Odkąd w połowie XX wieku pojawiły się pierwsze spraye chroniące przed nadmiernym poceniem, na dobre wpisały się w krajobrazy naszych łazienek. W międzyczasie, te zawierające freon zastąpiono bardziej przyjaznymi warstwie ozonowej. Zaczęto również eksperymentować ze składnikami i zapachami, tak aby zagwarantować stuprocentową, wielogodzinną ochronę. Dziś nie wyobrażamy sobie codziennego życia bez ulubionego sztyftu czy aerozolu.
Niestety dla 12-letniego Brytyjczyka, Daniela Hurleya, nadużywanie dezodorantu skończyło się tragicznie. Chłopiec, mimo młodego wieku, bardzo o siebie dbał i każdy dzień zaczynał od dość długiej i złożonej toalety - stosował różnego rodzaju kosmetyki do ciała oraz do stylizacji włosów. Pewnego poranka, gdy długo nie wychodził z łazienki i nie odpowiadał na nawoływania ojca, ten był zmuszony wyważyć drzwi. Daniel leżał nieprzytomny na podłodze. Został natychmiast przewieziony do szpitala, gdzie po pięciu dniach zmarł.
Badania wykazały, że nastolatek rozpylił w niewentylowanym pomieszczeniu zbyt dużo kosmetyku, a zawarte w nim rozpuszczalniki wywołały arytmię. Na opakowaniach wyraźnie były wymienione wszelkie ostrzeżenia, więc zrozpaczony ojciec chłopca nie ma podstaw, by pozwać producenta i żądać odszkodowania.
Przestrzegamy was przed szkodliwością tego typu rozpylanych kosmetyków. Nie stosujcie ich w zamkniętych pomieszczeniach. Wietrzcie pokój zawsze po zastosowaniu dezodorantu czy lakieru do włosów. Pamiętajcie również, aby ze względu na bezpieczeństwo skóry zmieniać rodzaj używanego aerozolu przynajmniej co dwa miesiące.