Przeszczep, o którym mowa, przeszedł chyba na dobre do historii transplantologii. Otóż pacjentce przeszczepiono 80 proc. twarzy. Operacja trwała 22 godziny - przeszczepiono powieki, nerwy twarzy, części kostne, nos, tkankę podskórną, płat skóry twarzy, górną wargę, szczękę z zębami, dolne powieki, oko. Ten skomplikowany zabieg wykonano na kobiecie, która przed laty straciła w wypadku większą część twarzy, w wyniku czego, jej życie zamieniło się w koszmar. Nie tylko ze względów społecznych, ale nawet nie mogła samodzielnie jeść czy oddychać. Był to pierwszy w USA, a czwarty na świecie, zabieg tego typu. Brało w nim udział dziesięciu chirurgów.
Pierwszy przeszczep twarzy przeprowadzono we Francji, a wykonania zabiegu podjęło się troje francuskich chirurgów. Biorcą przeszczepu była kobieta pogryziona przez psa. Operacja ta nie była jednak tak rozległa jak przypadek amerykański, gdyż francuscy lekarze obawiali się, że pacjentka będzie miała problemy z tożsamością. Innym argumentem była sugestia, że przeszczep twarzy nie jest zabiegiem ratującym życie, jak np. przeszczep organu wewnętrznego.
Następny zabieg tego typu wykonano w Chinach. Pacjentem był rolnik zaatakowany przez niedźwiedzia. Niestety, po dwóch latach od zabiegu zmarł, gdyż przestał przyjmować leki immunosupresyjne zapobiegające odrzuceniu przeszczepu. Stwierdził, że tradycyjna chińska medycyna mu wystarczy.
Kolejny przeszczep twarzy przeprowadzono w Europie, mianowicie we Francji. Ten przypadek, w przeciwieństwie do chińskiego, zakończył się pełnym sukcesem. Biorcą przeszczepu był 27-letni mężczyzna, walczący z poważną chorobą genetyczną. Do kolejnego przeszczepu twarzy przymierzają się lekarze z Wielkiej Brytanii.
Niewątpliwie, taka operacja to wyższa szkoła jazdy. Nie dość, że to praca na pełnym ekstremum medycznym, to i jeszcze psychologicznym. Bo tak naprawdę wykonanie zabiegu to połowa sukcesu. Eksperci i przeciwnicy przeszczepów twarzy ostrzegają przed wieloma powikłaniami. Przede wszystkim przed odrzuceniem przeszczepu, co prowadzi do stanu gorszego niż przed operacją. Kolejnymi przeciwwskazaniami są: bardzo niska odporność organizmu oraz zaburzenia psychiczne, które mogą powstać w wyniku otrzymania „nowej twarzy”. Nawet jeśli przeszczep przyjmie się fizycznie, biorca może nie być w stanie zaakceptować „kogoś innego” w swoim ciele. Inny problem psychiczny może się wiązać nie tyle z nową twarzą, o ile z faktem, że ofiarowany organ pochodzi od martwego dawcy.
Bioetycy twierdzą również, że przeszczep twarzy jest zabiegiem poprawiającym jakość życia, a nie je ratującym. Ale biorąc pod uwagę ostatni amerykański przypadek, można z nimi polemizować, gdyż tylko tak rozległy przeszczep uratował kobiecie życie, umożliwiając jej samodzielnie odżywianie się i oddychanie.
Twierdzi się również, że osoby borykające się z problemem zdeformowanej twarzy powinny bardziej zadbać o psychoterapię, niż iść pod nóż. Podobno współczesna psychoterapia potrafi zdziałać cuda i pozwala na całkowite zaakceptowanie siebie. Czy aby na pewno...? To nie jest zwykła kosmetyka. Ci ludzie są pogrążeni w głębokiej depresji i nie mogą prowadzić normalnego życia - odpowiadają zwolennicy tego typu przeszczepów. Kto ma rację?
Jak wynika z sondaży, aż 90 procent Polaków jest skłonnych oddać swoje narządy do przeszczepu. Wśród tych osób są uczniowie, studenci, ludzie z wyższym wykształceniem, pracownicy umysłowi, kadra kierownicza, biznesmeni. Swoich narządów nie oddaliby renciści, emeryci, mieszkańcy wsi i miasteczek, rolnicy, niewykwalifikowani robotnicy, osoby z wykształceniem zasadniczym.
Zobacz także:
Chciała wyglądać jak dziki kot, a jest ofiarą operacji plastycznych!