21-letnia mieszkanka Krakowa, w sierpniu zeszłego roku poroniła, o czym nie poinformowała ani swojej rodziny, ani chłopaka. Wszyscy myśleli, że nadal jest w ciąży, więc nie protestowali, gdy oznajmiła, że jedzie do szpitala rodzić. W rzeczywistości, zamierzała wejść na teren placówki i zabrać dziecko jednej z matek. Swoje straciła kilka miesięcy wcześniej i trudno było jej się pogodzić z bolesną prawdą.
Przez kilka godzin snuła się po szpitalnych korytarzach, zbywając pytania i zaczepki pacjentów. Uparcie twierdziła, że jest w ciąży i przyjechała rodzić. Późnym wieczorem zdecydowała się zwieńczyć swój plan i podając się za pielęgniarkę, zabrała noworodka jednej ze świeżo upieczonych matek. Ta, niczego nieświadoma, bez oporów oddała malucha "na badania". Swój fatalny błąd zrozumiała później, gdy prawdziwa pracownica szpitala przyszła do jej sali, pytając o dziecko. Niestety, młoda krakowianka do tego czasu zdążyła się oddalić.
Przerażeni rodzice postawili na nogi ponad 100 policjantów, którzy w poszukiwaniach wykorzystali psy tropiące. Podczas gdy oni przeczesywali okolicę, 21-latka postanowiła nad ranem odwiedzić matkę swojego chłopaka. Ta była pewna, że maleństwo w jej rękach to długo oczekiwany wnuczek. Nie nacieszyła się jednak noworodkiem, gdyż policjanci wpadli na właściwy trop i dotarli do mieszkania "babci".
W szpitalu Żeromskiego, gdzie doszło do zajścia, już wszczęto dochodzenie. Porywaczka została aresztowana i musi spodziewać się dwóch zarzutów: uprowadzenia noworodka i narażenia go na utratę życia lub ciężki uszczerbek na zdrowiu. Grozi jej za to kara nawet do trzech lat więzienia.