Witam wszystkie Papilotki,
swój list powinnam zacząć stwierdzeniem: „Nazywam się Agnieszka i jestem zakupoholiczką”. I choć dla wielu z Was zabrzmi to zabawnie, to jest to cała prawda o mnie. Uwielbiam zakupy, a na nowe ciuchy, buty i dodatki potrafię wydać sporą sumkę. Z jednej strony chciałabym powiedzieć STOP swojemu uzależnieniu, ale z drugiej… zakupy są takie przyjemne! Założę się, że niejedna z Was wie, co mam na myśli.
Jak zaczęła się moja zakupowa obsesja? Nie potrafię stwierdzić tego jednoznacznie, ale chyba stało się to wtedy, gdy zaczęłam zarabiać. W moim domu rodzinnym nigdy się nie przelewało, a mama kupowała mi nowe ubrania tylko wtedy, kiedy stare nie nadawały się już do noszenia. Często dostawałam też używane ciuchy po sąsiadkach i kuzynkach. Nie przeszkadzało mi to, jak byłam dzieckiem, ale kiedy dorosłam, zaczęłam się tego wstydzić. Na tle koleżanek z liceum wyglądałam jak uboga krewna – zawsze w znoszonych i niemodnych ciuchach. Nigdy nie byłam przez swój ubiór mniej lubiana w klasie, podobałam się chłopakom i miałam grono przyjaciółek, ale wiecie jak to jest – zwyczajnie zazdrościłam im, że zawsze są modnie i ładnie ubrane.
Kiedy więc poszłam na studia, całe pięć lat ciężko pracowałam na to, żeby potem znaleźć fajną, dobrze płatną pracę. Dodatkowe kursy, certyfikaty z dwóch języków, najlepsze oceny z egzaminów. Wysiłek się opłacił, bo już na piątym roku zaczęłam pracować w agencji reklamowej. Nie miałam już wtedy praktycznie żadnych zajęć na uczelni, oprócz seminarium magisterskiego, ale szef spokojnie pozwalał mi wychodzić z pracy na te 2-3 godziny raz w tygodniu.
Połowę pierwszej pensji wydałam na modne, markowe ubrania. Wiecie jak to jest w agencjach reklamowych – ludzie bardzo dbają o swój wizerunek. Nie mogłam odstawać od innych pracowników, więc pieniądze zainwestowałam w ciuchy i szpilki. Potem stopniowo doszedł fryzjer, kosmetyczka, wybielanie zębów. Już nie wyglądam jak uboga krewna, oj nie.
Wszystko byłoby super, gdyby nie fakt, że kupowanie stało się moją obsesją. Z niecierpliwością czekam co miesiąc na dzień wypłaty, a kiedy pieniądze są już na moim koncie – biegnę po nowe bluzeczki, sukienki, spodnie, buty, apaszki i biżuterię. Zawsze znajdzie się coś, co jest mi NIEZBĘDNE. Z takim tempem wydawania, moja pensja starcza mi na… tydzień. Potem brakuje mi kasy na rachunki czy jedzenie, więc albo zapożyczam się w banku, albo u znajomych. Niestety ci ostatni robią to coraz bardziej niechętnie.
Ostatnio wpadłam na pomysł, żeby nie odrywać metek od kupionych przeze mnie ubrań. Kiedy już nie mam za co kupić chleba na kanapki, po prostu zwracam drogą marynarkę czy bluzkę do sklepu i oddają mi gotówkę. To taka moja „inwestycja w ruchomości”. Oczywiście kiedy znów dostaję pensję, wracam do galerii i kupuję drugi raz zwrócone przeze mnie wcześniej rzeczy.
Nie wiem, czy powinnam mieć wyrzuty sumienia z powodu mojego zakupoholizmu. Przecież nie mam jeszcze rodziny na utrzymaniu i to chyba nic złego, że lubię wydawać pieniądze na drobne przyjemności? Jestem pewna, że jak kiedyś wyjdę za mąż i urodzą mi się dzieci, będę potrafiła zapanować nad swoim nałogiem. Póki co jednak zamierzam korzystać z życia!
Pozdrawiam wszystkie zakupoholiczki,
Agnieszka
Zobacz także:
DECYZJA NALEŻY DO CIEBIE: Czy powiedzieć rodzicom, że wolę kobiety?
Klaudia ma 28 lat i właśnie układa sobie życie z kobietą. Jest bardzo szczęśliwa, jednak nie wie, czy powiedzieć o tym rodzicom. To byłby dla nich olbrzymi szok!
Wasze Listy: "Siostra wyznała mi, że w dzieciństwie była molestowana przez wujka – co robić?"
Ewa zupełnie nie wie, jak ma postąpić. Jest bezsilna, zwłaszcza że jej siostra nie chce przyjąć żadnej pomocy, a jedynie błaga ją o milczenie!