Tragedia.
Patrycja
Straciłam dziewictwo w wieku 20 lat. To miało być z mojej strony rozsądne, a wyszło, jak wyszło. Teraz jestem kobietą w pełni sił, powinnam nie wychodzić z łóżka i eksperymentować. Na razie skończyło się na fatalnym pierwszym razie i przerażeniu na samą myśl o kolejnym. Po prostu nie chcę uprawiać seksu, jeśli mam to znowu przeżywać. Chyba jestem za młoda na seksuologa... A sama pewnie się nie przełamię i zmarnuję swoją młodość. Nie wiem co zrobiliśmy źle, że teraz mam z tym taki problem.
To znaczy, prawie wszystko. Wydawało mi się, że chłopak jest wspaniały i z nim warto być bliżej. Później przyszło co do czego i porażka na całej linii. Rozbierał mnie jakoś nieporadnie. Nie wiedziałam, co mam w tym momencie robić, więc tylko spokojnie siedziałam i patrzyłam. Wtedy skierował moją rękę na siebie. Ok, czyli mam zrobić to samo z nim. Zostaliśmy w samej bieliźnie, pocałunki, jego dłoń wędrowała w różne miejsca. To było jeszcze fajne. Potem przyszła pora na zasadniczą część...
Trudno o eksperymenty za pierwszym razem, więc wszystko odbyło się „po bożemu”. Kamasutra musi jeszcze poczekać. Zaczęło się od ogromnego bólu, kiedy zaczął robić swoje. Myślałam, że oszaleję. Łzy same cisnęły się do oczu. Chciałam krzyczeć i wyrzucić go z domu, bo to było nie do wytrzymania. Myślałam, że to tylko chwilowe. Potem oczywiście pojawiła się krew, chociaż miałam nadzieję, że mnie to ominie. Okropna sytuacja. Ciąg dalszy nie był lepszy.
Musiałam się umyć, zmienić pościel i kolejne podejście. Znowu bolało, a teraz jeszcze piekło. Ok, muszę to przetrwać, za chwilę ciało się przyzwyczai i przyjdzie przyjemność, o której wszyscy mówią. Nie zdążyła. Facetchwilę się poruszał i po wszystkim. Padł obok, jak po przebiegnięciu maratonu i po chwili zasnął. Pozwoliłam mu się kilka minut zdrzemnąć, w tym czasie poszłam się umyć, bo czułam się mało komfortowo. Potem go obudziłam i powiedziałam, żeby już sobie poszedł, bo moi rodzice niedługo pewnie wrócą.
On przytaknął i wyskoczył z pytaniem „Jak było?”. Nieporadnie się uśmiechnęłam i poszedł. Co miałam powiedzieć? Że to był najgorszy koszmar w moim życiu, a on nie dał mi ani trochę przyjemności? Jemu pewnie było dobrze. Szkoda tylko, że dla mnie to był ból. Nie zdążyłam się nawet przyzwyczaić i było po wszystkim. Jeśli tak to ma wyglądać, to ja dziękuję.
Tłumaczę sobie, że pierwszy raz rzadko kiedy jest przyjemny i z czasem powinno być coraz lepiej. Problem w tym, że po takich doświadczeniach zupełnie odechciało mi się bliskości. Mdli mnie na samą myśl o zbliżeniu, robię wszystko, by tego uniknąć. Dalej się spotykamy, on się nakręcił, że teraz już będziemy parą w pełnym znaczeniu, a ja go zbywam. To był mój pierwszy i chyba ostatni raz. Przynajmniej na dłuższy czas. On tego pewnie nie zrozumie, ja zostanę sama i sytuacja się rozwiąże. Nie tak miało być.
Czy to naprawdę musiało tak wyglądać? Czy nie przesadzam z tymi skrajnymi emocjami? Naprawdę tak to czuję i nie potrafię się przełamać. Wydawało mi się, że warto było czekać tak długo i przeżyć to ze świetnym chłopakiem, ale teraz zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby dać się zaliczyć już dawno temu, nawet byle komu. Do tego czasu może bym się otrząsnęła, nie miałabym takich wymagań i teraz tak bardzo bym się nie bała.
Od kilku miesięcy spotykam się z chłopakiem, którego poznałam na uczelni. Jest bardzo interesującym człowiekiem i dobrze się czuję w jego towarzystwie. Wydawało mi się też, że bardzo mnie pociąga i seks z nim byłby doskonałym startem. Szkoda, że tak bardzo się pomyliłam... Raczej nie chodzi o niego, choć ma spory udział w tym kiepskim wrażeniu. Chyba po prostu tak to działa i inaczej się nie da? Sama nie wiem. No więc, wreszcie pojawił się impuls i odpowiednia sytuacja. Byliśmy sami w moim domu i stało się.
Fakt, był bardzo delikatny, nie musieliśmy się niczym stresować i o nic martwić. Moje koleżanki traciły dziewictwo w brudnych toaletach dyskotek, więc trudno porównywać ten komfort. Wierzyłam, że warto było czekać na odpowiedni moment i odpowiedniego partnera. Wyobrażałam sobie bajkę, a nawet zastanawiałam się, jak często będziemy to teraz robić. Po wszystkim doszłam do wniosku, że chyba nigdy. Co było źle? Dosłownie wszystko...